Poznań jest zadowolony z efektów eksperymentalnego wyłączenia sygnalizacji świetlnych w ścisłym centrum miasta. – Widzimy, że przepustowość się poprawia, kultura kierowców rośnie – przekonuje Jacek Jaśkowiak, prezydent Poznania.
Od 2015 r. Poznań wyłącza wybrane sygnalizacje w ścisłym centrum, w obrębie I ramy komunikacyjnej. Początkowo
wyłącznie testowo, ale eksperyment obejmuje kolejne skrzyżowania i przejścia. Teraz przykładowo wyłączonych jest kilka sygnalizacji na ul. Św. Marcin. – Robimy to bardzo roztropnie, bo boimy się również wypadków – podkreśla Jacek Jaśkowiak, prezydent Poznania.
Rezultaty eksperymentu są obiecujące. – Widzimy, że przepustowość się poprawia, kultura kierowców rośnie. Wyłączenie świateł powoduje znacznie płynniejszy ruch samochodowy, ale jednocześnie też większy komfort pieszych przy przechodzeniu przez ulicę – mówi Jaśkowiak. Faktycznie, w ciągu dnia przejście przez ulicę w centrum nie stanowi problemu, jest też znacznie szybsze dzięki braku konieczności oczekiwania na zielone światło.
Obserwacje co do skutków wyłączania świateł potwierdza też MPK, którego autobusy i tramwaje przejeżdżają przez centrum. – Ruch jest o wiele bardziej płynny, a nasze pojazdy są punktualniejsze. Każde wyłączenie sygnalizacji było z nami konsultowane. Teraz walczymy o wyłączenie świateł u zbiegu ulic Dąbrowskiego i Kościelnej. To naprawdę będzie duża ulga – mówi Iwona Gajdzińska, rzecznik MPK.
Władze Poznania podkreślają, że wyłączaniu sygnalizacji świetlnych towarzyszy uspokajanie ruchu. – Z tym wiąże się również rozbudowanie strefy Tempo 30, bo te limity prędkości skutkują tym, że kierowcy wolniej jeżdżą – twierdzi prezydent Poznania.
Podobne rozwiązania pojawiają się też na Europie Zachodniej. Doświadczenia z tych miast, w których wprowadzono strefy bez świateł czy znaków, wskazują na spadek liczby wypadków. Kierowcy, gdy nie są pewni kto ma pierwszeństwo, zachowują większą ostrożność – nawiązują kontakt z innymi uczestnikami ruchu, zmniejszają prędkość, rozglądają się.
O tym, że sygnalizacja świetlna nie zawsze poprawia bezpieczeństwo,
mówił też Łukasz Puchalski, dyrektor warszawskiego Zarządu Dróg Miejskich. – Mamy taką świadomość, że jak jest sygnalizacja świetlna, to ktoś myśli za nas i jak świeci się zielone, to nie trzeba sprawdzać, czy jest bezpiecznie, czy ktoś nie wchodzi na przejścia. Zasada ograniczonego zaufania u wszystkich się wyłącza –
wskazywał Puchalski. Warszawa na razie jednak nie powtarza poznańskiego eksperymentu.