Od 1 lipca w dni robocze między 8. a 20. po Paryżu nie mogą jeździć samochody osobowe zarejestrowane przed styczniem 1997 r. Ci, którzy zrezygnują z auta mogą liczyć na zniżki przy zakupie kart miejskich, abonamentu na bike–sharing i car–sharing. To tylko pierwsza część planu pani mer Anne Hidalgo, która do 2020 r. chce zmniejszyć zanieczyszczenie powietrza o połowę.
Dokładnie nie wiadomo ilu kierowców dotknie zakaz. Paryscy urzędnicy przekonują, że będzie to nieco więcej niż 1 proc. pojazdów, które codziennie wjeżdżają w granice miasta, bo choć wśród zarejestrowanych aut jest kilka procent dwudziestoletnich i starszych, to tylko część z nich regularnie odwiedza metropolię. Organizacje motoryzacyjne przekonują z kolei, że zakaz może dotyczyć nawet 10 proc. paryskich posiadaczy samochodów.
To nie koniec, to początekKogo obejmie już teraz, to zresztą sprawa drugorzędna, bo na lipcowym zakazie się nie skończy. Teraz dotknie on nie tylko wspomniane auta, ale też motocykle zarejestrowane przed czerwcem 1999 r. Ale już od początku przyszłego roku do Paryża, w dni robocze, nie wjadą auta sprzed 2001 r. oraz ciężarówki i autokary sprzed 2006 r. W 2020 r. standardowe samochody w Paryżu mają spełniać już „najwyższe obowiązujące dziś normy jakości”. Francuscy dziennikarze sugerują, że te słowa mogą oznaczać zgodność z francuskimi normami ustalonymi w zeszłym roku, czyli w praktyce zakaz obejmie wtedy wszystkie auta sprzed 2015 r.
Spod zakazu wyłączone są niektóre pojazdy (zabytkowe, pojazdy służb miejskich i transportu publicznego formalnie również, choć ten tabor jest sukcesywnie wymieniany na nowszy), ale dotyczy on w takim samym stopniu mieszkańców miasta jak i przyjezdnych.
Wszystko dlatego, że paryski smog jest jednym z najgęstszych w Europie. Według badań przeprowadzonych w stolicy Francji wydolność płuc tamtejszych pięciolatków jest porównywalna z wydolnością płuc 50–letniego palacza. Christophe Najkovski, wicemer Paryża ds. transportu tłumaczył dwa tygodnie temu podczas prezentacji szczegółów projektu, że do 2020 r. stolica Francji chce o połowę obniżyć emisję spalin i dzięki temu osiągnąć normy wyznaczone przez Światową Organizację Zdrowia (WHO). Zakaz jest dobrym narzędziem, bo w regionie Ile–de–France samochody odpowiadają za 62 proc. emisji tlenków azotu, oraz 55 proc. emisji cząstek stałych, które wchodzą w skład smogu. – Mamy we Francji ustawę, która gwarantuje prawo do oddychania czystym powietrzem. Czas by podjąć działania, które umożliwią korzystanie z tego prawa – mówił urzędnik.
Rower elektryczny za samochódParyż działa dwutorowo. Zakazując, jednocześnie idzie na rękę tym, którzy pozbędą się auta. Przede wszystkim choć przepis zaczyna obowiązywać już teraz, na razie kierowcy będą pouczani. Dopiero od 1 października złapani na prowadzeniu gruchota zapłacą mandat w wysokości 35 euro.
W dodatku ci, którzy porzucą auta mogą liczyć na szereg korzyści. Taka osoba zyska ok. 400 euro jako upust przy zakupie tamtejszej karty miejskiej Navigo Pass oraz roczny abonament na Velib, czyli tamtejszy rower publiczny. Dodatkowo miasto m.in. jest gotowe dofinansować zakup roweru elektrycznego i obniżyć o połowę opłaty rejestracyjne w Autolib (paryski car–sharing) plus dołożyć 50 euro na start. W sumie dziennikarze policzyli, że na różnych formach pomocy po odstawieniu auta, można zarobić do 9 tys. euro.
O tym, że Warszawa może niedługo pójść w ślady Paryża
przeczytacie tutaj, a tutaj
komentarz Joanny Erbel do planów polskiej stolicy.