Donbas opatruje swe rany. Wojna, która przetoczyła się przez wschodnią Ukrainę w 2014 i 2015 roku, pozostawiła sporo śladów i zmieniła granice. Tam, gdzie dawniej władzę sprawował Kijów, dziś powiewają flagi Donieckiej i Ługańskiej Republiki Ludowej. A co z miejscowymi tramwajami i trolejbusami? Bezpośrednio w polu rażenia pocisków znalazły się cztery miasta z rozwiniętymi systemami komunikacji publicznej.
Symbolem wojny stało się zwłaszcza lotnisko w Doniecku, pieczołowicie wyremontowane przed Euro 2012. To właśnie tu toczyły się najcięższe boje pomiędzy jednostkami Cyborgów (po stronie ukraińskiej) i tak zwanych Czeburaszek (po stronie prorosyjskich separatystów). Krwawa bitwa skończyła się ponad rok temu, ale ostrzały nadal grzmią tutaj każdej nocy. Wokół lotniska straszą rozstrzelane znaki, okopy, domy bez ścian i szyb, dziury po wybuchach, poskręcany metal pocisków, szkielety przystanków i pozostałości trolejbusowej sieci trakcyjnej.
Na froncie, kilkaset metrów dalej, wciąż jest głośno, więc transport publiczny prędko nie wróci w te okolice. Nie ma zresztą dla kogo pracować. Niemal wszyscy mieszkańcy wynieśli się stąd w bezpieczniejsze miejsce. Regularnie pojawiają się tu jedynie patrole bojowników. Ale one nie potrzebują trolejbusu.
Zniszczeniu uległa też położona nieopodal linia tramwajowa do dworca. W pozostałych częściach miasta tramwaje i trolejbusy kursują jednak bez przeszkód.
Zniszczony przystanek trolejbusu koło donieckiego lotniska, fot. FF – Jesteśmy dumni, że pomimo wojny nie wstrzymaliśmy ruchu tramwajów i trolejbusów nawet na jeden dzień – mówi Wiktor Kutuzow, główny inżynier donieckiego przedsiębiorstwa transportowego. – Odcinek od dworca kolejowego do przystanku Ekonomiczna to jedyny fragment naszej sieci, po którym do tej pory nie kursują tramwaje. Największym problemem była dla nas odbudowa wysadzonego wiaduktu nad linią kolejową nieopodal ulicy Poligraficznej.
Prace przy odbudowie linii toczą się ponoć przez całą dobę, także po 23:00, kiedy w Doniecku rozpoczyna się godzina policyjna i nikt niepowołany nie ma prawa wyjść na ulicę. Jak tłumaczy inżynier Kutuzow, władza chciałaby zrobić mieszkańcom prezent i puścić tramwaje 12 maja, w rocznicę ogłoszenia niepodległości od Ukrainy.
Sojuz żywInżynierowi najwyraźniej udzielił się rewolucyjny entuzjazm, w Donieckiej Republice Ludowej widoczny niemal na każdym kroku. Gdzie by nie spojrzeć, wzrok pada na czarno-błękitno-czerwoną flagę młodej republiki i propagandowe billboardy. Jeden z tramwajów zdobi na przykład plakat młodej dziewczyny trzymającej w ręce karabin maszynowy. "Długo jeszcze będziesz chować się za moimi plecami? Wstąp do armii DRL!" – głosi napis.
Reklama na jednym z gorłowskich tramwajów: "Długo będziesz się jeszcze chować za moimi plecami? Wstąp do armii DRL!", fot. FF Przywódca Republiki, Aleksandr Zacharczenko, wydał nawet dyrektywę przywracającą zwyczaj czynu społecznego. W sobotnie poranki mieszkańcy wychodzą na ulicę z grabiami, miotłami, łopatami. Bezpłatnie wspomagają komunalne służby oczyszczania, które ciągle borykają się z brakiem pieniędzy.
Ten rewolucyjny entuzjazm jeszcze silniej odczuwa się w Gorłówce, przyfrontowym przemysłowym mieście, będącym do dziś pod nieustannym ostrzałem. Choć wydawało się to niemożliwe, miejscowe przedsiębiorstwo transportowe, będące już przed wojną w opłakanym stanie, nadal funkcjonuje. Jedynie w sierpniu 2014 roku ruch tramwajów i trolejbusów został całkowicie wstrzymany. Później odremontowano zbombardowane podstacje elektryczne, tory i pozrywaną sieć trakcyjną. W porównaniu ze stanem przed wojny, nie kursuje jedynie trolejbus do dzielnicy Nikitowka. Zbombardowany wiadukt trudniej jest odbudować.
– Własnymi siłami odremontowaliśmy trzy najciężej uszkodzone wagony – opowiada Michaił Konowalczikow, dyrektor przedsiębiorstwa transportowego w Gorłówce. – Kiedy wznowiliśmy ruch tramwajów, emerytki podchodziły do motorniczych i ze łzami w oczach dziękowały za nasz wysiłek włożony w funkcjonowanie miejscowego transportu.
W rzeczy samej, tramwaje i trolejbusy w regionie od dawna zapełniają głównie emeryci. To niezwykle powolny i niepewny środek transportu. A przy tym – najtańszy. Za przejazd busikiem w Gorłówce trzeba zapłacić sześć rubli. Bilet na tramwaj kosztuje dwa ruble (zaledwie jedenaście groszy). Za takie pieniądze nie da się oczywiście utrzymać przedsiębiorstwa, więc transport publiczny dotowany jest z budżetu Donieckiej Republiki Ludowej. To także element miejscowej ideologii. Władze chcą udowodnić, że najbiedniejszym grupom społecznym będzie się żyło lepiej niż za ukraińskich czasów. Można się więc spodziewać, że rozklekotane tramwaje w miastach DRL prędko z szyn nie znikną.
Jak mówi dyrektor Konowalczikow, spora pomoc przyszła także z Rosji. Głównie pod postacią części zamiennych – nowe koła, szyby, narzędzia.
Awdiejewka nie pojedzieCóż, nawet czyny społeczne i miejscowy entuzjazm prędko nie zmienią faktu, że komunikacja publiczna w wielu miastach Donbasu od dawna jest w opłakanym stanie. Codziennie na trzech funkcjonujących w Gorłówce liniach tramwajowych pracuje zaledwie siedem wagonów KTM-5. Jedynie Donieck, stolica regionu, może pochwalić się większą liczbą linii i obsługujących je tramwajów. Ale stan taboru też pozostawia wiele do życzenia: znaczną większość wagonów w Doniecku stanowią stare Tatry T3SU i T6B5. Tylko na linii numer sześć z rzadka można spotkać Jumzy K1 i jedyny niskopodłogowy tramwaj ŁM-2008.
Nieco lepiej wygląda sytuacja miejscowych trolejbusów. W Doniecku przed Euro 2012 zakupiono prawie sto niskopodłogowych pojazdów produkcji lwowskiego przedsiębiorstwa LAZ (głównie model E183A1).
Jeden ze zniszczonych trolejbusów w uglegorskiej zajezdni, fot. FF
Oprócz Doniecka i Gorłówki, na linii frontu znalazła się też niespełna czterdziestotysięczna Awdiejewka z jedną linią tramwajową i zaledwie ośmiotysięczny Uglegorsk, w którym do wojny pracowały dwie linie trolejbusowe. Niestety, wojna całkowicie zniszczyła sieci w obu miastach. Ich odbudowa jest niemal niemożliwa, tym bardziej, że przyfrontowe miasta opustoszały. Nie ma już dla kogo uruchamiać tramwaju.
W uglegorskiej zajezdni po dziś dzień stoją wraki czterech trolejbusów. Powybijane szyby, pokradzione koła i wszystkie części, które mogły się przydać stacjonującym tu podczas wojny żołnierzom. Mieszkańcy nie marzą nawet o powrocie komunikacji publicznej na ulice miasteczka. – Oj, żeby już tylko nie strzelali – można usłyszeć na każdym kroku.