Kilka minut od ścisłego centrum Mińska czas zatrzymał się wśród dziewiętnastowiecznych fabryk. Choć wciąż pracuje tylko kilka z nich, nadal można tu dojechać tramwajem. Dziś to jednak nie ruchliwa trasa, a jedyna w dwumilionowej stolicy linia, która obsługiwana jest z marną częstotliwością i tylko przez sześć godzin w ciągu dnia.
Mińsk, stolica i chluba młodej republiki, to miasto reprezentacyjne. To tu, a nie w Moskwie, swoją siedzibę ma Wspólnota Niepodległych Państw, zjeżdżają tu więc największe tuzy wschodniej polityki. Mińsk jest także jednym z najważniejszych ośrodków turystycznych Białorusi. Choć próżno szukać tu wielu zabytków, bo prawie wszystko to, czego nie zburzyły bomby, zniszczyły sowieckie władze, przyjezdnych przyciągają stołeczna ranga i socrealistyczna architektura wpisana w prospektowy układ miasta.
Pracowniczy tramwaj w przemysłowym mieścieMińsk to miasto zadbane i czyste, w ostatnich latach gruntownie przebudowano też centrum, wytyczając trasy turystyczne pomiędzy atrakcjami, organizując deptaki i gruntownie porządkując przestrzeń. Nie dajmy się jednak zwieść pozorom tych kilku kwartałów – prawdziwą duszą Mińska jest wciąż przemysł. Można wyczytać to nawet ze schematu komunikacji zbiorowej:
jedna z dwóch linii metra nazwana jest trudnym do przełożenia słowem Awtozawodskaja (najtrafniejszym tłumaczeniem będzie chyba fraza „Linia do fabryki samochodów”), a wśród tramwajowych pętli znajdziemy Traktornyj zawod (Fabryka Traktorów).
O ile tramwaje w
Mozyrzu i
Nowopołocku powstały z myślą o obsłudze konkretnych zakładów, o tyle sieci w przeszło trzystutysięcznym Witebsku i niemal dwumilionowym Mińsku mają już charakter ogólnomiejski. W stołecznym układzie tras łatwo odnajdziemy jednak robotniczy charakter metropolii. Do zaledwie sześciu linii stałego kursowania dochodzą bowiem dwa kursujące tylko w godzinach zmian pracy w zakładach warianty oraz dwójka – osobna linia funkcjonująca tylko w dni robocze, i to tylko przez kilka godzin.
Drożdżownia, gorzelnia i kilka wieżowcówKursująca tylko trzynaście razy w ciągu dnia, a i to jedynie od poniedziałku do piątku, linia 2 jest jedyną kursującą po ulicy Oktiabrskiej (Październikowej). Zaskakujące, że ów kilometrowy odcinek w zasadzie pozbawiony obsługi przez większość dnia, leży niemal w centrum metropolii. Kilkanaście przejazdów na dobę to pamiątka po dawnej świetności ulicy otoczonej fabrycznymi murami z XIX wieku, które cudem przetrwały do dziś. Kursujące na okrągło tramwaje przywoziły tu robotników, teraz krzywe tory prowadzą do jedynie trzech czynnych zakładów.
Wciąż produkuje się tu słynny likier „Kristal” i przemysłowe obrabiarki, działa drożdżownia. Pomiędzy nimi stoją stare kamienice mieszkalne, w czasach ZSRR wciśnięto tu też kilka wieżowców. Ulica jest jednak cicha i spokojna, więcej tu obiektów pustych niż pracujących pełną parą. Ożywia się tylko dwa razy dziennie na jakieś dwie – trzy godziny, kiedy zakłady zaczynają i kończą pracę.
Taniej dojść niż czekaćPrzyjeżdżają wtedy samochody, przyjeżdża i tramwaj, ale nawet gdy jeździ, często nie ma zbyt wielu pasażerów. Wygodniej dojść w kilka minut do często kursujących jedynki, czwórki czy siódemki, które zawiozą w każde miejsce mińskiej sieci, niż czekać na kończącą bieg pod dworcem, niedaleko stąd, dwójkę. Tym bardziej, że jednorazowe bilety w Mińsku nie uprawniają do przesiadek.
Październikowa to jedna z pierwszych ulic, na jakich pojawił się miński tramwaj – w 1930, rok po otwarciu sieci, torowisko ułożono tu w czynie społecznym – pierwotnie nie planowano rozbudowy sieci w tym kierunku i ponoć tylko tak udało się przekonać władze do otwarcia trasy. Dziś tory wymagają remontu, trudno się jednak spodziewać jego realizacji. Niespiesznie, w tempie krótkiego wagonu toczącego się po zużytym torowisku, odchodzi więc jeden z najciekawszych elementów mińskiego transportu zbiorowego – szczytowy tramwaj na ulicy pamiętającej XIX-wieczny przemysł.
Korzystałem m.in. z programu telewizyjnego „Minsk i minczanie” („Mińsk i mińszczanie”) nadawanego w białoruskiej telewizji STW, wydanie z 2 maja 2012 r.