W tym roku z ulic Gdańska zniknie ok. 1,5 tys. znaków drogowych. Oznacza to, że od 2009 r., gdy tamtejszy Zarząd Dróg i Zieleni rozpoczął akcję „Mniej, nie znaczy gorzej” zostanie zlikwidowane ponad 10 tys. znaków drogowych. Gdańsk jest liderem w skali kraju.
W 2009 r. na ulicach Gdańska stało 23 tys. pionowych znaków drogowych. Bardzo często niepotrzebnych, bo powielających nakazy, zakazy i informacje, które wynikały z powszechnych przepisów ruchu drogowego. Do końca 2012 r. usunięto ich 6,5 tys. Do końca ubiegłego roku Gdańsk stracił ich kolejne 2,5 tys.
Gdańscy urzędnicy twierdzą, że ulice są przeładowane znakami. Pytani o przykłady miejsc, gdzie są niepotrzebne, wskazują m.in. tworzone ostatnio dość często skrzyżowania równoległe, gdzie likwiduje się oznaczenia związane z pierwszeństwem przejazdu i dopuszczalną prędkością (na każdym obowiązuje 30 km/h). Inny przykład to strefy z progami zwalniającymi, bo jeśli kierowca będzie jechał z dopuszczalną prędkością, każdy próg powinien zauważyć. Znaki zezwalające bądź zakazujące parkowania też okazują się niepotrzebne, bo tam gdzie parkować nie można, przeważnie tworzy się infrastrukturę, która to uniemożliwia.
W tym roku urzędnicy „przetrzebią” ze znaków głównie dzielnice Osowa i Wrzeszcz, skąd usuną ich ponad tysiąc. Najprawdopodobniej będzie to ostatnie tak duże usuwanie. Znaki zdjęte z ulic zostaną zmagazynowane jako zastępcze.
Porządek w znakach drogowych to nie tylko gdański pomysł. Za granicą często ten problem się rozwiązuje, gdy oznaczeń jest tak dużo, że stają się nieczytelne. W Wielkiej Brytanii w zeszłym roku
rząd zapowiedział usunięcie części z prawie 5 mln znaków drogowych rozsianych po całym kraju. Z kolei w holenderskim Drachten
przebudowano centrum miasta, skąd całkowicie usunięto znaki drogowe i światła. Liczba wypadków na drogach drastycznie spadła.