Dlaczego podróżni wysiadający na Dworcu Głównym PKP w Poznaniu wędrują do przystanku tramwajowego po torach? Bo zaproponowane przez urzędników dojście jest dwa razy dłuższe i kompletnie niewygodne. W stolicy Wielkopolski od kilku dni trwa awantura o przejście, które jest,a być go nie powinno, choć by się przydało.
Nowy dworzec w Poznaniu budowano etapami. Miał powstać na Euro 2012, ale całość, pod dumną nazwą Zintegrowane Centrum Komunikacyjne, w którego skład wchodzą: dworzec PKP, PKS, parkingi i galeria handlowa oddano do użytku niedawno. Razem z Centrum stworzono otoczenie dworca w tym przystanki tramwajowe.
I tu jest kłopot, bo dostać się do tramwaju jest szalenie trudno. Droga wyznaczona przez drogowców, prowadzi kilkaset metrów dookoła, przejściami podziemnymi, przez galerię handlową. Stąd podróżni skracają sobie drogę, idąc Mostem Dworcowym do tymczasowego przejścia dla pieszych i potem… kilkadziesiąt metrów torowiskiem lub położonym obok niego trawnikiem, na którym już widać wydeptaną ścieżkę.
– Zastanawialiśmy się jak puścić tutaj ruch pieszych. Proponowaliśmy miastu kładkę, również puszczenie tego ruchu przy ulicy, choć to jedna z najruchliwszych ulic Poznania. Usłyszeliśmy, że nie ma mowy i mamy budować przejście podziemne. Miasto planuje, żeby cały ruch pieszy od Targów, aż do Ronda Rataje przechodził pod ziemią – tłumaczy Przemysław Terlecki rzecznik prasowy firmy TriGranit, która zbudowała ZCK. – Argumentowaliśmy, że to drogie rozwiązanie, ostatecznie kosztowało nas to dodatkowe 25 mln zł, że opóźni się budowa. Ale tak miało być bezpieczniej, bo ruch samochodowy na tym odcinku się nasila – dodaje.
Ale bezpieczniej nie jest, bo podróżni spacerują po torach. – Najgorzej jest w godzinach szczytu. Ludzie skracają sobie drogę na przystanek. Idą środkiem torowiska z walizkami. Mają tramwaj za plecami, więc go nie widzą i nie słyszą, bo zagłusza go szum samochodów – mówi w rozmowie z „Gazetą Wyborczą” jeden z poznańskich motorniczych.
Gazeta, razem z poznańskimi organizacjami promującymi ruch pieszy i rowerowy w mieście, już od dłuższego czasu protestowała, przeciw powstaniu przejścia podziemnego. Teraz krytycy organizacji ruchu w okolicach dworca zarzucają drogowcom bezmyślność w promowaniu rozwiązań, których mieszkańcy nie chcą, narażając się na niebezpieczeństwo. Rykoszetem dostaje się wykonawcy.
– Dostaliśmy po głowie, a przecież zbudowaliśmy to według koncepcji miasta – broni się Terlecki. – Nikt już nie pamięta o względach bezpieczeństwa, tylko mówi się o tym, że to najdłuższa droga. A przecież nikt tutaj nie doda przejścia dla pieszych, bo nikt odpowiedzialny nie puści ludzi z przystanku tramwajowego pod pędzące samochody – broni pomysłu ZDM. Choć przystanek i okolice zbudował za własne pieniądze TriGranit (to część „dworcowej” inwestycji) to co i jak ma zbudować, było pomysłem ZDM.
Przejście przez Most Dworcowy ma zresztą niedługo zniknąć, bo powstało tylko na czas budowy. Władze Poznania chcą ukrócić chodzenie po torach i trawniku ogradzając przystanek. Podróżnym pozostanie wtedy tylko droga przez przejście podziemne i galerię handlową. Stowarzyszenie Inwestycje Dla Poznania, które już ponad rok temu postulowało zbudowanie przejścia dla pieszych bliżej przystanku, co według ich wyliczeń sprawiłoby, ze droga z hali dworca na przystanek wyniosłaby nieco ponad 200 m i wiązałaby się z jednym, łagodnym podejściem. Droga przez przejście to ok. 350 m przez windę, schody zwykłe i ruchome. Z kolei niepełnosprawni muszą jeszcze nadłożyć drogi.
– To przejście podziemne jest naprawdę w wysokim standardzie – broni rozwiązania Terlecki. – Nie możemy się zżymać, że budowę połączono z budową galerii handlowej. Dworzec, drogi i to wszystko dookoła trzeba było sfinansować. Tutaj jeszcze niedawno były rudery. Osobiście, z dwiema wolontariuszkami odławiałem tutaj dzikie koty. Teraz to nowoczesne miejsce - mówi rzecznik.
źródło: Inwestycje Dla Poznania, idp.org.pl