Na poniedziałkowej konferencji prasowej światowy gigant autobusowy FlixBus zapowiedział „zintegrowanie” we wspólnej ofercie autokarów Polskiego Busa. To oznacza, że z polskich ulic znikną czerwone autobusy z uśmiechniętym bocianem, które zrewolucjonizowały podróże między miastami.
Przedstawiciele obu firm
zarzekają się, że nie można mówić o żadnym przejęciu. Ale w praktyce autobusy z bocianem odchodzą do lamusa. Platforma biletowa Polskiego Busa ma działać jeszcze przez kilka tygodni, po czym zostanie zlikwidowana, a bilety będzie można kupić wyłącznie przez stronę FlixBusa. Czerwone autobusy zostaną w tym samym czasie przemalowane na zielony kolor europejskiego koncernu autobusowego. Polski Bus staje się przewoźnikiem FlixBusa – pod jego marką i pod jego kolorami. Nawet wnętrze autobusów zostanie dostosowane do „zielonych” wymogów. Z autobusów zostanie wymontowane 6 foteli, żeby pasażerowie mieli więcej miejsca na nogi.
Bociania rewolucjaTo koniec ważnego okresu w historii przewozów na polskich drogach. Gdy Polski Bus ruszał w czerwcu 2011 r. podróż autokarem po Polsce kojarzyła się z wielogodzinną mordęgą głośnym, zakurzonym i dymiącym pojazdem. Nagle pojawił się przewoźnik, który kusił biletami za złotówkę kupowanymi przez internet. Co prawda tę minimalną cenę płacili tylko nieliczni szczęśliwcy, ale nikomu to nie przeszkadzało, jeśli do każdego miasta w Polsce można było pojechać za 20-30 zł. W dodatku w autobusie było czysto, można było skorzystać z pokładowego Wi-Fi, a nawet oferowano pasażerom – co było prawdziwą rewolucją – niewielki poczęstunek. Mało komu przeszkadzało, że Wi-Fi czasem się rwało, w autobusach było mimo wszystko dość ciasno, a jechało się jednak dłużej niż np. pociągiem. Ważne było, że podróżowało się tanio, w „ludzkich” warunkach, a kierowca i hostessa byli umundurowani i uśmiechnięci.
Polacy polubili Polskiego Busa. Do dziś przewiózł ponad 25 mln pasażerów. Jego profil na facebooku szybko zyskał setki tysięcy followersów, był na bieżąco aktualizowany, a piszącym odpowiadano (co ówcześnie nie było standardem). Przewoźnik dodawał nowe linie, w tym międzynarodowe (do Pragi, Wiednia, Budapesztu, Berlina, czy Wilna) i rozszerzał siatkę połączeń w Polsce. Na modelu, który sprawdził się nad Wisłą, opierały się klony Polskiego Busa w innych krajach, np. fiński OnniBus.
– Mam wrażenie, że tutaj była gigantyczna, niezaspokojona potrzeba, by istniały takie właśnie usługi –
mówił nam kilka lat temu właściciel marki sir Brian Souter. – W Polsce są nieźli przewoźnicy zarówno publiczni, jak i prywatni. Kłopotem jest zwartość usług. Nie było ogólnokrajowej marki, która byłaby gwarancją, że gdy kupisz bilet, to dojedziesz z miejsca na miejsce. Marka ma ci gwarantować pewność, punktualność, komfort, dostępność cenową. To wszystko zapewniamy w Polskim Busie – wyliczał.
Wymuszone PendolinoCzerwone autokary zaczęły zabierać pasażerów innym środkom transportu. Nie tylko przesiadali się z samochodów, ale też porzucali pociągi na trasach obsługiwanych przez PKP Intercity. Żaden z rywali się do tego nie przyznał, ale zaoferowanie pasażerom pod koniec 2014 r. możliwości podróży Pendolino było ze strony kolejowego przewoźnika również sposobem na przyciągnięcie pasażerów z powrotem na tory. Z kolei tanie bilety lotnicze na trasach krajowych, oferowane przez Ryanaira, to po części efekt tego, że Polacy w ogóle chętniej zaczęli podróżować między miastami.
– Wielokrotnie mówiliśmy, że największą konkurencją są dla nas prywatne samochody. Nasz właściciel wierzy, że rynek transportowy może być zdywersyfikowany. Ktoś, komu zależy na czasie, zawsze wybierze samolot. Przyspieszenie Pendolino to fantastyczna sprawa, ale wydaje mi się, że 4- czy 5-osobowa rodzina jadąca na wakacje, pojedzie jednak z nami –
mówił trzy lata temu na Kongresie Transportu Publicznego Piotr Bezulski, dyrektor zarządzający w Polskim Busie.
Tani i co dalej?Jednak to, co początkowo było atutem przewoźnika, po pewnym czasie stało się jego kłopotem. Pasażerom, przyzwyczajonym do podróży w cieple i ciszy, w końcu zaczęła przeszkadzać ciasnota w autobusach. Kto raz przejechał się Pendolino na tej samej trasie co Polskim Busem – o wiele wygodniej, szybciej, choć drożej (choć jeśli bilet kupi się z wyprzedzeniem to niekoniecznie dużo drożej) – do czerwonego autokaru wracał tylko wtedy kiedy musiał. Latanie też nam spowszedniało, tym bardziej, że bilet na samolot można czasem kupić nawet taniej. Wzrosła też konkurencja autokarowa. Inni przewoźnicy również zaczęli wymieniać pojazdy na nowoczesne.
Wszyscy zresztą przyzwyczaili się, że Polski Bus jest przede wszystkim tani. Stąd próby zawojowania segmentu rynku z pasażerami z nieco grubszym portfelem się nie udały. Polski Bus Gold, czyli komfortowe autobusy na niektórych trasach, wycofano po dwóch latach. Przewoźnik uruchamiał połączenia do coraz mniejszych miast, ale tam napotykał silną i wieloletnią konkurencję busiarzy, którzy w skrajnym przypadku, jak na trasie Warszawa – Lublin, umiejętnie żonglując przepisami, potrafili nawet zablokować usługę konkurenta.
Ostatnim planem Polskiego Busa była szeroka współpraca z mniejszymi przewoźnikami, których wciągnięto do platformy sprzedażowej przewoźnika. Ten chwalił się, że dzięki temu pasażerowie zyskują wiele nowych połączeń, ci jednak nieco utyskiwali, że kupując bilet na Polskiego Busa, mogą trafić do pojazdu innego przewoźnika.
Ceny ustali rynekOstatecznie Polski Bus sam znalazł się pod skrzydłami jeszcze większego gracza na tym rynku. FlixBus chwali się, że korzystając z własnych autokarów i autokarów współpracujących z nim przewoźników obsługuje 1,4 tys. miast w 26 krajach, a niedawno zapowiedział, że w przyszłym roku wejdzie na rynek USA. Tylko w 2016 r. przewiózł 30 mln pasażerów, czyli więcej niż Polski Bus przez wszystkie lata w Polsce.
Polski Bus miał dwie charakterystyczne cechy – barwy i ceny. To pierwsze się zmieni. Niestety dla pasażerów, to drugie może też. Dziś bilet np. z Warszawy do Wiednia na połowę stycznia kosztuje w Polskim Busie 39 zł (niecałe 10 godzin), a we FlixBusie – 59 zł (czas – 10:40). Przedstawiciele obu firm zapowiadali na poniedziałkowej konferencji, że nie ma planów zmian cen biletów oferowanych dziś w Polskim Busie, ale w przyszłości „zdecyduje o nich rynek”.