Prezes Polskiej Grupy Zbrojeniowej Błażej Wojnicz przyznaje, że oświadczenie prezesa Autosanu, w którym ten przyznał, że spółka po prostu nie produkuje autobusów jakich wymagało wojsko, poprawiono. Deklaracja, że takich autobusów w Autosanie nie ma wynikała „z pewnej przesadnej ostrożności”. Co więcej, „logicznie poprawne stanowisko sformułowano jednak na tyle niezręcznie, że część odbiorców zrozumiała je niewłaściwie”. Ponadto przyznaje wprost, że w wartym 30 mln zł przetargu Autosan mógłby zaoferować autobusy gorszej jakości niż konkurencja, za to za niższą cenę. Nie dodaje, że żeby myśleć o wygranej, musiałyby być tańsze o 6 mln zł.
Przedziwny przetarg na autobusy pasażerskie dla wojska, który niedawno wygrał MAN,
już opisywaliśmy. Jego konkurent, należący do Polskiej Grupy Zbrojeniowej Autosan, spóźnił się z ofertą o 20 minut, co wywołało furię wśród urzędników ministerstwa Obrony Narodowej i wielką awanturę w Autosanie i PGZ. Jak
informuje „Gazeta Wyborcza”, na sukcesie przetargowym Autosanu (porażka fabryki należącej do państwowego koncernu zbrojeniowego w przetargu na dostawy dla armii to olbrzymia wpadka wizerunkowa MON) szczególnie zależało wiceministrowi Bartoszowi Kownackiemu, który zresztą od momentu wybuchu całego zamieszania w zeszłym tygodniu, intensywnie komentuje sprawę w mediach społecznościowych.
Logicznie poprawne. Przesadnie ostrożneBo wygląda na to, że Autosan był zmuszany do wzięcia udziału w przetargu, którego wygrać nie mógł. W zeszłym tygodniu prezes Autosanu
Michał Stachura wydał oświadczenie, w którym przyznał, że Autosan po prostu wysokopodłogowych autobusów preferowanych przez wojsko nie produkuje, co niedługo później, z poprawionej wersji jego oświadczenia (
co wskazała dziennikarka TVN24 Marta Gordziewicz), zostało wykreślone.
W oświadczeniu prezesa PGZ Błażeja Wojnicza z początku tygodnia czytamy „Należy również wyjaśnić okoliczności modyfikacji początkowej wersji oświadczenia prezesa Autosanu. Pierwotne zapisy o tym, że sam udział w postępowaniu nie gwarantuje wygranej, a spółka aktualnie nie posiada w swojej ofercie preferowanych w tym postępowaniu autobusów wysokopodwoziowych
wynikał z pewnej przesadnej ostrożności [podkr. J.D.].
Logicznie poprawne stanowisko sformułowano jednak na tyle niezręcznie, że część odbiorców zrozumiała je niewłaściwie i założyła, że Autosan nie mógł wygrać postępowania [podkr. J.D.]. W rzeczywistości sytuacja wygląda tak, że licząc się z mniejszą ilością punktów za specyfikację techniczną,
spółka zamierzała powalczyć o zwycięstwo korzystniejszymi od konkurencji warunkami cenowymi [podkr. J.D.]. "Chciałbym zatem wyraźnie podkreślić, że spółka była i jest w stanie wykonać autobusy, które były przedmiotem zamówienia” – tłumaczy prezes Wojnicz w komunikacie,
który w całości można przeczytać tutaj.
Autosan musiałby zejść z ceny o 6 mln złZ sygnałów płynących z Autosanu, który jest firmą dopiero wygrzebującą się z kłopotów spowodowanych kilkuletnim stanem upadłości i potrzebuje czasu by zbudować sensowną ofertę autobusową, można między wierszami wyczytać, że nie był w stanie zaproponować, a tym bardziej nie byłby w stanie, przynajmniej dziś, ewentualnie zrealizować zamówienia na wymagane przez wojsko pojazdy. W dodatku musiałby to robić za niewielkie pieniądze, być może poniżej kosztów, bo z kolei kierownictwo Polskiej Grupy Zbrojeniowej sugeruje, że Autosan miał się bić o zwycięstwo radykalnie schodząc z ceny.
Jak bardzo? Początkowo
kryteria oceny ofert w przetargu określono następująco: cena – 60 proc., warunki gwarancji – 28 proc., moc silnika – 6 proc., zużycie energii, emisja CO2, emisja innych zanieczyszczeń – po 2 proc.
W trakcie przetargu
kryteria oceny ofert zmieniono, zmniejszając wagę gwarancji do 16 proc. za to określono, że w 12 proc. o wyborze oferty zadecydują kryteria techniczne polegające na dodatkowym wyposażeniu (obecność pomieszczenia do wypoczynku kierowcy, system Brake Assist, system ostrzegania przed zmianą pasa ruchu, elektroniczny układ sterujący rozdziałem siły hamowania, elektryczne ogrzewanie przedniej szyby oraz światła doświetlające zakręty – wagę każdego z tych bonusów określono na 2 proc.).
Oznacza to, że jeśli, zgodnie ze słowami prezesa PGZ, Autosan miał być gotowy zaoferować pojazdy bez udogodnień technicznych, to żeby nadrobić tę stratę w ocenie ofert i w ogóle myśleć o wygranej w przetargu powinien zaproponować cenę o 20 proc. niższą niż cena rywali. Oferta MAN-a, jedyna złożona w przetargu, uzyskała wszystkie możliwe punkty. Niemiecka firma zarobi na autobusach blisko 30 mln zł brutto. Autosan, żeby wygrać musiałby zaproponować pojazdy za minimum 6 mln zł mniej.
Autobusy bez bonusówCo więcej, warto zauważyć, że w pierwotnej wersji dokumentów przetargowych wśród kryteriów oceny ofert w ogóle nie było kryteriów technicznych,
bo wszystkie stanowiły bezwzględny wymóg zamawiającego. Dopiero po zmianie specyfikacji istotnych warunków zamówienia 23 czerwca Autosan mógł w ogóle zaoferować autobusy bez wymienionego wyżej technicznego wyposażenia, licząc się z gorszą oceną swojej oferty. Wcześniej autobusy po prostu musiały je mieć.
Jeśli prezes Wojnicz zdaje sobie sprawę, że Autosan nie był w stanie spełnić kryteriów technicznych (a to wynika z jego słów), to z pewnością musi rozumieć, że – przynajmniej na początku maja, gdy przetarg ogłoszono – Autosan nie miał w nim czego szukać. Tymczasem, według informacji „Gazety Wyborczej”, urzędnicy już od kwietnia naciskali na Autosan, by wystartował w planowanym postępowaniu.
W zeszłotygodniowym oświadczeniu MAN-a, zwycięzca przetargu, który spełnił wszystkie kryteria techniczne,
tłumaczy, że z jego strony wszystko było jak należy. „Ze strony naszej firmy wszelkie procedury i terminy zostały zachowane i realizowane w zgodzie z obowiązującym prawem, mimo kilkukrotnej zmiany terminu zamknięcia przetargu oraz zmian wymogów technicznych przetargu i specyfikacji pojazdów. Nasza oferta została uznana za ważną i jedyną, czego konsekwencją było podpisanie umowy”.