Miejski bike–sharing to nie nowa idea. Doczekała się jednak nowej odsłony za sprawą Donkey Republic - startup’u zapoczątkowanego w Kopenhadze. Kolejne miasta wprowadzają pomysł u siebie. Czy Donkey Republic ma szansę przyjąć się w Polsce?
Założyciele Donkey Republic dają użytkownikom wygodny, przewidywalny system wypożyczania rowerów, który nie wymaga zaplecza infrastrukturalnego, ani skomplikowanych formalności. Pomysł jest prosty. Startup stworzył aplikację na smartfony oraz kompatybilny z nią model zamka zabezpieczającego rowery.
Użytkownik ściąga aplikację, rejestruje się w serwisie, wyszukuje na interaktywnej mapie rower zaparkowany w dogodnej lokalizacji i przelewa niewielką w duńskich warunkach kwotę ( 10 euro za dobę, 42 euro za tydzień) za jego wypożyczenie. Otrzymuje kod odbezpieczający rower, który przesyła bluetooth’em ze swojego telefonu do zamka. Po zakończeniu użytkowania przypina rower w oznaczonej okolicy. Rower staje się wtedy widoczny w aplikacji, kolejna osoba może z niego skorzystać.
Sposób naliczania opłat za rower jest elastyczny, co jest o tyle wygodne, że nie wymaga od użytkownika przewidywania, jak szybko jest w stanie dotrzeć do kolejnej stacji, by zwrócić rower, nie narażając się na dodatkowe opłaty. Jak podkreślają twórcy Donkey Republic, oferta jest skierowana zwłaszcza do osób odwiedzających miasto. Pozwala uniknąć gorączkowych poszukiwań stacji – aplikacja prowadzi użytkownika do roweru. System rezerwacji online gwarantuje, że rower będzie dostępny.
Nie korzystasz – udostępnij innymDonkey Republic angażuje do współpracy lokalną społeczność. Właściciele rowerów dostępnych w serwisie to osoby prywatne i małe firmy, np. wypożyczalnie. Donkey Republic daje im możliwość zarobienia dodatkowych pieniędzy, jednocześnie tworząc coś w rodzaju „rowerowej wspólnoty”. System jest ogólnodostępny, łatwy w obsłudze, pozwala na swobodne zarządzanie dostępnością roweru – w każdej chwili można wycofać rower z systemu, używać go na swoje potrzeby, by ponownie go udostępnić kiedy indziej.
Startup działa w Kopenhadze od 2012 roku. W tym roku nowe oddziały pojawią się w Niemczech, Hiszpanii, Nowej Zelandii, Izraelu i Holandii. Ambicją firmy jest dostanie się na rynek USA. Wszystko wskazuje na to, że się uda: San Francisco, Nowy Jork i Miami wyraziły zainteresowanie wdrożeniem systemu u siebie.
– Naszym celem jest wpływanie na transport publiczny, nie tylko ułatwianie życia turystom. Wierzymy w to, że prostymi środkami można tworzyć lepsze miasta, szczęśliwszych ludzi i zdrowsze środowisko. Chcemy wypełnić lukę w publicznym transporcie – mówi współzałożyciel firmy, Erdem Ovacik.
– Przypinając do nieużywanego na co dzień roweru zamek AirDonkey, pozwalasz innym cieszyć się jazda, a przy okazji zarabiasz pieniądze. Z każdym kolejnym udostępnionym rowerem, jesteśmy o krok bliżej do wizji, w której każda zainteresowana osoba, w każdym możliwym miejscu, może przemieszczać się na rowerze. Naszym celem jest umożliwienie właścicielom rowerów dzielenia się pasją jazdy oraz zwiększenie ilości rowerów na ulicach, co z kolei jest korzystne dla społeczeństwa na wielu różnych poziomach. Przyłącz się do nas i przyczyń się do tego, by świat stał się miejscem bardziej przyjaznym dla rowerzystów – przekonują założyciele Donkey Republic.
Donkey Republic w Polsce?Pomysł Ovacika i jego współpracowników oparty jest na idei wiary w uczciwość i poczucie odpowiedzialności użytkowników. – Jeśli chodzi o możliwość zaaplikowania tego systemu w Polsce, moje obawy są dwojakiego rodzaju – mówi Gabriela Jarzębowska, aktywistka miejska, założycielka Fundacji Bios Amigos – Po pierwsze: wciąż dość niski poziom kultury obywatelskiej w Polsce, co może się przejawiać wysoką liczbą kradzieży i aktów wandalizmu. Po drugie - nie do końca przychylnie patrzę na postępującą "smartfonizację" różnych obszarów życia. Jest ona korzystna dla interesów korporacji, ale też, co tu kryć, wygodna dla wielu użytkowników. Zarazem jednak wyklucza ona osoby nieposiadające smartfonów ze względów finansowych, ideologicznych lub braku kompetencji do ich obsługi (np. osoby starsze). Zauważam tą tendencję w coraz większej ilości usług, które dla osób "niezesmartfonowanych" stają się niedostępne.
Podobnego zdania jest Michał Dąbrowski, przedstawiciel NextBike, firmy odpowiedzialnej za rowery miejskie Veturillo – Na pewno w krajach typu Holandia czy Dania rowery są popularniejsze, bardziej masowo użytkowane, zżyte z kulturą i stylem życia mieszkańców . W Polskich warunkach stykamy się niestety z przykrymi sytuacjami, kiedy nasze rowery, mimo, że udostępniane praktycznie bezpłatnie, są niszczone, dewastowane i kradzione. Nie wiem jak byłoby w przypadku projektu Donkey Republic, ale sadzę, że trzeba ten czynnik brać pod uwagę.
Dąbrowski kibicuje każdej idei pro - rowerowej, deklaruje, że Veturillo z chęcią podzieli się swoja wiedzą i doświadczeniem, gdyby taki projekt pojawił się na polskim rynku i był zainteresowany wsparciem – Uważam, że idea „sharingu” będzie się nadal rozwijać, ponieważ współcześni ludzie dostrzegają korzyści z tego, że kluczowe jest nie posiadanie na własność danego produktu czy usługi, ale możliwość skorzystania z niej – dodaje. Czy wraz z rozwojem idei szacunek Polaków do „dóbr wspólnych” wzrośnie? Czy może nie warto wdrażać czegoś, na co społeczeństwo nie jest gotowe? Być może szerzej niż w tej chwili zakrojona edukacja obywatelska pozwoliłaby na przyspieszenie tego procesu.