Opisywane przez nas w dwóch poprzednich tekstach odwrócenie się Amerykanów od szyny jest być może jedną z najbardziej niezwykłych zmian, jakie miały miejsce w transporcie publicznym w XX wieku. Warto pamiętać, że w USA nie tylko nie jeździ się tramwajami, ale też raczej omija się pociągi.
To trzecia cześć opublikowanego w miesięczniku „Rynek Kolejowy” artykułu o tym jak Stany Zjednoczone w połowie ubiegłego stulecia zlikwidowały dziesiątki linii tramwajowych w największych miastach. O tym jak doszło do „rzezi tramwajów” przeczytacie tutaj, a o tym jak winni tego stanu rzeczy umknęli przed karą, tutaj.Pociąg, który nie upadłKraj, który ma najdłuższą sieć torów na świecie (226,5 tys. km, czyli więcej niż drugie pod tym względem Chiny i trzecia Rosja razem wzięte) wykorzystuje ją głównie dla przewozów towarowych. Amtrak, czyli kontrolowany przez państwo monopolista, w 2011 r. przewiózł tylko 30,2 mln pasażerów, czyli o kilka milionów mniej niż PKP Intercity.
Dlaczego ludzie nie chcą jeździć pociągami? Tu również szyna przegrała z transportem drogowym. Uruchomiony jeszcze przez prezydenta Eisenhowera program budowy autostrad stworzył największą sieć drogową na świecie. Autostrady są w większości darmowe, a benzyna tańsza niż w Europie, w dodatku często łączą ze sobą lotniska więc po II wojnie światowej prywatne spółki kolejowe zaczęły przegrywać walkę o klienta zarówno z transportem samochodowym, jak i lotniczym. Coraz więcej energii przerzucano na dochodowy transport towarowy. W 1966 r. amerykańska poczta zdecydowała się na przewożenie przesyłek ciężarówkami i samochodami. Do tej pory listy i paczki jeździły pociągami pasażerskimi, niektóre z linii właściwie utrzymując.
Amtrak stworzono w 1971 r. by uratować kolej pasażerską. Firma przejęła klientów dotychczasowych przewoźników. Optymiści twierdzili, że szybko uzyska finansową samodzielność. Przeciwnicy, że szybko upadnie i problem amerykańskiej kolei pasażerskiej sam się rozwiąże. Ani jedni, ani drudzy nie mieli racji. Amtrak jeżdżący po prywatnych torach często się spóźnia, bo priorytet mają na nich pociągi towarowe. Ani razu w swojej historii nie zakończył roku z zyskiem, ale działa.
W Nowym Orleanie od stu latZa to w amerykańskich miastach szyna powoli wraca do łask. Z rzezi sprzed kilku dekad ocalały i to w ograniczonym zakresie tramwaje w kilku większych miastach – w Newark, Pittsburgu czy Filadelfii. W San Francisco tramwaj przetrwał mimo okoliczności, które właściwie powinny spowodować, że upadnie jako pierwszy. Miasto leży w niespokojnym rejonie (w 1906 r. trzęsienie ziemi zniszczyło większą część infrastruktury i taboru), w dodatku na wzgórzach, co było jednym z argumentów przeciwników tramwajów w latach 30. i 40. (autobus – przekonywano – wjedzie na bardziej strome wzgórze niż tramwaj). Ale gdy w 1947 r. zaproponowano zamknięcie dwóch linii należących do miasta, mieszkańcy San Francisco zorganizowali społeczny komitet, który doprowadził do referendum, dzięki któremu tramwaj przetrwał. Zagłosowało ponad 200 tys. ludzi, a sympatycy tramwaju mieli trzykrotną przewagę.
Tak naprawdę jedyna amerykańska linia tramwajowa, która niezmiennie działa od początków XX w., to jedna z linii w Nowym Orleanie, wożąca pasażerów mimo zniszczeń w czasie huraganu Katrina. Wspomniane wyżej miasta w większości przebudowały dawne linie tramwajowe na nowoczesne linie dla szynobusów i szybkiej kolei miejskiej. W Los Angeles, Dallas, Buffalo, Houston czy San Diego nowe linie zbudowano wykorzystując dawne korytarze dla tramwajów. W Portland, Seattle i Salt Lake City linie tramwajowe stworzono od nowa.