Dezurbanizacja to nie tylko dużo wyższe koszty budowy i eksploatacji infrastruktury. Z powodu chaotycznej i rozproszonej rozbudowy nie rozwija się transport publiczny.
„Absurdalne rozmiary terenów przeznaczonych pod zabudowę przez gminy wymagałyby wzrostu ludności Polski do 60 mln obywateli, a zobowiązania finansowe gmin z tym związane, wynikające z obowiązku wykupu pod zaplanowane drogi, przekroczyły według wiarygodnych szacunków 100 mld zł.” Problem tym, że „ wiele gmin ponosi lub będzie ponosić koszty wykupu gruntów oraz budowy infrastruktury technicznej na terenach, które nigdy nie będą zabudowane”.
Powyższy cytat nie znalazł się na pierwszej stronie ogólnopolskiej gazety, chociaż ze względu na przytaczane tam liczby, z całą pewnością na to zasługuje. Zaczerpnąłem go z
raportu na temat ekonomicznych i społecznych strat wynikających z niekontrolowanej urbanizacji w Polsce, który Kongres Budownictwa wraz z Fundacją Rozwoju Demokracji Lokalnej zaprezentowały na początku ubiegłego tygodnia w Sejmie. Mimo że nie został zauważony przez mas media, ale za to został omówiony szeroko przez portale „RynekInfrastruktury.pl” i
„Transport-Publiczny.pl”.Wprawdzie głównym adresatem raportu są politycy, ale powinien się z nim zapoznać każdy, kto zajmuje się w sposób profesjonalny infrastrukturą. Bo panujący nieład urbanistyczny, brak racjonalnej polityki przestrzennej oraz praktyka doraźnego inwestowania na podstawie decyzji administracyjnych doprowadziła do chaotycznej rozbudowy miast. A chaotyczna i rozproszona zabudowa oznacza wyższe koszty budowy i eksploatacji sieci kanalizacyjnych, wodociągowych, gazowych, ciepłowniczych, energetycznych, telekomunikacyjnych, drogowych i oświetleniowych.
Rozproszona zabudowa ogranicza możliwości wykorzystania transportu publicznego - więcej osób zamiast jechać autobusem lub pociągiem wybiera własny samochód. Trudno więc nie zgodzić się z autorami opracowania, którzy twierdzą, że za ekonomicznymi problemami transportu zbiorowego kryje się dezurbanizacja kraju.