Kilkukrotnie przedstawiane w Nowym Jorku plany, by obciążyć opłatą za jazdę po mieście kierowców, spalały się na panewce. To pomysł (a raczej jego konsekwencja, czyli ewentualny gniew wyborców), który każdego polityka przyprawia o dreszcze. Tym razem jednak taki plan ma zamiar przedstawić sam gubernator stanu Nowy Jork Andrew Cuomo. Do realizacji tej idei jednak wciąż daleko.
Londyn, Sztokholm oraz Singapur w różnych formach już jakiś czas temu wprowadziły coś, co określa się po angielsku „congestion charge” lub „congestion pricing”. W praktyce chodzi o obłożenie kierowców opłatą za samo poruszanie się po mieście, czy to za wjazd do określonej strefy (Londyn), czy za przejazd określonego punktu, np. mostów (Sztokholm). Opłaty, pobierane zwykle automatycznie dzięki systemowi kamer, nawet jeśli mają charakter symboliczny, wpływają wyraźnie na zmniejszenie zatłoczenia na ulicach i likwidację korków. To duży i skomplikowany system, który powoduje szereg kłopotów w trakcie użytkowania i przynajmniej na wstępie, co nie jest zaskakujące, niechęć ze strony kierowców. Ale gra jest warta ryzyka.
Kilka dolarów za ManhattanTaki pomysł dla Nowego Jorku zaproponował właśnie, w rozmowie z „New York Timesem” gubernator Andrew Cuomo. Polityk nie przedstawił szczegółów (obszar, sposób pobierania opłat, czy ich wysokość), jego urzędnicy pracują nad pierwszą wersją projektu, ale jak zapowiedział: „opłata za jazdę po mieście to pomysł, na który czas już nadszedł”. Jego pomysł ma mieć dwa równorzędne cele – zapewnić pieniądze dla nowojorskiego transportu publicznego i odkorkować jedne z najbardziej zatłoczonych ulic. Do pomysłu musi przekonać przede wszystkim stanowy senat, gdzie większość mają deputowani republikańscy (Cuomo wywodzi się z Partii Demokratycznej). Ci na razie nie skomentowali jego zapowiedzi.
Już przed dekadą, ówczesny burmistrz Nowego Jorku Michael Bloomberg, proponował opłatę w wysokości 8 dol. za wjazd do najbardziej zatłoczonych części Manhattanu między 6.00 rano a 6.00 po południu. Miało to przynieść prawie 500 mln dol. rocznie, które przeznaczono by na cele transportowe. Pomysł upadł w stanowej legislaturze. To jednak było dziesięć lat temu. Przedstawiony niedawno w mediach społeczny projekt wprowadzenia nowych i uregulowania już istniejących opłat na mostach i ulicach na Manhattanie, nazywany roboczo „Move NY”, zyskał dość duże społeczne poparcie. Cuomo z pewnością chce to wykorzystać.
Jak burmistrz z gubernatoremTemat akurat jest nośny, bo Nowy Jork przeżywa transportowe kłopoty. Tamtejsze metro zmaga się z kłopotami finansowymi, które powodują, że brakuje pieniędzy na bieżące, bardzo potrzebne remonty, a to przekłada się na kłopoty w działaniu, nieplanowane postoje, etc. Odpowiedzialnością za to przerzucają się od kilku miesięcy gubernator Cuomo i burmistrz Nowego Jorku Bill de Blasio. To burmistrz kształtuje politykę miasta, ale „nowojorski ZTM”, czyli Metropolitan Transport Authority odpowiada pośrednio przed gubernatorem. Z kolei np. część torów w obrębie miasta należy do Amtraka, co wpływa na transport miejski. Np. z początkiem lata Amtrak
rozpoczął remont torów w okolicach Penn Station.
De Blasio ma zresztą własny pomysł na dofinansowanie metra – obłożenie specjalnym podatkiem najbogatszych nowojorczyków. Ale ten pomysł również musiałby zyskać poparcie w lokalnej legislaturze. Trudno oprzeć się wrażeniu, że obaj politycy (obaj z jednej partii) postanowili konkurować na pomysły, w sytuacji gdy trzeba naprawić nowojorskie metro.
Na razie żaden otwarcie nie skrytykował propozycji drugiego. Cuomo stwierdził, że według niego pomysł burmistrza napotka poważny opór w stanowym Senacie. Z kolei rzecznik burmistrza, pytany o plan gubernatora odpowiedział jedynie: „rozważymy każdy poważny i sensowny pomysł, jaki zostanie zaproponowany”.