Podczęstochowskie gminy niebawem boleśnie przekonają się, że darmowa komunikacja nie istnieje. W roli uświadamiającego stawia się PKS Częstochowa, który od marca przestanie jeździć tam, gdzie mu się to nie opłaca.
Mieszkańcy okołoczęstochowskich miejscowości w ostatnim czasie nie mają łatwego życia. Autobusy komunikacji regionalnej obsługiwanej przez częstochowski PKS przyjeżdżają coraz rzadziej albo wcale. Wszyscy zainteresowani winy dopatrują się u państwowego przewoźnika. Nikt jak dotąd nie zapytał jednak, z czego wynika ów stan rzeczy.
Czy PKS upada?PKS Częstochowa jest jednym z ostatnich zakładów będących spadkobiercą dawnej Państwowej Komunikacji Samochodowej wożącej ludzi i towary po wszystkich istniejących w PRL miejscowościach. Jednak obecny PKS Częstochowa działa całkowicie komercyjnie.
To główna przyczyna nie najlepszej sytuacji finansowej przewoźnika. Kierowcy dostają wypłatę w dwu transzach. Prezes Artur Piekacz, który objął to stanowisko półtora roku temu, podjął jednak działania zaradcze. - Obiecałem, że uratuję firmę i
nie spotka jej los chociażby PKS Lubliniec – powiedział w rozmowie z dziennikarzem serwisu transport-publiczny.pl.
Jak wyliczył, w celu ratowania firmy m.in. wstrzymał proces wyprzedawania kluczowych nieruchomości (przed finalizacją transakcji była część dworca w centrum Częstochowy) oraz zakupił sondy określające m.in. prawidłowe spalanie, czy też nagłe zużycie paliwa.
– Okazało się, że wiele pojazdów miało przepał, a tzw. Komisja ds. Przepałów wykazała, że spalanie nominalne wskazane przez sondy jest możliwe – oznajmił prezes. – Muszę wypłacać dodatki za oszczędną jazdę, a nie mam niczego w drugą stronę – wyjaśnił.
Dworzec zostaje, ale może przestać być dworcemDla zewnętrznego obserwatora istotnym wskaźnikiem istnienia czołowego przewoźnika jest jednak dworzec w Częstochowie. W święta był zamknięty na głucho i pojawiły się plotki o jego sprzedaży. PKS go nie sprzeda, ale, w celu podratowania finansów może jednak zmienić jego funkcję. Artur Piekacz, nie chcąc zdradzać jeszcze szczegółów, mówił jedynie o wykorzystaniu kubatury nieruchomości zlokalizowanej w samym centrum miasta.
Sprzedane natomiast zostaną przynoszące straty nieruchomości oddziału w Pajęcznie. – Ze stacji paliw bardzo „ulatniało się” paliwo – zaczął żartobliwie dodając już poważnie. - Stację paliw szybko zamknięto. Podobny los spotkał stację obsługi pojazdów, która pracowała w sposób, którego nie da się opisać normalnymi słowami. Zwolniłem już kierownika, a mechanicy otrzymali ofertę przejścia do częstochowskiej zajezdni. To było w pierwszych miesiącach mojej pracy w PKS. Aktualnie jest nowy kierownik w oddziale w Pajęcznie, kierowcy tankują się w Częstochowie na bazie, pojazdy naprawiane są również Częstochowie. Pozyskane środki przeznaczę na budowę przemysłowej myjni dla autobusów i pojazdów wielkogabarytowych – wyjaśnił.
Koniec sponsoringuWszystkie działania nie przyniosłyby jednak w pełni oczekiwanego rezultatu, gdyby nie kolejny krok zakładu. – Koniec sponsorowania gminom komunikacji – stwierdził kategorycznie Artur Piekacz.
Wokół Częstochowy, z wyjątkiem gmin Rędziny, Olsztyn, Poczesna i efemerycznie Mstowa, nie funkcjonuje autobusowy publiczny transport zbiorowy. Wszystkie przewozy odbywające się na terenach pow. częstochowskiego i kłobuckiego, to oddolna i nijak nie skoordynowana inicjatywa PKS, i mniejszych przewoźników. Plany transportowe opracowane pod nowelę „ustawy PTZ” przewidują co prawda uruchomienie odgórnie założonej sieci komunikacji autobusowej obsługiwanej przez licencjonowanych operatorów, ale prace nad ustawą przeciągają się.
Nie można też powiedzieć, że gminy w ogóle nie partycypują w komunikacji. - Owszem, dopłacają do pasażerokilometra, ale zrealizowanego tylko na terenie własnej gminy. Dojazd z Częstochowy na drugi koniec powiatu odbywa się już na mój koszt. Zaproponowałem więc inny sposób rozliczeń oparty o długość trasy i ilość miejscowości po drodze sprowadzający koszty do stawek niewiele ponad złotówki dopłaty do PKm, ale wójtowie odpowiadają, że nie dysponują środkami – oznajmił oburzony.
Część kursów już została zredukowana – pozostałe trasy oczekują na zakończenie terminu ważności na wydane pozwolenia. Od marca prawie wszystkie rozkłady będą już dyktowane interesem przewoźnika. Czy nie zyskają na tym busiarze?
– Z jednej z miejscowości wycofałem autobus i dwa dni później na trasę wszedł lokalny przewoźnik. Ludzie dalej jeżdżą, płacą i płaczą, bo w PKS bilet kosztował 6 zł, a u prywatnego już 11 zł – wyliczył prezes Piekacz. Mieszkańcy przychodzą i proszą nas o powrót, my zaś informujemy o przebiegu rozmów z wójtem – okazuje się, że o wszystkim słyszą po raz pierwszy – powiedział.
Samorządy nie poczuwają się do odpowiedzialnościCzy szefujący PKS-owi Artur Piekacz zwracał się do samorządów wyższej instancji w propozycją uruchomienia komunikacji powiatowej, czy wojewódzkiej? – Powiaty też nie mają pieniędzy na komunikację, a województwo generalnie za samą Częstochową nie przepada – odparł Piekacz. Województwo śląskie nie organizuje nigdzie komunikacji autobusowej szczycąc się jedynie kolejową wykonywaną przez Koleje Śląskie.
Zwróciliśmy się do starostw powiatów częstochowskiego i kłobuckiego z pytaniem o możliwość uruchomienia komunikacji powiatowej wobec przeciągającego się terminu wejścia noweli ustawy i bierności gmin na tym polu. Starostwo kłobuckie nie ustosunkowało się. Z kolei w imieniu Starostwa częstochowskiego naczelnik Wydziału Komunikacji Ewa Kubat-Miedzińska stwierdziła, że powiat częstochowski nie przewidział w uchwale budżetowej na 2018 r. środków finansowych na zabezpieczenie publicznego transportu zbiorowego i zwróciła uwagę na termin wejścia noweli ustawy PTZ od 2019 r.
Skutki braku komunikacjiPoprosiliśmy ekonomistę transportu Tomasza Haładyja szefującego częstochowskiej redakcji Gazety Wyborczej i prowadzącego bloga o tematyce urbanistyczno-komunikacyjnej o komentarz:
– Od kilku lat było jasne, że regionalna komunikacja autobusowa upadnie o ile samorządy różnych szczebli (głównie powiatowego) nie wezmą częściowo na swoje barki jej finansowania jako usługi publicznej takiej jak chociażby szkolnictwo czy utrzymanie dróg. Symptomy były aż nadto wyraźne: od cięcia kursów po wręcz zawieszanie całych linii w wakacje. Niestety, starostowie chowali głowę w piasek i dopóki autobusy jakoś jeździły udawali, że sprawy nie ma. Teraz więc trudno z dnia na dzień znaleźć w budżetach pieniądze na utrzymanie komunikacji. Wszystko wskazuje, że transport publiczny funkcjonować będzie tylko na głównych ciągach, a znaczna część mieszkańców będzie komunikacyjnie wykluczona – zauważył.
Przyczyną całego zamieszania jest mentalność władz samorządowych nie znających się na temacie komunikacji. – Kiedy zacząłem jeździć po wójtach w sprawie finansowania, to niemal wszędzie spotykałem się z pytaniem, skąd w ogóle taka inicjatywa, skoro my jeździliśmy od zawsze – zauważył Piekacz.