Miasto w Alzacji od czterech lat testuje tzw. taryfę solidarnościową. O cenie biletu miesięcznego decyduje wiek pasażera i jego dochody. Polskie miasta wprowadzające, lub rozważające wprowadzenie bezpłatnej komunikacji często tłumaczą to korzyścią dla tych, których nie stać na bilet. Może warto zastanowić się nad francuskim rozwiązaniem?
W półmilionowym Strasburgu standardowy bilet miesięczny, pozwalający jeździć komunikacją w granicach aglomeracji kosztuje 46,40 euro. Ale najstarsi i najmłodsi mieszkańcy płacą o połowę mniej. Jeśli mają minimum 65 lat, albo najwyżej 25, zapłacą za miesięczny 23,20 euro.
Ale to nie wszystko władze miasta postanowiły też uzależnić cenę biletu od dochodu który liczy się w dość skomplikowany sposób. Pasażerowie z rodzin w których dochód na osobę nie przekracza 750 euro w miesiącu płacą o połowę mniej niż powinni. Jeśli ten dochód nie przekracza 550 euro mają zniżkę w wysokości 75 proc., a jeśli wynosi najwyżej 350 euro na osobę – 90 proc. W efekcie nastolatek z biednej rodziny zapłaci za bilet miesięczny… 2,30 euro czyli 10 proc. ceny ulgowego biletu.
Nowe ceny biletów (odpowiednio zmieniono też ceny biletów rocznych) wprowadzono 1 lipca 2010 r. Władze Strasburga tłumaczyły, że to rozwiązanie sprawiedliwe, które jednocześnie buduje społeczną solidarność. Każdy dokłada się do wspólnego transportu publicznego w takim wymiarze, na jaki go stać. Chwaliły się również tym, że nowa taryfa na dobrą sprawę jest przejrzysta i intuicyjna.
Okazuje się, że pomysł okazał się sukcesem z kilku powodów. Według danych z grudnia zeszłego roku komunikacją miejską jeździ zauważalnie więcej osób, a wpływy z biletów wzrosły. Między 2009 a 2012 r. Liczba osób korzystających z kart miejskich wzrosła o 20,2 proc. a 54,6 proc. z nich korzysta z jednej z ulg związanych z dochodem. W 2012 r. zanotowano w Strasburgu 113,9 mln podróży, czyli o 19,5 proc. więcej niż trzy lata wcześniej, a zyski z biletów w tym czasie wzrosły o 16 proc. (wyniosły 42 mln euro).
To dużo lepsze wyniki niż odnotował Tallinn. Stolica Estonii, miasto o porównywalnej wielkości do Strasbourga, wprowadziło bezpłatną komunikację dla mieszkańców niecałe dwa lata temu.
Pierwsze porównania wskazują na to, że możliwość jazdy bez biletu spowodowała tylko trzyprocentowy wzrost ilości podróży, a pasażerów przybyło zaledwie o 1,2 proc.
W Polsce darmowa komunikacja funkcjonuje m.in. w Ząbkach, Nysie, Żorach czy Gostyniu. Wprowadzenie takiej rozważa też Pruszków. W każdym z tych miast powody takiego kroku są nieco inne. Zwykle wiąże się to z zachęceniem mieszkańców do meldowania się w mieście i płacenia tam podatków oraz z ograniczaniem ruchu samochodowego. Ale urzędnicy przy okazji podkreślają też, że to forma pomocy dla najbiedniejszych, dla których wydanie kilkudziesięciu złotych na bilet może stanowić problem.
Z kolei przeciwnicy bezpłatnej komunikacji tłumaczą, że tak naprawdę „bezpłatna” nie jest, bo to czego nie zarobi na biletach trzeba jej dopłacić z budżetu, czyli zapłacą podatnicy. Poza tym tego, za co się nie płaci, specjalnie się też nie szanuje. Pomysł strasburski nie sprawia takiego kłopotu. Płaci każdy, tyle na ile go stać. Jak wynika ze statystyk, może się to opłacać.