Z wielkim zainteresowaniem przeczytałem zeszłotygodniową opinię redaktora Piotra Skwiecińskiego, który demaskuje planowaną – rozstrzygany jest właśnie konkurs na projekt – kładkę pieszo–rowerową łączącą warszawskie Stare Miasto z Pragą. Ma być niepotrzebnym symbolem rozrzutności, który zakorkuje tę część miasta, a przede wszystkim szczególnego rodzaju łapówką („konfiturą”) ratusza dla warszawskich ruchów miejskich. Kładki jeszcze nie ma, ale to nie przeszkadza autorowi w snuciu karkołomnych teorii.
Wywód tłumaczący powstanie mostu pieszo-rowerowego przebiegłym planem Hanny Gronkiewicz Waltz, która zgadzając się na budowę miałby skutecznie zamknąć usta krytykującym ją aktywistom miejskim i kupić ich lojalność, należałoby pominąć milczeniem, gdyby nie stanowił dwóch trzecich tekstu. Niewątpliwie stowarzyszenie Miasto Jest Nasze, Jan Śpiewak, a także dziennikarze Gazety Wyborczej (wydaje się, że to m.in. ich autor uznaje za „inicjatywy radykalnie lewicowe”), którzy nagłośnili aferę reprywatyzacyjną, z dużym zdziwieniem przeczytali, że zostali uciszeni mostem. A prezydent Warszawy, jak rozumiem, w zaciszu gabinetu zaciera ręce i nie może wyjść z podziwu, na jak genialny pomysł opanowania opozycji wpadła. Oczywiście przerwach między chodzeniem na komisje śledcze i konferencje w sprawach kolejnych kamienic.
Ale nie tylko bebechy stołecznego „House of Cards” wystawił na światło dzienne publicysta wPolityce.pl.
Kładka będzie wymagała przejścia dla pieszych na Wisłostradzie więc ta część Warszawy stanie w korkach – wieszczy, nie podając rzecz jasna źródła takiego wniosku, bo trochę głupio w poważnym komentarzu powołać się na sufit. Jak wiadomo funkcjonowanie miasta, obok np. piłki nożnej czy umiejętności wokalnych innych, to tematy, na których nie trzeba się znać, żeby je komentować. Skwieciński nie omieszkał też użyć nieśmiertelnego argumentu, że te 30 mln zł można by było wydać lepiej, bo „…Warszawa ma pilniejsze potrzeby”. Wiadomo.
Co więcej, czytelnik dowie się, że Wisła to potężny dział wodny, a nie „jakaś tam Sekwana”, więc jeśli ktoś będzie się przez nią przeprawiał pieszo lub na rowerze, to ewentualnie latem. Przez pozostałą część roku nie, bo „polski klimat jest, jaki jest”. Jak wiadomo na północ od Morza Śródziemnego nie powinno chodzić się pieszo między wrześniem a majem. A ci, którzy się na to odważą, to szaleńcy,
kopenhażanie, ewentualnie nieodpowiedzialne inicjatywy radykalnie lewicowe.
Bądźmy sprawiedliwi, ostre pióro wPolityce.pl kładki nie potępia w czambuł. Zauważa, że „może być miłym akcentem w stołecznym pejzażu”. Niestety innych zalet, poza pocztówkową, nie dostrzega. Może gdyby wybrał się na otwarte niedawno Bulwary Wiślane i zobaczył tłumy warszawiaków, którzy tam spędzają czas, całymi rodzinami jeżdżą na rowerach, rolkach, deskorolkach a nawet – o zgrozo – spacerują na dystansach dla Skwiecińskiego niepojętych, zmieniłby zdanie. Nawet we wrześniu gdy letnie słonce zastąpiła szaruga i mżawka, bulwary nie są puste. Ale to zapewne sami przekupieni trockiści zajadający się kawiorem…