Strefy czystego transportu, za wjazd do których kierowcy muszą płacić, to nowe w warunkach polskich narzędzie, które zostało dane miastom przez Ministerstwo Energii i Sejm, który uchwalił stosowne ustawy. Posłowie ujęli się za kierowcami i ci płacić będą tylko w godzinach 9-17. Tyle że najwyraźniej nie przewidzieli, że, jak wytłumaczyło nam Ministerstwo Energii, poza tymi godzinami do centrum miasta nie wjadą w ogóle.
Zapytaliśmy Ministerstwo Energii o to, jak rozumieć tę część uchwalonej w styczniu ustawy o elektromobilności, która dotyczy tworzenia stref czystego transportu, po zmianach, które wprowadzono w niej czerwcową nowelizacją. To właśnie ta druga umożliwiła pobieranie opłat od samochodów wjeżdżających do strefy. Ale posłowie propozycję ministerstwa „poprawili”, ograniczając możliwość pobierania niewielkich opłat tylko do godzin 9-17, w zamyśle chcąc, by poza tymi godzinami miasta nie „łupiły” kierowców. Nie będą łupieni, bo – jak wyjaśnili nam przedstawiciele Ministerstwa Energii – w ogóle nie będą mieli prawa wjechać do centrum miasta.
Biedni kierowcy
Strefa w centrum miasta, do której wjazd jest możliwy za opłatą, to skuteczne narzędzie stosowane w kilku światowych metropoliach (Londyn, Mediolan, Sztokholm, Singapur), które pozwala na ograniczenie korków i ochronę powietrza. Kto nie musi, zniechęcony opłatą, zamiast auta wsiada w transport publiczny. W Polsce do tej pory przepisy na coś takiego nie pozwalały. Rząd, proponując na początku roku stosowne przepisy, „sprzedawał” pomysł jako walkę ze smogiem, ale poniekąd był to też sposób na nakręcenie popytu na elektromobilność. Po polskich strefach czystego transportu bez przeszkód mają się bowiem poruszać auta elektryczne, wodorowe i na gaz ziemny.
Jednak posłowie, a konkretnie firmujący zgłaszane poprawki poseł Krzysztof Sitarski z Kukiz’15 (który jednak w głosowaniach mógł liczyć na poparcie większości sejmowej), od początku prac występowali przeciwko możliwości pobierania opłat od kierowców, tłumacząc, że ci są zbyt biedni, by jeszcze ściągać od nich taki haracz. W efekcie w styczniu,
w czasie prac sejmowych, z przepisów wyrzucono i tak niewielkie opłaty (maksymalnie 3 złote za godzinę i 30 zł za dzień, dla porównania w Londynie płaci się dziś 21,5 funtów jednorazowo za wjazd). Stały się więc martwe, bo żaden samorząd nie utworzy strefy, która po prostu zamknie centrum miasta dla prawie wszystkich aut, bez żadnej możliwości wjazdu.
W ostatnich tygodniach Ministerstwo Energii próbowało ten bubel naprawić, przeprowadzając przez sejm ustawę o biopaliwach, w której znalazły się przepisy nowelizujące styczniową ustawę o elektromobilności. Znów zapisano w nich opłaty, tym razem jeszcze niższe (maksymalnie 2,5 zł za godzinę i 25 zł za dzień). W czasie prac w sejmowych komisjach znów na posterunku był poseł Sitarski.
Zaproponował, by opłaty pobierano tylko w godzinach 9-17.
– Chodzi o to, żeby maksymalnie ograniczyć koszt dla obywatela. To nie jest moja poprawka marzeń, ale z tego, co wiem, jest to jedyna poprawka, która ma szansę przejść jako wspólny konsensus mieszkańców ścisłych centrów miast oraz osób posiadających samochody spalinowe. Generalnie poprawka pozwoli na dotarcie rano np. z dziećmi do przedszkola, pozwoli na odwiedzenie rodziny w centrum miasta – uzasadniał Sitarski na posiedzeniu komisji. Przekonał kolegów. Dyskusji na ten temat nie było. Komisja przyjęła poprawkę jednogłośnie.
Nie będzie opłat… nie będzie możliwości wjazdu
O ile więc w dość powszechnym odczuciu nowe przepisy powodują, że ustanowienie w centrum miasta strefy czystego transportu, będzie stanowiło dla kierowców aut z silnikami diesla czy benzynowymi kłopot tylko w środku dnia, a rano będą mogli bez przeszkód „odwieźć dzieci do przedszkola albo odwiedzić rodziców”, to gdy wczytać się w ustawę rodzą się wątpliwości.
Otóż przepisy ustawy o elektromobliności przewidują, że strefa czystego transportu z zasady będzie zamknięta dla wszystkich aut, poza tymi z czystym napędem, wymienionymi wyżej. Rada gminy może dopuścić do poruszania się po niej innych aut, nieposiadających takiego napędu, „pod warunkiem uiszczenia opłaty”. Tyle, że poprawka posła Sitarskiego pozwala pobierać opłaty tylko w wyznaczonych godzinach.
Czy to nie oznacza, ze poza tymi godzinami samochody spalinowe w ogóle nie będą mogły poruszać się po strefie, skoro nie będą mogły zapłacić? Zapytaliśmy o to Ministerstwo Energii, które firmowało projekt ustawy. „Opłata nie może być wyższa niż 2,50 zł za godzinę i może być pobierana jedynie za poruszanie się po tej strefie pojazdów innych niż określone w art. 39 w ust. 1 i 3–4 w godzinach od 9:00 do 17:00. Poza tymi godzinami będzie obowiązywał zakaz poruszania się pojazdów innych niż wskazane w ustawie o elektromobilności bądź w uchwale rady gminy” – odpowiedział nam jednoznacznie Jan Szul z Biura Prasowego ministerstwa.
Kraków już zapowiedział
Skorzystanie z przepisów o strefie czystego transportu
zapowiedział już Kraków, który chce taką, niewielką strefę utworzyć na Kazimierzu.
Inne miasta się nad tym zastanawiają. Wcześniej wyrażały zainteresowanie i wskazywały, ze takie narzędzie jest niezbędne, ale przepisy w obecnym kształcie dają nieco ograniczone pole manewru. Choćby to, że strefy można tworzyć tylko w miastach powyżej 100 tys. mieszkańców, wyklucza z nich np. Sopot, czy Zakopane, które okresowo mają duży kłopot z zatłoczeniem samochodami.