Druga Regionalna Baza Logistyczna rozpisała przetarg na 28 autobusów pasażerskich. To kolejne takie zakupy po letnim przetargu na autobusy, w którym Autosan – fabryka kontrolowana przez państwowy koncern zbrojeniowy – spóźnił się ze złożeniem oferty. Co więcej nie miał nawet szans konkurować jakością ze zwycięskim MAN–em. Wizerunkowa wpadka skończyła się burzą w rządzie, ale autosan ma kolejną szansę.
Tym razem przetarg tak skonstruowano, że sanocka fabryka ma szansę w nim wystartować, choć niekoniecznie wygrać.
W porównaniu do poprzedniego zamówienia zmniejszono liczbę wymaganych siedzeń (do 41), a pojazdy, napędzane silnikiem diesla, mają dysponować niewielkim, 3–metrowym bagażnikiem. Akurat Autosan ma w swojej ofercie pojazdy, które spełniają takie minima. Wojsko wartość przedmiotu przetargu wyceniło na 27 160 000 zł netto. Na oferty żołnierze czekają do 30 października.
Dla startu, nie dla wygranej?Trudno nie odnieść wrażenia, że w porównaniu z poprzednimi zakupami wojskowi zgodzili się na nieco mniejsze pojazdy, akurat takie, by Autosan mógł je zaproponować. Jednak sugestie, że warunki skrojono pod sanocką fabrykę, byłyby nieco na wyrost. Kluczowe w tym wypadku są kryteria oceny ofert, a te niespecjalnie różnią się od kryteriów z poprzedniego przetargu. Cena zdecyduje o wyborze oferty w 60 proc. Pozostałe punkty będzie można dostać za warunki gwarancji na oferowane autobusy (16 proc.), kryteria techniczne (12 proc.), osobno punktowaną moc silnika (6 proc.), a także zużycie energii, emisję dwutlenku węgla i emisję zanieczyszczeń (po 2 proc.).
To o tyle istotne, że kryteria techniczne dotyczą zaawansowanej budowy pojazdu i zaawansowanych systemów kontroli jazdy (np. ostrzeganie przed zmianą pasa, czy awaryjne hamowanie). Podobne wymogi były również w poprzednim postępowaniu, które skończyło się skandalem. Już wtedy prezes Polskiej Grupy Zbrojeniowej (jest właścicielem Autosanu) Błażej Wojnicz,
w przedziwnym oświadczeniu, tłumaczył, że Autosan co prawda był w stanie zbudować wymagane przez wojsko autobusy, ale liczył się z mniejszą ilością punktów za kryteria techniczne i zamierzał konkurować ceną. „Konkurowanie ceną”, w przypadku gdy aż 40 proc. kryteriów wyboru oferty stanowią kryteria pozacenowe, oznacza w praktyce zaoferowanie autobusów znacząco taniej niż rywale. Być może poniżej kosztów.
Okazja na zamówienieJak bardzo urzędnikom ministerstwa obrony zależy, by dla polskiego wojska pojazdy dostarczała spółka, którą tuż po wyborach, za pieniądze państwowego koncernu zbrojeniowego wyciągnięto z upadłości, może świadczyć fakt, że po ujawnieniu, że kilka miesięcy temu Autosan spóźnił się ze złożeniem oferty (ponoć przysłał ją 20 minut po terminie),
osobę uznaną za odpowiedzialną zwolniono. Dodatkowo poinformowano o zajściu Służbę Kontrwywiadu Wojskowego, CBA i zapowiedziano od winnych dochodzenia odszkodowania. Skandal ze złożeniem oferty po terminie nieco przysłonił fakt, że Autosan nie był w stanie wyprodukować pojazdów spełniających wszystkie wymogi wojska i ledwo (i też nie wiadomo czy na pewno, choć szefowie koncernu zapewniali, że tak) takie, które spełniały wymagania minimalne.
Autosan, w czasach PRL–u jeden z głównych producentów autobusów w Polsce, przez ponad trzy lata znajdował się w stanie upadłości likwidacyjnej. Powoli z niej wychodzi, ale jeszcze przez długi czas nie będzie miał takiej oferty, jak inni polscy czy zagraniczni producenci. Na razie zdobywa mniejsze zamówienia. Ewentualny kontrakt dla wojska byłby dużym wsparciem dla firmy.