Według Gazety Stołecznej warszawski ratusz wciąż chciałby zakończyć budowę całości II linii metra wcześniej niż planowano. Wskazywane przez urzędników daty to 2022 lub 2023 r. Żeby jednak zachodni odcinek dociągnąć od razu aż do stacji technicznej na Morach potrzeba 1,7 mld zł. Na razie w ratuszu znaleziono 0,5 mld.
Budowa wschodniego odcinka już się rozpoczęła. Astaldi porządkuje teren pod trzy kolejne stacje, do Trockiej, które mają być gotowe do 2019 r. Następne trzy lata ma zająć budowa ostatnich trzech, dochodzących aż do Bródna.
Z zachodnim odcinkiem jest trudniej. Trzy stacje, aż do Księcia Janusza ma, również do 2019 r., zbudować Gulermak. Tu jednak wciąż nie ma wszystkich pozwoleń, a miejscy urzędnicy zmagają się z protestami części mieszkańców, którzy budowę traktują jako zagrożenie dla ich budynków. Dwie kolejne stacje w kierunku zachodnim miałyby powstać do 2022 r. a trzy ostatnie później. Miasto chce jednak zbudować wszystkie pięć ostatnich razem ze stacją techniczną na Morach za jednym zamachem. Chodzi właśnie o Mory, które odciążyłyby stację techniczną na Kabatach.
Na to jednak potrzeba pieniędzy, których póki co nie ma. Choć powoli się znajdują ale,
jak pisze Gazeta Stołeczna powołując się na wiceprezydenta Jacka Wojciechowicza, kosztem oszczędności w projektach na najbardziej na zachód wysunięte stacje. Chodzi o bardzo oszczędny wystrój i oszczędności techniczne, m.in. ogrzewanie z sieci miejskiej, wspólne zasilanie energetyczne z bazą w Morach, czy mniejsze szyby ewakuacyjne. Same Mory również miałyby być nieco tańsze, dzięki rezygnacji z okrężnego toru do zawracania pociągów. W sumie z tych cięć uzbierało się ok. 0,5 mld zł.
To już coś tym bardziej że w ratuszu, w setkach milionów złotych, a niektórzy nawet w sumie miliarda złotych, widzą oszczędność po rozstrzygnięciu przetargów na budowane do 2019 r. sześć stacji. W sumie miasto zapłaci za to 2,2 mld zł, choć centralny odcinek II linii metra (który jednak musiał być przeprowadzony pod Wisłą) kosztował dwukrotnie więcej.