Istotne zmiany zaszły w projekcie ustawy o partnerstwie publiczno–prywatnym, która w części zmieni też przepisy ustawy o drogach publicznych, a która od początku roku jest przygotowywana w Ministerstwie Rozwoju. O tym, że opłaty wzrosną wiadomo już od kilku miesięcy, ale za to projektodawcy chcą odejść od sztywnego określenia stawek w przepisach ustawy.
W najnowszym projekcie ustawy, o którym ministerstwo poinformowało PAP kilka dni temu, znalazły się istotne zapisy. Miasta mają mieć możliwość wyznaczania dwóch rodzajów stref płatnego parkowania – zwykłej i śródmiejskiej. Stawka za pierwszą godzinę parkowania ma być teraz zależna od płacy minimalnej (która dziś wynosi 2000 zł brutto) i maksymalnie stanowić jej 0,15 proc. w przypadku zwykłej strefy oraz 0,45 proc. w przypadku strefy śródmiejskiej. Kary za brak opłaty nie mogą przekroczyć 10 proc. płacy minimalnej.
Oznacza to, że w zwykłej strefie płatnego parkowania pierwsza godzina postoju może kosztować maksymalnie 3 zł, ale w śródmiejskiej – już 9 zł. Co ważne, to stawki liczone na obecne warunki. Według zapowiedzi rządu w przyszłym roku płaca minimalna ma wzrosnąć do ok. 2100 zł.
Pilna potrzebaW projekcie z wiosny tego roku, w którym zawarto możliwość tworzenia stref śródmiejskich i ustalono maksymalną stawkę za pierwszą godzinę w wysokości 9 zł, cały czas górny limit wysokości opłat był sztywno określany w ustawie. To rodziło niebezpieczeństwo, że nawet po uchwaleniu zmian, stawki nie wzrosną przez następne kilkanaście lat (tak jak to się dzieje dziś i na co narzekają samorządy największych aglomeracji).
Co podkreślają w ministerstwie, zmiany nie powodowałyby automatycznego wzrostu cen za parkowanie. O tym decydowałyby samorządy, tyle, że zyskałyby wyższy limit, do którego mogłyby podnosić opłaty, w dodatku uzależniony od zamożności obywateli, a nie od tego co kiedyś zapisano w ustawie. Niektóre samorządy
wcale nie palą się do podwyżek. Ale te największe już od lat tłumaczą, że opłaty za parkowanie są za niskie i
nie są skutecznym narzędziem w regulowaniu liczby samochodów, które zalewają ich miasta. Nikogo nie zniechęci się do zrezygnowania z podróży własnym autem, jeśli opłata za parkowanie jest tak tania. Nikogo też nie zachęci się do parkowania na miejskim lub prywatnym parkingu podziemnym, jeśli pozostawienie auta na ulicy będzie tanie jak barszcz.
100 tys. mieszkańcówDrugą istotną zmianą w porównaniu z projektem z wiosny jest umożliwienie tworzenia stref śródmiejskich miastom o liczbie mieszkańców powyżej 100 tys. Poprzednio ten limit ustalono na 200 tys. mieszkańców i miasta średniej wielkości narzekały, że mają nie mniejszy niż aglomeracje problem z parkowaniem, a uniemożliwia im się skorzystanie ze skutecznego narzędzia, by z tym walczyć. Strefę śródmiejską również będą wyznaczały samorządy, tam, gdzie zwykła strefa nie spełnia swojej roli. Warto jednak zauważyć, że z tej możliwości wciąż nie skorzystają miasta, które mają z parkowaniem problem sezonowy – np. Zakopane, czy Sopot.
Projekt nie zmienia zasad ustalania opłat za kolejne godziny parkowania. Cena drugiej godziny parkowania nie może być maksymalnie o 20 proc. droższa od pierwszej, trzecia – maksymalnie 20 proc. droższa od drugiej, a czwarta i kolejne nie mogą przekraczać ceny pierwszej godziny.
Jeśli więc udałoby się uchwalić zmiany do przyszłego roku a płaca minimalna podskoczyłaby do zapowiadanych 2100 zł oznaczałoby to, że miasta, które w swoich centrach wytyczyłyby strefę śródmiejską mogłyby w nich pobierać opłaty za pierwszą godzinę w wysokości 9,45 zł, a kara za brak biletu za szybą wynosiłaby 210 zł, czyli wreszcie byłaby porównywalna np. z karą za brak biletu w komunikacji miejskiej.