Jeden z chińskich startupów rowerowych, Bluegogo, który rozwijał systemy bezstacyjnych rowerów publicznych nie tylko w Chinach, ale próbował robić to również w USA, zbankrutował. Prezes firmy w piątek, w liście otwartym przeprosił pracowników, którzy nie dostali pensji. Spółkę ratuje inna chińska firma rowerowa.
Bluegogo, to trzeci co do wielkości operator rowerów miejskich w Chinach, po MoBike i Ofo. Przy tych dwóch gigantach, którzy, według szacunków, zarządzają kilkoma milionami rowerów w kilkudziesięciu chińskich miastach, Bluegogo nie wyglądało na mocarza. W Shenzen, Kantonie i Chengdu miało w sumie 70 tys. rowerów. Ale w tym roku
firma próbowała uruchomić system w San Francisco, skąd jednak została „przepędzona” przez władze miasta.
Chińskie rowery bezstacyjne funkcjonują z zasady bez porozumienia z miastem. Wypożycza się je przez aplikację, bierze i pozostawia w dowolnym miejscu. Stąd miasta często mają kłopot z górą rowerów porzuconych przez użytkowników w konkretnym punkcie, poza, rzecz jasna, faktem, że rowery korzystają z miejskiej infrastruktury. Firmy mają niskie koszty, więc i ceny wypożyczeń są niższe niż w tradycyjnym bike–sharingu.
W Chinach nastąpił w ostatnich latach wysyp tego rodzaju „pirackich” systemów, często w formie start–upów. Tak właśnie było z Bluegogo, którego prezes Li Gang, przez pewien czas uchodził za rowerowego innowatora, poza Bluegogo był też szefem spółki SpeedX, powstałej dzięki crowdfundingowi, która produkuje naszpikowane elektroniką, hipsterskie rowery.
Teraz SpeedX również ma kłopoty, po tym, gdy Li Gang napisał we wspomnianym liście, że nie uchyla się od błędów, które popełnił. „Moje serce cierpi, a z problemami borykam się od miesięcy”.
Według serwisów technologicznych, które komentują to zdarzenie, to jeden z elementów procesu konsolidacji chińskiego rynku rowerowego. Rowery Bluegogo przejęła inna firma rowerowa Green Bike–Transit, kilka mniejszych spółek niedawno wycofało się z rynku lub połączyło siły. Z drugiej strony serwis BikeBiz sugeruje, że to dowód na to, że chiński boom rowerowy to kolejna bańka na rynku nowych technologii, sztucznie napompowana, m.in. dzięki pieniądzom chętnie inwestowanym w tego rodzaju przedsięwzięcia – efektowne, ale nieprzemyślane.
W Polsce, póki co, tego rodzaju systemów na wielką skalę nie ma. Raczkuje dopiero system w Warszawie, czyli Acro Bike, który miał ruszyć w liczbie 500 rowerów pod koniec wakacji (w dodatku pod nazwą Cross Bike), ale 180 czrano czerwonych rowerów pojawiło się na ulicach dopiero przed kilkoma dniami. To też start-up, tyle że polski.