Anna Hetman, która w czasie kampanii samorządowej obiecywała wprowadzenie w blisko stutysięcznym mieście bezpłatnej komunikacji, jesienią pokonała w wyborach prezydenckich poprzednika, rządzącego przez trzy kadencje. Teraz obietnicę trzeba spełnić.
Bezpłatna komunikacja miejska była hitem minionej kampanii samorządowej. Dla osób korzystających z niej regularnie, wydatek na bilet miesięczny to istotna pozycja w domowym budżecie. Dla miasta, które i tak za funkcjonowanie transportu publicznego płaci, bo nigdzie nie jest on finansowany wyłącznie z biletów i reklam, to wydatek większy, ale do przełknięcia. Czyli pomysł głośny i łatwy do obiecania.
Żory przykładem dla JastrzębiaJastrzębie ma o tyle łatwiej, że w pobliskich Żorach bezpłatna komunikacja funkcjonuje od maja 2014 r., a w niedalekich, niewielkich Pawłowicach od pewnego czasu bilety kosztują złotówkę. Prezydent Hetman, przedstawiając swój projekt, często zresztą powoływała się na przykład Żor, gdzie według obserwacji kierowców frekwencja w komunikacji miejskiej wyraźnie się zwiększyła, na niektórych kursach nawet czterokrotnie. Miasto oszczędza na drukowaniu biletów i na zatrudnianiu kontrolerów, a centrum jest mniej zatłoczone samochodami.
Jeśli Jastrzębie chce się wzorować na Żorach, to można się spodziewać trzeciego w Polsce miasta (w międzyczasie podobne rozwiązanie zaczęło funkcjonować w Lubinie), które wprowadzi całkowicie bezpłatną komunikację. W innych miastach zwykle jest ona skierowana do konkretnych grup, np. tylko tam zameldowanych, albo wyłącznie kierowców. Warto jednak pamiętać, że miasta, które postępują w ten sposób nie mogą całkowicie zrezygnować z kontroli biletów, a także z samych biletów.
Prezydent Hetman niedawno przyznawała w rozmowie z katowickim wydaniem serwisu gazeta.pl, że trwają obliczenia, ile taka zmiana może Jastrzębie kosztować, a pomysł powinien być gotowy w połowie roku. W czasie kampanii przekonywała, że to rozwiązanie oszczędnościowe. Choć ilość wozokilometrów realizowanych co roku się nie zmienia, to miasto płaci za transport coraz więcej. W 2014 r. wydano na ten cel ponad 12 mln zł, czyli ponad 2 mln więcej niż rok wcześniej, 2,5 mln zł więcej niż dwa lata wcześniej i 4,5 mln zł więcej niż w 2011 r. Uproszczenie finansowania ma przynieść oszczędności. Jednocześnie jeszcze jako kandydatka, w prezentacji dotyczącej tego pomysłu (dostępnej na stronie internetowej p. prezydent.anna–hetman.pl) wskazywała, że ściągalność kar za jazdę bez ważnego biletu nie przekracza 30%. Tak więc, nawet jeśli w Jastrzębiu jedziesz na gapę i zostaniesz złapany, większe są szanse, że się wywiniesz niż, że ostatecznie zapłacisz za przejazd.
Będzie dobrze wszystkimNa razie z zapowiedzi dotyczących bezpłatnej komunikacji trudno wskazać jeden konkretny cel, jaki przyświeca urzędnikom w Jastrzębiu. We wspomnianej prezentacji można wyczytać, że są nimi: ożywienie życia społecznego, działania prorodzinne, wyrównywanie szans, zrównoważony rozwój, czy większa mobilność, czyli na dobrą sprawę wszystko, co tylko można do takich celów wpisać. Podwarszawskie Ząbki, wprowadzając bezpłatną komunikację dla osób zameldowanych w tym mieście, chciały skłonić mieszkańców do płacenia podatków u lokalnego fiskusa. W porównaniu do tego, pomysł z Jastrzębia wydaje się typową obietnicą wyborczą, który ładnie brzmi, a do czego się przyda, okaże się potem.
Z drugiej strony przykład Żor wskazuje, że dla średniej wielkości śląskiego miasta, takie rozwiązanie istotnie może być impulsem do rozwoju. Jest przy okazji możliwością wyrwania się z zamkniętego kręgu, w którym zmniejszające się wpływy z biletów są równoważone podwyżkami cen, co powoduje jeszcze mniejszą frekwencję w komunikacji.
Pomysł dla średniakówO zaletach i wadach bezpłatnej komunikacji
pisaliśmy już wiele razy. W Polsce z biegiem czasu to rozwiązanie jest wykorzystywane głównie przez średniej wielkości miasta (kilkadziesiąt, maksymalnie 100 tys. mieszkańców). Takim są Żory, Lubin, czy właśnie Jastrzębie. W większych miastach o podobnych pomysłach dyskutuje się – np. w Warszawie w trakcie wyborów – ale nic poza tym. Dla dużego miasta bezpłatna komunikacja to jednak dużo większy wydatek. W stolicy komunikacja miejska kosztuje ponad 2 mld zł rocznie, a wpływy z biletów to ok. 800 mln zł. We Wrocławiu te liczby to ponad 300 mln i ok. 160 mln zł z biletów. Jeśli więc duże miasto eksperymentuje z bezpłatną komunikacją, to w ograniczonym zakresie. W Kielcach działają tak dwie linie.
Największym miastem na świecie, które testuje bezpłatną komunikację jest stolica Estonii Tallinn, gdzie mieszkańcy jeżdżą za darmo od blisko dwóch lat. Według zeszłorocznych badań frekwencja w tamtejszej komunikacji wzrosła nieznacznie.