Każdy spotkał się w autobusie, czy tramwaju z pasażerem, z którym wspólna podróż nie należy do przyjemności, bo pachnie na tyle brzydko i intensywnie, że przestrzeń wokół niego pustoszeje. Często nie reagują na to ani współpasażerowie, ani kierowca czy motorniczy. Powinni?
Sprawa nie jest prosta ani jednoznaczna. Wydaje się oczywiste, że ktoś kto się awanturuje i stanowi zagrożenie, nie ma prawa jechać z innymi. Usunięcie go z pojazdu w nikim nie wzbudzi specjalnego żalu. Co jednak z pasażerem, który innych nie zaczepia, nie krzyczy, a jedynie zwyczajnie cuchnie?
Prawo kloszarda, prawo pasażeraWiększość korzystających z autobusów czy tramwajów była świadkiem sytuacji, w której kloszard, często wyglądający na będącego pod wpływem alkoholu, podróżuje transportem publicznym niezaczepiany przez nikogo, bo mało kto ma ochotę się do niego zbliżyć? Nakłanianie kogoś do wyjścia z pojazdu, czy mówiąc wprost wyrzucenie go z niego, nie tylko jest niezręczne, ale bezprawne. W końcu pasażer nie jest od używania siły.
Do autobusu bezdomni i zaniedbani wsiadają zwykle po to, by się ogrzać. Służby nie mogą kogokolwiek zawieźć do ośrodka pomocy wbrew jego woli, kończy się więc wysadzeniem z pojazdu. Na mróz. Gdy interweniuje policja czy straż miejska zwykle znajdą się osoby, które kloszarda będą bronić.
Przepytywana przez „Gazetę Wyborczą” rzeczniczka warszawskiej straży miejskiej Monika Niżniak zapewnia, że straż przyjeżdża na każde wezwanie, a kloszardzi zwykle nie są wystawiani „na przystanek”, bo przeważnie kwalifikują się na izbę wytrzeźwień. Czasem trzeba wezwać pogotowie, bo objawem podobnym do upojenia alkoholowego jest np. śpiączka cukrzycowa. – Dla mnie to, że ktoś za przeproszeniem śmierdzi, nie jest jednak powodem do podjęcia interwencji przez strażników. To sprawa dla przewoźnika – kończy.
Pasażer płacący za bilet, ma prawo do podróży w komforcie. W przypadku kloszardów, często zapach jest po prostu nie do wytrzymania. Tu nie ma mowy o komforcie, tylko po prostu o możliwości kontynuowania podróży. Z drugiej strony poziom „śmierdzenia” to rzecz subiektywna. Jeden nie będzie w stanie jechać autobusem z kloszardem, dla kogo innego zapach będzie znośny, tym bardziej, że o różnych porach roku, w różnych środkach transportu, znosić trzeba przeróżne zapachy.
Co kierowca może, a co powinienWydaje się, że to przewoźnikom powinno zależeć najbardziej, by produkt jaki oferują był najwyższej jakości. Każdy z nich z szyb autobusu lub tramwaju atakuje pasażera regulaminem lub wyciągiem z regulaminu transportu miejskiego. Przepisy w zależności od miasta różnią się nieznacznie. Zwykle zakazują zachowania przeszkadzającego innym pasażerom, ale nie nakładają na kierowcę, czy motorniczego – przeważnie jedynego przedstawiciela przewoźnika na miejscu – wprost obowiązku interwencji. W każdym z przeglądanych przez nas regulaminów wśród obowiązków pasażera (zwykle to najbardziej rozbudowany punkt regulaminu), jest zakaz „zanieczyszczania i zaśmiecania” pojazdu. Co jednak z jego egzekwowaniem?
Paragraf 13 regulaminu warszawskiego ZTM mówi, że: „Osoby zagrażające bezpieczeństwu, porządkowi lub wywołujące odczucie odrazy otoczenia mogą być usunięte przez obsługę pojazdu, pracowników nadzoru ruchu, służby metra lub kontrolerów biletów z pojazdu, przystanku lub ze stacji metra, bądź niedopuszczone do przewozu”. Mogą choć nie muszą. W praktyce kierowca, jeśli się na to zdecyduje, dzwoni do centrali, która dzwoni do straży miejskiej.
Podobnie możliwość, a nie obowiązek interwencji daje kierowcy regulamin krakowskiego MPK. „Ma prawo odmówić przewozu osób nietrzeźwych, mogących zabrudzić innych pasażerów i pojazd, zachowujących się agresywnie, bądź stwarzających inne istotne zagrożenie dla pasażerów”. Kierowca może wezwać straż, policję, a nawet zjechać z trasy w stronę najbliższego komisariatu. Może, nie musi.
W Poznaniu musi. „W przypadku naruszenia porządku, prowadzący pojazd zobowiązany jest do podjęcia niezbędnych działań mających na celu usunięcie z pojazdu osób stanowiących zagrożenie dla pozostałych pasażerów bądź do dojazdu do najbliższego komisariatu Policji albo innych służb porządkowych”. Tyle że nie jest jasne co poznański ZTM uważa za „naruszenie porządku” i czy jest nim pasażer, który nie pachnie fiołkami.
MPK we Wrocławiu obowiązek nakłada sam na siebie („przewoźnik zobowiązany jest do zapewnienia podróżnym warunków bezpieczeństwa i higieny wymaganych przy wykonywaniu przewozu”), na pasażera („powinien przestrzegać obowiązujących przepisów prawa, ogólnie obowiązujących norm zachowania w miejscach publicznych”), ale kierowcy daje już wolną rękę. Obsługa przewozu może odmówić przewiezienia i zażądać opuszczenia pojazdu wobec podróżnego „wzbudzającego odrazę brudem lub niechlujstwem” oraz „uciążliwego dla podróżnych”.
Co komu po regulaminieTyle, że kloszarda regulamin często nie obchodzi, więc groźnie brzmiące „zakazuje się”, „niedopuszczalne”, „zabronione”, nie zrobi na nim wrażenia. Druga, pewnie ważniejsza kwestia, to niejednoznaczność przepisów. Każdy inaczej zrozumie pojęcie „niechlujstwo”, co innego uzna za „naruszenie porządku”. Nie wspominając już o tak radosnej twórczości jak „wywoływanie odczucia odrazy”, które ma być kryterium, czy pasażera z pojazdu wyrzucić, czy nie.
Pewnie najlepszym rozwiązaniem byłaby konsekwencja we współpracy kierowcy i służb miejskich. Gdyby jedni i drudzy reagowali w każdym przypadku, a ci drudzy mieliby obowiązek udzielenia potrzebnej pomocy, lub upewnienia się, że spotkany kloszard tej pomocy nie chce, to kłopotu by nie było. Póki co zwykle mamy sytuacje skrajne, w których jeden nieprzyjemnie pachnący podróżny terroryzuje cały autobus, dopóki kilku krewkich, zdenerwowanych pasażerów autobusu nie sterroryzuje jego. I tak źle i tak niedobrze.