PKM – (z)niszczona zabawka za miliard

Wyobraźmy sobie przez chwilę, że pociągi aglomeracyjne z Tychów kończą bieg w Katowicach Ligocie, planowana do uruchomienia SKA Kraków finiszuje w Płaszowie, a pociągi z Trzebnicy nie docierają dalej niż do Wrocławia Nadodrza (warto przypomnieć, że Koleje Dolnośląskie nie tak dawno skarżyły się, że skrócenie do Nadodrza większości pociągów trzebnickich, w wyniku prac remontowych PLK, to znaczące pogorszenie oferty na tej trasie, skutkujące wydatnym zmniejszeniem liczby pasażerów). A na Pomorzu właśnie taki projekt próbowano zaserwować.

Kolej aglomeracyjna „klasy B”

Sztandarowa – jak niezmiennie zapowiadają władze województwa – inwestycja w regionie, warta grubo ponad miliard złotych (licząc łącznie budowę nowej linii, rewitalizację „korytarza kościerskiego”, zakup taboru i budowę węzłów przesiadkowych), miała stać się koleją aglomeracyjną „klasy B”. Nie można bowiem inaczej nazwać pomysłu „skrócenia” projektu PKM do Wrzeszcza.

Mało prawdopodobne, żeby tego rodzaju projektem gremialnie zainteresowali się mieszkańcy „nowych” dzielnic Gdańska (Jasienia, Kiełpinka, Matarni). Tym bardziej, chyba do zera spadłoby zainteresowanie PKM z punktu widzenia osób chcących dostać się z centrum Gdańska do lotniska. Kto z ciężkimi bagażami decydowałby się na dodatkową przesiadkę i chodzenie po schodach we Wrzeszczu? Wątpliwości budzi polityka komunikacyjna władz Gdyni odnośnie rozbudowanej oferty linii autobusowych i trolejbusowych kursujących równolegle do SKM. Ale też jednocześnie trzeba uczciwie przyznać, że sceptycyzm ZKM Gdynia odnośnie radykalnego przeprogramowania siatki połączeń w momencie uruchomienia PKM, w obecnym stanie rzeczy dziwi jakby mniej. Mówiąc szczerze, gdyby kursowanie PKM rzeczywiście skrócić do Wrzeszcza, mocno zastanawiałbym się także na miejscu szefów ZTM Gdańsk, czy wprowadzać znaczącą liczbę autobusów „dowozowych”.

Z samorządu pomorskiego dochodzą jednak nieoficjalne wiadomości, że wolta w zakresie oferty PKM jest całkowita. Podobno poważnie rozpatrywana jest teraz opcja, że w ciągu 1 godziny mają kursować dwa pociągi Gdańsk – Gdynia, dwa Gdańsk – Osowa, jeden Gdańsk – Kartuzy/Kościerzyna i jeszcze dodatkowo dwa Gdynia – Kartuzy/Kościerzyna, ze skomunikowaniem w Osowie. To minimalnie napawa optymizmem, ale nie rozwiewa niepokojów, jakie narosły wokół PKM.

Udana budowa to jeszcze nie udany projekt

W kontekście tej inwestycji, mam od pewnego czasu bardzo mieszane uczucia. Sama budowa realizowana jest fantastycznie i powinna być stawiana za wzór jeśli chodzi o zasady prowadzenia dużych inwestycji infrastrukturalnych. Ale… Horrendalnym był pomysł zakupu do obsługi PKM składów z jedną parą drzwi w wagonie. Jednocześnie, wszystko wskazuje na to, że nie uda się wprowadzić jakiejkolwiek sensownej integracji taryfowej przy okazji uruchomienia PKM. Obecny biletowy chaos zostanie prawdopodobnie jedynie rozszerzony na nową linię i, prawdopodobnie, także trasę do Kartuz. Niezależnie od tego, czy po liniach PKM kursować będzie SKM, czy PR, i tak gdzieś prędzej czy później nastąpi styk tych dwóch przewoźników, którzy, jak wiadomo, wzajemnie swoich biletów (z bardzo nielicznymi wyjątkami) nie honorują. A to jest kolejny symptom zniechęcający do korzystania z usług kolei aglomeracyjnej w Trójmieście i na Pomorzu.

To nie pierwszy i pewnie nie ostatni mój tekst na ten temat. Ale jeśli PKM ma być (tak jak jest nim SKM) kręgosłupem komunikacyjnym Trójmiasta, i tak samo jak w przypadku SKM, ten kręgosłup ma być krzywy, to finalnie cały organizm jest i będzie garbaty i schorowany. Niech otrzeźwienie, jakie przyszło z rozkładem jazdy, wszyscy ci, którzy kibicują takim projektom jak PKM (a nie uważają je za piąte koło u wozu), potraktują jak wygraną bitwę. Niestety – cała batalia wojenna to jednak wciąż przewaga klęsk.

Nie będę miał satysfakcji, jeśli za kilkanaście miesięcy napiszę „a nie mówiłem?”, jeśli pociągi będą wozić powietrze.