SKM Trójmiasto to przewoźnik o gigantycznym potencjale. Na razie ten potencjał jest skutecznie marnowany. Patologii w funkcjonowaniu transportu zbiorowego na terenie Trójmiasta jest niestety wiele – ocenia Paweł Rydzyński, dziennikarz „RK” i „TP”.
Ostatnio „Rynek Kolejowy” opublikował obszerną
polemikę Bartłomieja Buczka, członka zarządu SKM Trójmiasto, z
wywiadem, jakiego na naszych łamach udzielił Hubert Kołodziejski, przewodniczący Metropolitalnego Związku Komunikacyjnego Zatoki Gdańskiej. Warto przytoczyć jeszcze raz słowa, które, biorąc pod uwagę treść polemiki, zainspirowały dyrektora Buczka do napisania listu. Hubert Kołodziejski powiedział tak: Funkcjonowanie SKM w strukturze PKP oraz regulacje prawne determinujące działalność tego przewoźnika kolejowego nie pozwalają na pełne i efektywne wykorzystanie potencjału tej spółki. W rezultacie SKM konkuruje z gdańską, gdyńską oraz wejherowską komunikacją miejską i tylko w niewielkim zakresie jest z nią zintegrowana. Taka sytuacja obniża atrakcyjność oferty transportu zbiorowego (…). W tym kontekście, usamorządowienie SKM jest szansą na jej pełną integrację z innymi środkami transportu.
Być może diabeł tkwi w szczegółach. Być może bardziej zasadne było sformułowanie, iż nie tyle SKM konkuruje z komunikacją miejską, co komunikacja miejska konkuruje z SKM. Dlatego też, tak jak słowa dyrektora Buczka, ukazujące atuty SKM i uwarunkowania jej funkcjonowania, są niezwykle ważnym głosem w dyskusji o transporcie zbiorowym aglomeracji trójmiejskiej, tak samo ważnymi są słowa dyrektora Kołodziejskiego, ukazujące – nie ma co tego owijać w bawełnę – patologie funkcjonowania tegoż transportu zbiorowego. Bo tych patologii jest niestety wiele i trzeba je raz za razem piętnować.
Pisałem o tym wielokrotnie i powtórzę po raz kolejny. Nie jest normalną sytuacja, w której „trójmiejskie metro”, jakim jest SKM, na terenie Gdyni wozi powietrze, a równolegle w korku stoją jadące co minutę trolejbusy i autobusy, których siatka i oferta jest z niezrozumiałych względów konkurencyjna, a nie uzupełniająca wobec SKM.
Gdyńscy włodarze z lubością powołują się na wyniki badań preferencji pasażerów, z których wynika, że mieszkańcy Gdyni najbardziej cenią sobie „bezpośredniość połączeń”. Zgoda. Tyle że „bezpośredniość” jest najważniejsza lub prawie najważniejsza dla mieszkańców chyba każdej metropolii świata. A mimo tego wszędzie rozwija się komunikację szynową, natomiast komunikację autobusową konsekwentnie spycha się do roli transferów „tramwaj/metro/kolej – osiedle”. Wszędzie na świecie to działa, w Gdyni jakoś nie chce…
O innych mankamentach (brak pogłębionej synchronizacji rozkładów, brak prawdziwie wspólnej taryfy) już nie ma co wspominać… Wiele jest czynników składających się na tę trójmiejską patologię, wielu jest jej winowajców. Nadarzają się dwie dobre okazje, żeby ten system uzdrowić: otwarcie Pomorskiej Kolei Metropolitalnej i właśnie przejęcie całości udziałów w SKM przez samorządy. Tylko czy, biorąc pod uwagę dotychczasowe doświadczenia (budowa lotniska w Kosakowie, dwa konkurujące ze sobą związki metropolitalne…), zainteresowane samorządy solidarnie zrozumieją, że SKM to dobro, którego nie można dłużej marnować?
Mam jednak nadzieję, że mimo wszystko tak będzie i że oba te głosy (Huberta Kołodziejskiego i Bartłomieja Buczka) nie tylko będą stanowić zalążek ciekawej dyskusji o przyszłości komunikacji w Trójmieście, ale też, być może, staną się przyczynkiem pozytywnych zmian.