Władze Barcelony zatwierdziły pomysł budowy dodatkowej linii tramwajowej, która połączyłaby dwie, oddzielne sieci funkcjonujące w tym mieście. Plany położenia torów na Avinguda Diagonal mają już kilkanaście lat i są stałym elementem sporów w stolicy Katalonii.
Do wbicia łopaty jeszcze daleko. Pomysł, który powstał w ubiegłej dekadzie, podchwyciła w styczniu burmistrz Ada Colau. Kilka tygodni temu ideę zatwierdziło kierownictwo ATM, czyli publicznego przedsiębiorstwa zarządzanego przez urząd miasta, którego zadaniem jest planowanie rozbudowy transportu publicznego w Barcelonie. Oznacza to, że zgodzono się co do przebiegu połączenia i generalnego charakteru przebudowanej ulicy. Jednak, żeby prace ruszyły, według planów, w 2021 r., rada miasta musi zaakceptować projekt wykonawczy, a przede wszystkim finansowanie projektu, który media luźno szacują na 80–90 mln euro.
Nie jest to takie proste. W Barcelonie funkcjonują w istocie dwa systemy tramwajowe – Trambaix i Trambesos. Ten pierwszy składa się z trzech linii (na dużym odcinku trasy się pokrywają), które łączą centrum miasta z położonym na wybrzeżu barcelońskim przedmieściem Baix Lobregat. Ten drugi – również trzy linie ze wspólnym elementem – to tramwaje kursujące w północno-wschodniej części miasta, w rejonach, przez które przepływa rzeka Besos. Czasem do systemu dolicza się też trzecią, zabytkową, nieco ponad kilometrową linię Tramvia Blau, w której jednak obowiązują osobne bilety, kupowane u konduktora.
Obie główne sieci otwarto w połowie 2004 r. i obie są zarządzane przez konsorcjum TramMet, w skład którego wchodzi kilka firm z branży budowlanej, konstruktorskiej i bankowej (m.in. Alstom, czy Societe Generale), które powstało właśnie dla tego celu i sfinansowało zarówno budowę, jak i zakup taboru.
Jednym z kłopotów, który należy rozwiązać, jest określenie, kto będzie zarządzał nową linią. Władze miasta nie chcą by był to TramMet, a nawet chciałyby skrócić jego koncesję na Trambaix i Trambesos, obowiązującą do 2032 r. Wolą przekazać linie w zarząd barcelońskiemu organizatorowi transportu TBM. Tylko że wiązałoby się to z gigantyczna rekompensatą (szacunki dochodzą nawet do 440 mln euro), na co wśród lokalnych polityków zgody nie ma.
Dla pasażerów nie byłoby problemu, bo już dziś obie sieci są w pełni zintegrowane z miejskim systemem biletowym. Połączenie byłoby bardzo wygodne. Ponad 4-kilometrowa trasa wzdłuż Avigunda Diagonal, czyli jednej z głównych ulic miasta łączyłaby przystanek Francesc Macia, który jest stacją końcową linii T1, T2, T3 Trambaix, z przystankiem Glories, gdzie kończą lub przecinają się linie T4, T5 i T6 Trambesos, a jednocześnie mieści się stacja metra. Miejsce jest, bo aleja ma ok. 50 metrów szerokości.
Pomysł połączenia obu sieci powstał już w połowie ubiegłej dekady. W 2010 r. mieszkańcy Barcelony w referendum opowiedzieli się jednak gremialnie przeciwko budowie linii (w głosowaniu było kilka opcji do wyboru, ale ta, by nic nie robić zyskała 80 proc. głosów). To na długie lata pogrzebało inicjatywę, choć w 2015 r. jedna z niezależnych organizacji miejskich przygotowała analizę, zgodnie z którą połączenie sieci podwoiłoby liczbę pasażerów barcelońskich tramwajów, a dzięki lepszemu wykorzystaniu przestrzeni transportowej (tramwaj zastąpiłby autobusy), miasto zaoszczędziłoby 2 mln euro rocznie.
Pomysł wrócił, bo zaczęło go popierać kilka mniejszych, opozycyjnych partii w radzie miasta, gdy okazało się, że dziś, po prawie dekadzie od nieszczęsnego referendum, nowa linia tramwajowa cieszy się w sondażach poparciem ok. 2/3 respondentów. Burmistrz Ada Colau, która o połączeniu mówiła już na początku swojej pierwszej kadencji, przed czterema laty, zyskała więc dla niego prawdopodobną większość w radzie miasta.