Autosan jest bliski wygrania drugiego przetargu na autobusy dla wojska. Firmie brakuje jednak obiecanych pieniędzy od Polskiej Grupy Zbrojeniowej i dotychczasowa produkcja jest w dużej mierze finansowana z kredytów, które zjadają zyski. – Czy mamy pisać znów do premier Beaty Szydło, która tak wiele dla nas zrobiła? Być może nie wie, jak dzisiaj wygląda nasza sytuacja. Jeśli polegnie Autosan, to odbije się to negatywnie także na rządzie Zjednoczonej Prawicy – mówi na łamach „Naszego Dziennika” Ewa Latuszek, przewodnicząca NSZZ „Solidarność” w Autosanie.
Latem Autosan, kontrolowany teraz przez Polską Grupę Zbrojeniową, zaliczył sporą wpadkę. Firma
spóźniła się o 20 minut ze złożeniem ofert na dostawy 26 autobusów dla wojska. Kontrakt o wartości blisko 30 mln zł przypadł MAN-owi. Cała sprawa odbiła się
dużym echem politycznym, choć pojawiały się głosy, że tak naprawdę polski producent nie byłby w stanie wyprodukować pojazdów odpowiadających kryteriom przetargu.
We wrześniu 2 Regionalna Baza Logistyczna
rozpisała kolejny przetarg, tym razem na 28 autobusów. Teraz Autosan na wizerunkową wpadkę – zamierzoną bądź przypadkową – pozwolić sobie nie mógł. Pod koniec października minął termin składania ofert w nowym przetargu. – Podobno przebiliśmy MAN-a korzystniejszą ofertą. Mamy nadzieję, że finał będzie dla nas szczęśliwy – mówi na łamach „
Naszego Dziennika” Ewa Latuszek, przewodnicząca NSZZ „Solidarność” w Autosanie.
Produkcja z kredytuAutosan nie szykuje się jednak do świętowania. Sytuacja przedsiębiorstwa jest nadal zła. – Otrzymaliśmy m.in. od współwłaścicieli niewielkie środki na wynagrodzenie dla pracowników i na pokrycie kosztów utrzymania zakładu. Miesięczny koszt utrzymania zakładu (energia, ciepło, wynagrodzenia pracownicze) to ponad dwa miliony złotych. I jeśli po przejęciu przez PGZ przez jakiś czas nic nowego nie produkowaliśmy, to siłą rzeczy generowaliśmy straty, które sięgnęły 10 milionów złotych – mówi Latuszek.
Zakup materiałów do produkcji pojazdów jest możliwy wyłącznie dzięki kredytom. – Po wyprodukowaniu i sprzedaży autobusów owszem, zarabiamy, ale nie są to powalające pieniądze, zwłaszcza że trzeba spłacać kredyty wraz z odsetkami. Świat idzie z postępem, żeby być konkurencyjnym, potrzebne są nowe produkty, nowe technologie, tymczasem my nie mamy na to środków, a co za tym idzie – nie rozwijamy się, ale stoimy w miejscu – ubolewa Ewa Latuszek. – Załoga nie chce dłużej tkwić w takim marazmie, my chcemy czegoś więcej, chcemy się rozwijać, produkować i lepiej zarabiać, a tu nie ma skąd – dodaje przewodnicząca.
Pieniędzy z GPZ nie maWygląda na to, że przejęcie przez GPZ wcale nie przyniosło oczekiwanego zastrzyku gotówki, który pozwoliłby postawić zakład na nogi. – Kolejne miesiące mijają, a pieniędzy wciąż nie ma – wskazuje Latuszek. Jak dodaje, Autosan wystąpił do Urzędu Marszałkowskiego o środki na zakup nowych maszyn, m.in. wycinarki laserowej. – Nie zwracamy się do właścicieli, bo nie chcą dawać – podkreśla Ewa Latuszek.
– Czy mamy pisać znów do premier Beaty Szydło, która tak wiele dla nas zrobiła, oddając nas w ręce PGZ i licząc, że nowy właściciel nas poprowadzi w dobrym kierunku? Nie wiem, być może nie wie, jak dzisiaj wygląda nasza sytuacja. Nie możemy sobie pozwolić na żadną wpadkę, bo nie dość, że byłby to dla nas wielko wstyd i hańba dla nas, ale także dla rządu. Jeśli polegnie Autosan, to odbije się to negatywnie także na rządzie Zjednoczonej Prawicy – prorokuje Latuszek.
Tylko czyhają na potknięciaJak dodaje, są tacy, co tylko czyhają na potknięcia Autosanu. – Niektórzy panowie w Warszawie do dzisiaj nie mogą się pogodzić z tym, że autobusy z marką Autosan wciąż jeżdżą po polskich drogach. Są w Polsce ośrodki, w których nasze autobusy nie mają szans, nie mamy nawet szans, żeby złożyć ofertę i stanąć do przetargu, a co dopiero go wygrać – podsumowuje Ewa Latuszek.