W listopadzie na ulicach Warszawy pojawiły się wreszcie czarno-czerwone rowery sharingowe pod nazwą Acro Bike. W grudniu ma ich być 500. W przeciwieństwie do Veturilo nie będziecie musieli szukać stacji, w której będzie je można wypożyczyć i oddać, bo stacji… nie ma.
Jeśli wygląd rowerów kojarzy wam się z zapowiadanymi jeszcze w wakacje rowerami Cross Bike, które miały trafić na warszawskie ulice, to… bardzo słusznie. To ta sama firma, która jednak postanowiła zmienić nazwę na Acro Bike.
– Mieliśmy problemy z rejestracją znaku towarowego w Urzędzie Patentowym. Po prostu nazwa Cross jest bardzo często używana przez firmy – tłumaczy nam Magdalena Gromniak z Acro Bike. – Po konsultacji z prawnikiem doszliśmy do wniosku, że bezpieczniej będzie zmienić nazwę i poświęcić kilka dni na rebranding póki rowery jeszcze są w magazynie, niż mieć problemy ze znakiem towarowym w przyszłości. Wpłynęło to również pozytywnie na pozycjonowanie w wyszukiwarkach czy np. w AppStore, więc ogólnie cieszymy się, że tak się stało – tłumaczy.

Poza tym rowery nie różnią się od tego, co twórcy start–upu proponowali i
co opisywaliśmy już w sierpniu. Rowery lokalizujemy za pomocą smartfonowej aplikacji. Jedno kliknięcie i jedziemy. Zostawić go można w dowolnym punkcie miasta (rzecz jasna nie na środku ulicy, ale najlepiej przy jakimś stojaku). Kosztuje to złotówkę za pół godziny. Jedyny istotny „haczyk” w porównaniu z Veturilo to konieczność wpłacenia depozytu w wysokości 99 zł przy rejestracji. W każdej chwili można go wycofać, ale nie jest to wpłata, z której naliczane są potem pierwsze koszty wypożyczeń, ale właśnie depozyt.
Jesienny pilotaż– Ruszyliśmy 15 listopada. Jest to nasz „jesienny pilotaż”, większy start planujemy na wiosnę. Obecnie chcemy zobaczyć, czy taki rodzaj roweru miejskiego spodoba się warszawiakom, na co użytkownicy zwracają uwagę (np. najczęstszą sugestią jest dodanie koszyków), a także gdzie i jak długo korzystają z naszych rowerów – tłumaczy Gromniak.
Zapowiada jednak, że do początku grudnia na ulice trafi 500 rowerów (póki co są sukcesywnie dostawiane), które wcale nie muszą przezimować w magazynie, tak jak Veturilo. Wręcz przeciwnie, plan jest taki, by pozostały na ulicach. – Łatwość transportu pozwala nam szybko zmieniać plany i np. w razie nadejścia śnieżyc czy dużych mrozów możemy odwieźć rowery do magazynu – zaznacza.
Plus i minusBezstacyjny rower w modelu, jaki proponuje Acro Bike ma w skali miasta swoje zalety, ale też wady. Choćby brak stacji to dla użytkowników zarówno plus (można rower zostawić gdziekolwiek) jak i minus (nigdy nie ma pewności, że rower będzie w pobliżu). Miasto z jednej strony nie ponosi kosztów funkcjonowania systemu (Veturilo to dla Warszawy koszt ponad 10 mln zł rocznie), ale też nie ma wpływu na jego rozrost, czy sposób użytkowania, a
porzucanie rowerów gdzie bądź może się stać kłopotliwe.
Acro Bike, choć jest niewielkim start–upem nie zostawia jednak swoich rowerów samopas. – Ekipa zaczyna się rozrastać i zazwyczaj wygląda to tak, że jeździmy po mieście kilka razy w tygodniu, z wynajętą firmą transportową. Zwykle trzy osoby wystawiają rowery na ulicę. Potem robimy „rundkę” po mieście i sprawdzamy stan reszty rowerów. Te, które są uszkodzone, zabieramy do magazynu. W niedalekiej przyszłości jedna osoba będzie również odpowiadać za „mobilny serwis”, czyli naprawy niewymagające zabrania roweru do magazynu – wyjaśnia.
Na razie w Acro Bike zbierają dane. W ciągu pierwszych pięciu dni, mimo listopadowej pogody, aplikację ściągnęło 400 osób.