Ofo, jeden z chińskich gigantów bike-sharingowych, ma już stronę z polską domeną, choć jeszcze nieprzetłumaczoną na nasz język. Singapurski oBike już ją nawet częściowo przetłumaczył. Gazeta Stołeczna sugeruje, że wiosną obie będą nowymi firmami rowerowymi na naszym rynku. Cieszyć się czy martwić?
Na pewno każdy z was przynajmniej raz widział malownicze zdjęcia z wysypisk rowerów w Chinach. To efekt eksplozji tamtejszych firm bike-sharingowych, które działają zupełnie inaczej, niż to co znamy z ulic polskich miast. System jest niskokosztowy (to teoretycznie plus dla operatora) i bezstacyjny (to teoretycznie plus dla użytkownika). Tanie rowery z modułem, który umożliwia lokalizację i odbezpieczenie smartfonem, są odstawiane gdziekolwiek i wypożyczane skądkolwiek. Dostępność ma zapewnić ich duża liczba, ale również z tego powodu często zamiast być miejskim środkiem transportu, stają się miejskim śmieciem.
O ile więc trudno wyobrazić sobie, że rowery stacyjne mogą komuś przeszkadzać, są w końcu planowane i instalowane jako element systemu transportowego, to miasta często mają kłopot z tymi bezstacyjnymi, które są porzucane pojedynczo, albo masowo w danym miejscu.
Opisywaliśmy w zeszłym roku przypadek, gdy zatarasowały wejście na jedną ze stacji w Londynie.
Rozmowa o „chińskich” rowerach sprowadza się więc do zalet i wad dowolności w przestrzeni miejskiej. Zalety są – budżet miasta nic nie płaci za funkcjonowanie systemu, a użytkownik płaci mniej za korzystanie z niego. Nextbike, operator większości systemów rowerowych w polskich miastach, w tym warszawskiego Veturilo,
w niedawnej rozmowie z nami przypomina, że w jego rowerach pierwsze 20 minut jest darmowe („w chińskich” rowerach takiego bonusu nie ma, w dodatku zwykle założenie konta wymaga kaucji), ale pamiętajmy, że to efekt związany z opłatą ze strony miasta.
Z drugiej strony miasto nie ma kontroli nad systemem, więc trudno mu go łączyć z istniejącym systemem transportowym, system nie pełni roli promocyjnej. Użytkownicy dostają rowery jednak gorszej jakości, ze słabszym serwisem (jeśli jakimkolwiek) i nigdy nie mają pewności, że w pobliżu znajdą rower.
Według „Stołecznej” w Warszawie wiosną pojawią się rowery Ofo oraz singapurskiego oBike. Ofo to jeden z dwóch, obok MoBike, chińskich gigantów w branży, którego rowery są liczone w milionach. oBike jest mniejszy, ale w porównaniu do polskich firm i tak olbrzymi, a w 2017 r. uruchomił systemy w dziesięciu zachodnioeuropejskich miastach.
Póki co, Polacy nie mają dużego doświadczenia z podobnymi systemami. W Warszawie od grudnia można skorzystać z czarno-czerwonych rowerów ArcoBike, działających w podobnym modelu. Trudno jednak ocenić jak się przyjęły, póki pogoda nie zacznie bardziej sprzyjać korzystaniu z jednośladów. Dla acrobike’ów chińska konkurencja może okazać się jeszcze bardziej niebezpieczna niż dla Veturilo, bo może zadziałać efekt skali. Z kolei w Krakowie, tamtejsze Wavelo (obsługiwane przez BikeU) działa w systemie bezstacyjnym połowicznie. Rowery można pozostawiać gdziekolwiek, choć premiowane jest odprowadzenie na stację. Miasto za system nic nie płaci, a ten utrzymuje się głównie z opłat i abonamentów. Użytkownicy przyzwyczajeni do takiej formy, mogą uznać „chińską” konkurencję za wygodniejszą.