Co jest fascynującego w prowadzeniu tramwajów? Co najbardziej w tym zawodzie przeszkadza? Dlaczego tramwaje nie czekają na dobiegających? O pracy za pulpitem tramwaju opowiada Rafał Wójcik, motorniczy z sześcioletnim stażem, który prowadzi facebookowego bloga „Twój Motorniczy”.
Witold Urbanowicz, Transport-publiczny.pl: Co sprawia, że lubisz tę pracę?
Motorniczy Rafał Wójcik: Tramwaj ma w sobie coś magicznego. Najbardziej pociągające są w tym jazda po mieście, kontakt z ludźmi i misja, jaką świadczymy. Jeżeli ktoś chce korzystać z mojej usługi, jako motorniczego, to darzy mnie zaufaniem i liczy na to, że zostanie dowieziony na miejsce bezpiecznie, komfortowo i o czasie. Istnieje stereotyp, że praca motorniczego jest nudna, bo jeździ się tylko pomiędzy pętlami tam i z powrotem. Ale absolutnie nie należy to do nudnych zajęć – zdarzają się różne sytuacje.
Co natomiast irytuje i przeszkadza?Czasem pasażerom udzielają się emocje. Grunt to zachować spokój i opanowanie, wtedy można rozwiązać każdą sytuację. Często się zdarza, że pasażer mający pretensje jest karcony przez innych podróżnych, którzy daną sytuację widzieli zupełnie inaczej. Takie wsparcie jest bardzo ważne.
Poza tym nie ma nic gorszego, jak presja czasu w postaci rozkładu jazdy – oczywiście każdy stara się go trzymać, chociażby po to, żeby móc odpocząć kilka minut na pętli, ale nie może to kolidować z bezpieczeństwem czy jakością świadczonych usług. Musimy się też zmierzać z nietypowym zachowaniem innych uczestników ruchu, w tym również pieszych. Nie są to niestety rzadkie sytuacje – zdarzają się nawet kilkanaście razy dziennie. Staramy się przewidywać jak najwięcej i myśleć za innych. Od czterech lat jeżdżę bez kolizji, ale to tylko i wyłącznie kwestia szczęścia.
Z rzeczy, które mogą irytować pasażerów: dlaczego tramwaje nie czekają na dobiegających?Na większości przystanków mamy sygnalizację świetlną z określonym cyklem z określoną liczbą sekund dla tramwaju. Zamykanie drzwi trwa od trzech do ośmiu sekund w zależności od typu taboru. Tymczasem nie można zapominać, że tramwaj ma rozkład jazdy. Pojazdów na mieście jest bardzo dużo i ruch musi odbywać się w sposób płynny i ciągły. Tramwaj jest po to, żeby jechać – w przypadku, gdybyśmy zawsze zaczekali na dobiegających, co często robimy, bo obowiązuje nas drobna tolerancja punktualności, to jednocześnie blokowalibyśmy kolejne tramwaje. W pewnym momencie po prostu trzeba odjechać – jeżeli się tego nie zrobi na danym cyklu, to potem tylko opóźnienie będzie się kumulować.
Czemu motorniczowie szarpią?Nie wynika to ze złej woli motorniczego. Tramwaj to urządzenie, która zawsze ma prawo się zepsuć, mieć awarię. Poza tym porusza się po szynach, więc jest to tarcie metal o metal – czasami pojazd wpada w poślizg i musimy sobie pomóc dodatkowym elementem, jakim jest hamowanie awaryjne, oczywiście nie do całkowitego zatrzymania, bo byłoby to niewygodne zarówno dla pasażerów, jak i dla motorniczych. Dochodzą też względy bezpieczeństwa, gdy podejrzewamy, że inny uczestnik ruchu – kierowca bądź pieszy może wtargnąć na torowisko.
Co można zmienić, by lepiej się pracowało jako motorniczy?Jest wiele takich miejsc, gdzie infrastruktura – na skrzyżowaniach i przejazdach – niejako faworyzuje transport kołowy, co jest krzywdzące dla pasażerów i mieszkańców miasta. Sama kwestia priorytetu nie powinna zamykać się tylko i wyłącznie w sygnalizacji, ale powinna obejmować także usprawnienia przejazdu przez chociażby wprowadzenie odpowiednich oznaczeń. Chętnie na prawym ramieniu lustra widziałbym też numer linii, co się sprawdza w przypadku przystanków podwójnych (gdzie zatrzymują się dwa tramwaje na raz). Dzięki temu pasażerowie z przodu przystanku widzieliby, jaki pojazd stoi „na drugiego”. Istotnym problemem są przejścia dla pieszych – tramwaj ważący 40 ton ma określoną drogę hamowania. Od momentu, kiedy zobaczę, że człowiek wchodzi bądź ma zamiar wejść na tory, moja reakcja jest automatyczna. Jednak hamowanie musi być komfortowe dla pasażerów i skuteczne – żeby tramwaj zatrzymał się w porę. W innych krajach (np. Czechy) tramwaje mają pierwszeństwo na przejściach dla pieszych. O dziwo jest to bezpieczniejsze: motorniczowie nie są w stanie przewidzieć wszystkich sytuacji i w miejscu nie zatrzymają wozu.
To praca zmianowa, często trzeba wstawać bardzo wcześnie albo kończyć bardzo późno. Czy na dłuższą metę nie jest to męczące i nie utrudnia życia osobistego?W dzisiejszych czasach trzeba być elastycznym. To specyficzna praca – zaczynamy w bardzo wczesnych godzinach porannych, albo kończymy ją w bardzo późnych godzinach wieczornych bądź już nocnych. Życie w tym trybie to kwestia wypracowania sobie pewnych schematów. Zdarza się, że wstaję o 2:30 rano, gdyż w pracy muszę być o 3:50, by przygotować wagon, sprawdzić stan techniczny, zadbać o bezpieczeństwo, żeby w pojeździe było ciepło. Muszę być wyspany i wypoczęty, więc muszę się położyć odpowiednio wcześniej spać. Jest to niedogodność, ale to kwestia przyzwyczajenia siebie, rodziny i znajomych. Można to też traktować jako urozmaicenie – w końcu nie ma nic gorszego od nudy czy monotoniczności.
Czy motorniczowie są przydzieleni do określonych linii, czy trzeba znać wszystkie trasy?Dany motorniczy jest przypisany do zajezdni, która obsługuje określone linie. Jednakże każdy motorniczy musi znać cała infrastrukturę tramwajową danego miasta w pełni – w sytuacjach awaryjnych czy zmian tras nie możemy jechać w ciemno. Generalnie codziennie jeżdżę na innej linii i brygadzie.
Sygnalizacje w wielu miejscach nie są zbyt przyjazne dla tramwajów. Czy motorniczowie znają na pamięć wszystkie cykle sygnalizacji, żeby wiedzieć, gdzie przejechać, żeby zdążyć?
Warto, by motorniczowie znali cykle świetlne, ponieważ to ułatwia rozplanowanie sobie czasu obsługi na przystanku. Dojeżdżając do niego i patrząc na poszczególne sygnalizatory i fazy, wiem, czy zdążę odjechać z tego przystanku.
Czy doświadczyłeś, jako motorniczy, jakichś miłych sytuacji w kontaktach z pasażerami?Całe mnóstwo. Empatia w ludziach daje bardzo wiele i jest motywacją w naszej pracy. Z ciekawych historii – kilka lat temu w walentynki podjeżdżałem na jeden z przystanków. Stał na nim jakiś chłopak, dosyć zdenerwowany i zakłopotany, patrzył na zegarek. Zastukał do kabiny – pomyślałem, że chce się o coś zapytać. Wrzucił mi do kabiny pluszowego misia i bukiet kwiatów, mówiąc: „Masz, tobie się bardziej przyda, mnie wystawiła”. Innym razem po nieprzyjemnej i stresowej sytuacji – wyjściu starszego pana zza wagonu jadącego w przeciwnym kierunku – jedna z pasażerek chciała mi zrobić kanapkę, twierdząc, że na stres i zdenerwowanie najlepiej jest wrzucić coś do żołądka. Podziękowałem i powiedziałem, że gdybym miał za każdym razem jeść, to byłoby mnie łatwiej przeskoczyć niż obejść i oboje roześmialiśmy się.
Pierwsza część wywiadu.Rafał Wójcik jest motorniczym z sześcioletnim stażem. Swoją karierę zaczynał w Tramwajach Śląskich. W czasie wolnym prowadzi na Facebooku stronę „Twój Motorniczy”, gdzie przedstawia tajniki pracy za pulpitem.