Jest w Częstochowie takie skrzyżowanie, które na jednej z ulic nie ma przejścia dla pieszych. Jest na nie miejsce w terenie i w cyklu sygnalizacji świetlnej. Chcą go mieszkańcy, którzy obecnie obładowani zakupami muszą biegać naokoło. Nie chcą go… politycy i inżynierowie.
Miejscem sporu jest duże skrzyżowanie łączące trzy duże dzielnice miasta. A nawet więcej, bo na skrzyżowaniu tym łączą się arterie komunikacyjne obsługujące dalej położone rejony miasta. To aleja Niepodległości, aleja 11 Listopada, aleja Pokoju i ul. Jagiellońska (DK43). Skrzyżowanie to leży 100 metrów od kolejnego – alei Pokoju i alei Wojska Polskiego (DK1). Razem stanowią duży węzeł komunikacyjny miasta zwany potocznie „węzłem estakada” od estakady postawionej w ciągu al. Wojska Polskiego w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku.
Ten odcinek mieści strefy kumulacji pojazdów oczekujących na wjazd na oba skrzyżowania, ale z uwagi na ilość pasów ruchu rzadko bywają zapełnione. Wokół omawianego skrzyżowania zlokalizowane są liczne przystanki autobusowe i tramwajowe, punkty usługowe i handlowe. Tłoczno jest tu o każdej porze dnia. Przejścia dla pieszych przecinają al. Niepodległości, al. 11 Listopada i ul. Jagiellońską – każda po przebudowie ma po dwie jezdnie, zaś na Jagiellońskiej rozdzielone są jeszcze torowiskiem tramwajowym. Do tego dochodzi jeszcze dwupasmowy prawoskręt z al. Pokoju w al. Niepodległości. Sterowanie dla każdej z jezdni (i torowiska) odbywa się tu osobno, aczkolwiek poszczególne ulice mają fazy łączone nie licząc prawoskrętu z kolejną sygnalizacją.
Przejścia dla pieszych brakuje na alei Pokoju. Aby dostać się z obleganego narożnika alej Niepodległości i Pokoju, na którym zbiegają się trzy linie tramwajowe na narożnik alej Pokoju i 11 Listopada, trzeba obejść skrzyżowanie dookoła przekraczając 7 jezdni i torowisko. To 130m, zamiast 60. Do tego dochodzi czas, bo priorytet na skrzyżowaniu ma ruch kołowy. Pieszy musi wzbudzić sygnał dla siebie przyciskiem, którego nie naciśnięcie oznacza brak zielonego.
Bunt pieszych
Kilka organizacji pozarządowych z inicjatywy lokalnej redakcji Gazety Wyborczej połączyło swe siły i w ramach
walki o optymalizację organizacji ruchu w obrębie węzła zażądało wytyczenia przejścia dla pieszych przez al. Pokoju wywołując jednocześnie dyskusję na temat ten i filozofii organizacji ruchu w Częstochowie w ogóle.
Sprawa z pozoru błaha, wszak chodziło jedynie o uporządkowanie pobliskiego skwerku (dostosowanie układu alejek do nowej lokalizacji przystanków i przejść), optymalizację pracy sygnalizacji (połączenie rozłącznych cykli, eliminację zbędnych czerwonych świateł i wyłączenie zbędnej sygnalizacji tramwajowej), korektę oznakowania poziomego (myliło kierowców) oraz wymalowanie przejścia dla pieszych przez al. Pokoju.
Przeprowadzono wizję lokalną z udziałem prezydenta miasta, zorganizowano pikietę, w pobliskich centrach handlowych zbierano podpisy pod petycją do władz o wytyczenie przejścia oraz wywieszono w tamtym miejscu dwa duże banery. Nie obyło się także bez wielu rozmów organizatorów akcji z dyrekcją Miejskiego Zarządu Dróg i Transportu oraz zatrudnionymi tam inżynierami ruchu. Całość była na bieżąco relacjonowana na łamach lokalnej Gazety Wyborczej przez inicjatora i koordynatora akcji, red. Tomasza Haładyja – absolwenta ekonomii transportu po SGH. Akcja w normalnych warunkach skończyłaby się powodzeniem.
Opór urzędniczy
Okazało się, że jednak nie jest błaha. Mimo, przeprowadzonej akcji i ogromnego poparcia społecznego oraz pozytywnej oceny radnych zasiadających w Komisji Infrastruktury i Ochrony Środowiska, urzędnicy powiedzieli „nie”. Nie wiedzieć czemu, przed wytyczeniem przejścia dla pieszych bronią się, jak tylko mogą.
Zgadza się z nimi policja.
Oficjalna opinia, podpisana przez podinspektora Stanisława Kubackiego, straszy katastroficzną wizją „zaburzenia ładu panującego na skrzyżowaniu”, po którym „przepustowość ulegnie znacznemu pogorszeniu”. Absurdalnie brzmi stwierdzenie, że „… ze stojących samochodów wydobywałaby się znacznie większa ilość spalin, co niekorzystnie może wpłynąć na samopoczucie pieszych”.
Przypominamy – chodzi o wymalowanie pasów przed strefą kumulacyjną i wybrukowanie azyli na szerokim pasie zieleni, wszystko w ramach istniejącego cyklu!
Do akcji
negatywnie odniósł się także częstochowski poseł Marek Balt, na Facebooku uznając ją za bezzasadną. Wpis szybko usunął.
Przejście, to kwestia czasu
Cały urzędniczy opór pokazuje smutną prawdę. W kreowaniu przestrzeni publicznej uwzględnia się przede wszystkim ruch kołowy, co gorsza – indywidualny. To w Częstochowie duży problem.
Oficjalnie żaden z dyrektorów MZDiT nie skomentował tej sprawy dla naszego serwisu. Nieoficjalnie usłyszeliśmy od jednego z nich, że „ktoś musiałby się pod tym [wytyczeniem przejścia – red.] podpisać, zaś w przypadku potrącenia wiązałaby się z tym odpowiedzialność przed prokuratorem”.
Tyle, że każde przejście dla pieszych zostało przez kogoś wytyczone i na wielu z nich dochodzi do potrąceń pieszych, i nikt z tego powodu urzędników po sądach nie ciąga. Na wspomnianym skrzyżowaniu światła zmieniają się co 40–50 sekund dla każdej z jezdni o trzech i czterech pasach ruchu. Na pokonanie go jest mnóstwo czasu.
Jednak Tomasz Haładyj, inicjator akcji, twierdzi, że „to przejście i tak powstanie – nie dziś, to za rok, dwa, czy nawet pięć lat, ale powstanie, bo to zwyczajna konieczność”.
Zobacz skrzyżowanie na mapie.