Słupsk eksploatował w swojej historii już tramwaje i trolejbusy. Te ostatnie zniknęły w 1999 r. Teraz miasto posiada wyłącznie komunikację autobusową i jest dumnym użytkownikiem produkowanych lokalnie Scań. – Chcielibyśmy zmniejszyć liczbę użytkowników samochodów. Musimy uczynić komunikację bardzo przyjazną, by ludziom opłacało się jednak wyjść ze swoich aut – mówi Krystyna Danilecka-Wojewódzka, wiceprezydent Słupska, która brała udział w Kongresie Transportu Publicznego i którą pytamy o plany miasta związane z komunikacją.
Witold Urbanowicz, Transport-publiczny.pl: W Słupsku funkcjonuje tylko jeden przewoźnik (MZK). Jak się sprawdza ten model i czy zastanawiali się Państwo nad tym, by dopuścić innych przewoźników w celu obniżenia kosztów eksploatacji?
Krystyna Danilecka-Wojewódzka, wiceprezydent Słupska: W 2010 r. stworzyliśmy Zarząd Transportu Miejskiego, na czele którego stanął Marcin Grzybiński, do dziś zresztą pracujący w tej instytucji. Rolą ZTM-u było w sposób najbardziej czytelny, transparentny organizować transport publiczny z udziałem kilku partnerów. Doskonale wiemy, że to element rynkowy i powinniśmy skorzystać z możliwości organizowania przetargów na poszczególne linie. Zostało to poparte różnymi badaniami, m.in. profesora Suchorzewskiego. W takim kierunku mieliśmy pójść, ale niestety ta umowa publiczna została złamana. Z różnych powodów – być może dlatego, że ówczesny prezydent wcześniej był dyrektorem przedsiębiorstwa komunikacyjnego.
Dzisiaj jesteśmy miastem socjalnym, jeżeli chodzi o komunikację – przeznaczamy bardzo duże pieniądze na komunikację autobusową. Środki idą do jednego przewoźnika – miejskiej spółki MZK. Jako że to w 100% nasza spółka, zadaniem miasta jest też oczywiście o nią dbać. Początkowo zawarliśmy umowę pięcioletnią na świadczenie usług, a potem już dziesięcioletnią. Oznacza to, że w tej chwili to spółka dyktuje nam cenę wozokilometra. To prawda, że od kilku lat, kiedy prezesem jest Anna Szurek te koszty bardzo radykalnie zostały ograniczone.
W tej chwili MZK obsługuje 3 mln 100 tys. wozokilometrów rocznie, otrzymując za to 24,5 mln zł. Jest to zapisane w uchwale Rady Miasta, więc są to pieniądze znaczone, które muszą trafić do MZK. Obecnie cena wozokilometra przekracza 7 zł. Negocjacje na temat zmniejszenia tej opłaty są wtedy prowadzone, kiedy cena paliwa jest niższa, z czego już korzystaliśmy.
Spółka świadczy usługi na naprawdę dobrym poziomie. Ma coraz lepszy tabor, w czym również partycypujemy, bo jesteśmy partnerem w pozyskiwaniu środków unijnych. W ubiegłym roku MZK kupiło dzięki temu 18 nowych autobusów marki Scania, wyprodukowanych w Słupsku – co nas cieszy, bo napędza to rozwój gospodarczy naszego miasta.
Z jednej strony więc własny bezpieczny model, bo zarządzamy spółką jako właściciel, możemy mieć wpływ na to, co się w niej dzieje, jest to pod stałą kontrolą społeczną. Bardzo wiele dobrego się wydarzyło w ostatnich latach, dzięki temu, że miasto zainwestowało w rozwój spółki. To zasługa też wspomnianego Marcina Grzybińskiego, który wprowadza bardzo wiele wymagań, jakie autobusy muszą świadczyć i bardzo silnie śledzi potrzeby mieszkańców, korygując rozkłady jazdy.
Nie jest to jednak jedyny słuszny kierunek. Być może trzeba wrócić do tego, co kiedyś było proponowane, by wyznaczyć jedną czy dwie linie do przetargu, co mogłoby przysłużyć się racjonalizacji kosztu wozokilometra.
Dzięki zakupom autobusów udało się radykalnie obniżyć średni wiek pojazdów. Jakie są plany związane z komunikacją, jeżeli chodzi o najbliższe lata?MZK ma w tej chwili 56 autobusów. Flota składa się z trzech marek – 41 pojazdów to Scanie, a pozostałe to Irisbusy i MAN-y. Pojazdy ostatnich dwóch marek są już mocno starsze, mamy jeden autobus, który został wyprodukowany w 1998 r. Dzisiaj będziemy więc chcieli wymieniać ten tabor i prawdopodobnie doprowadzić do sytuacji, że będziemy dysponować jedną marką – serwisowanie jest wtedy mniej kosztowne.
Zostajemy na pewno przy komunikacji autobusowej. Mamy w tej chwili dwa napędy – diesel i gaz. Będziemy to pewnie utrzymywać, choć kiedyś była koncepcja, żebyśmy do tego wprowadzili etanol. Szwedzi zaproponowali, że być może wyprodukują nam autobusy na alkohol. Nawet zostały już zakupione pojazdy pod ten projekt, ale nie wszedł on ostatecznie w życie, bo sprawy związane z akcyzą nie były uregulowane.
Chcielibyśmy zmniejszyć liczbę użytkowników samochodów. W tej chwili mam 61,5 tys. zarejestrowanych aut na 93 tys. mieszkańców – praktycznie każdy dorosły człowiek ma swój samochód. Miasto Słupsk jest kompaktowe, ale mieszkańcy lubią podjeżdżać, zwłaszcza, jeśli trzeba dowieźć dzieci. Musimy uczynić komunikację bardzo przyjazną, by ludziom opłacało się jednak wyjść ze swoich aut. Nie jest to łatwe – poprawiamy też stan dróg, więc się miło jeździ, niejako zachęca to do jeżdżenia samochodem. Tym bardziej, że w zeszłym roku wybudowaliśmy taki wewnętrzny ring komunikacyjny, który zmienił nam układ transportowy miasta. Przez to nie ma problemu korków, więc kierowcy nie mają za bardzo powodów do irytacji.
Musimy postawić na młodzież i osoby starsze. Myślimy o tym, żeby uczniowie mieli np. bezpłatne przejazdy do szkoły. Jak będą z tej możliwości korzystali, to jest prawdopodobne, że kupią bilet autobusowy, żeby dojechać także gdzie indziej. Prezydent Biedroń zapowiedział, że w tym kierunku będziemy szli.
Ważne jest to, żebyśmy wzmocnili budowę ścieżek rowerowych – bardzo przyjaznych, bez żadnych wpadek w postaci np. słupa energetycznego po środku, co niestety wciąż się zdarza. W tej chwili mamy 140 km dróg i ok. 30 km ścieżek rowerowych. Proporcje nie są złe, ale lepiej byłoby oczywiście poprawić skomunikowanie.
Wreszcie ważnym zadaniem jest to, żebyśmy we współpracy z PKP przebudowali dworzec i stworzyli
węzeł transportowy – by ludzie mogli pod torami kolejowymi przejechać z jednej, sypialnianej strony miasta do centrum. To bardzo skróciłoby trasy komunikacyjne, uczyniło miasto przyjaźniejszym. Wszystko zależy jednak od skuteczności rozmów z PKP.
Tematem w wielu miastach są elektrobusy. Słupsk ma przeszłość elektryczną. Czy to jest temat, który jest w ogóle rozważany?Bardzo jesteśmy otwarci na ten temat. Poważnym błędem było to, że zlikwidowaliśmy trakcję trolejbusową. Trochę ulegliśmy presji m.in. kierowców. Nasze ulice są dosyć kręte i pałąki trolejbusów często spadały, kierowca musiał wychodzić i je nakładać. Było to pewnie do poprawienia, ale my zamiast ewoluować i udoskonalać system, to go zlikwidowaliśmy, ponosząc potężne środki finansowe. Nikt tego jednak nie policzył, bo sieć była tworzona z budżetu państwa, natomiast likwidacja słupów i sieci trakcyjnej, czy też przebudowa podstacji prostownikowych wymagała już środków samorządowych. To było bardzo nierozważne.
Myśl, żeby pójść w elektryczne autobusy na pewno jest obecna wśród mieszkańców miasta, bo to jest przede wszystkim bardzo ekologiczne rozwiązanie. Jesteśmy miastem, które ma bardzo czysty poziom powietrza i warto byłoby to utrzymać. Słupsk, z uwagi na swoją kompaktowość, musi o tę kwestię dbać. Jeśli jest zanieczyszczenie, to od razu czuć to w śródmieściu.
Zabiegalibyśmy więc o to, by przetestować pilotażowo autobusy elektryczne. Jak mieszkańcy przekonają się do nich, a nas będzie stać na takie rozwiązanie, to w tym kierunku pójdziemy.
Dużo mówi się o sytuacji finansowej Słupska. Aktualnie 5% środków jest przeznaczanych na transport publiczny. Czy uda się te wszystkie zamierzenia zrealizować?Na transport publiczny i łączność, czyli także drogi i oświetlenie, przeznaczamy aż 10% środków budżetowych. Na samą komunikację autobusową faktycznie trafia 5% środków. To naprawdę dużo – kwota ta jest równa środkom przeznaczanym na budownictwo komunalne i sport. Dzisiaj jest walka o to, żebyśmy zredukowali zadłużenie, byśmy mogli w przyszłości aplikować o środki unijne. Bez właściwego wskaźnika zadłużenia nie będziemy mogli tego robić. Oszczędzamy więc na wszystkim – na każdym pojedynczym nawet wydawnictwie.