– W przyszłości niektórzy będą wciąż chcieli mieć spersonalizowane pojazdy, żeby pojechać na wakacje albo zapakować do bagażnika sprzęt piłkarski – przewiduje Bob Lutz, były wiceprezes General Motors, który przez blisko pół wieku kariery zawodowej pracował też na kierowniczych stanowiskach w Fordzie, Chryslerze, BMW i Oplu. – Jednak pojazdy nie będą już kierowane przez człowieka. W ciągu 15, najwyżej 20, lat zmiany w prawie spowodują, że tego rodzaju samochody po prostu nie wjadą na autostrady – wieszczy.
Lutz został poproszony
o przedstawienie swojej wizji przyszłości przemysłu samochodowego w artykule będącym częścią serii publikowanej na łamach „Automotive News”. Jego przewidywania zaskakują nie tyle treścią, co horyzontem czasowym. „Raczej nie będę miał już okazji, by powiedzieć: „a nie mówiłem”, ale jeśli dożyję 105 lat to i tak nie będę już w stanie kierować samochodem” – mówi Amerykanin.
Pięć lat na rezygnację z auta„Podróże będą się odbywały za pomocą zestandaryzowanych modułów, bez możliwości wydawania im przez kierowcę poleceń. Będziesz po nie dzwonił, przyjadą, wsiądziesz, zaprogramujesz cel podróży, a one pojadą w stronę autostrady. Na niej włączą się w przypominający pociąg sznur podobnych pojazdów poruszających się 120, może 150 mil na godzinę . Prędkość będzie miała drugorzędne znaczenie” – opisuje Lutz.
„Gdy będziesz dojeżdżał, pojazd wjedzie na trasę, na której zwolni, zjedzie z autostrady i dowiezie cię do celu podróży. Zostanie ci wystawiony rachunek, za który zapłacisz kartą, odciskiem palca, czy czymkolwiek będzie się płacić, a pojazd odjedzie po kolejnego pasażera. Większość tych pojazdów będzie należała do Uberów, Lyftów i innych firm transportowych, które będą działać w przyszłości”.
Lutz tłumaczy, że punktem przełomowym będzie sytuacja, gdy ok. 20–30 proc. pojazdów będzie autonomicznych. Urzędnicy państwowi wezmą wtedy do rąk statystyki wypadków i przekonają się, że 99,9 proc. z nich powodują auta prowadzone przez człowieka. Wtedy zostanie uruchomiony proces legislacyjny. Rzecz jasna będzie też okres przejściowy. „Każdy z nas będzie miał mniej więcej pięć lat na zdecydowanie się, by sprzedać własne auto na części albo oddać do kasacji”.
Amerykanin odpowiada też na zastrzeżenia, że ludzie mają ogromny problem z zaufaniem technologii pojazdów autonomicznych i nie kupią takiego auta. Wyjaśnia, że nie muszą. We floty pojazdów autonomicznych zainwestują firmy, takie jak wspomniany Uber czy Lyft, ale też Amazon, FedEx, UPS czy państwowe poczty. I to niekoniecznie będą pojazdy sygnowane markami znanych obecnie koncernów samochodowych. Firmy będą odpowiedzialne za design i wyposażenie, trochę jak producenci telefonów komórkowych. Nie będą rywalizowały na osiągi, bo na autostradzie wszyscy będą się poruszać z tą samą prędkością.
Samochody dla kolekcjonerówKto na tym straci? Producenci samochodów, którzy szybko wyczują tendencję, niekoniecznie. General Motors już dziś inwestuje w pojazdy autonomiczne. Ważny będzie dział projektowy, ale też produkcja oprogramowania dla pojazdów autonomicznych. Ciężkie czasy czekają jednak całą branżę związaną ze sprzedażą samochodów, która szczególnie w USA jest potężna.
„Sprzedawcy samochodów przetrwają, jako dostawcy towaru dla tych, którzy będą chcieli mieć spersonalizowane auto albo dla kolekcjonerów. Przetrwają sporty samochodowe, ale nie na autostradach, raczej na zamkniętych torach. Samochody będą rozrywką. Tak jak dziś ludzie korzystają z kursów golfa, tak będą przyjeżdżać na tor, by nauczyć się prowadzić, a potem od czasu do czasu sobie pojeździć. Firmy będą produkować auta wyścigowe, czy auta off–roadowe, ale będzie to branża niszowa. Era kierowanych przez człowieka aut, branży, która zajmuje się naprawami, sprzedaży, mediów z nią związanych (gazety, czasopisma, programy telewizyjne) – za 20 lat już tego nie będzie” – wieszczy Lutz.