W Warszawie rozpoczęła się konferencja „Dystrybucja i kontrola biletów w transporcie publicznym”. Uczestnicy rozmawiają o biletach, ale też o przyszłości rozwiązań taryfowych, a być może o czasach, gdy ten dowód opłaty za przejazd w ogóle nie będzie potrzebny. Ale zaczęło się od tych, którym – jak sami uważają – bilet nie jest potrzebny.
56 proc. Polaków często korzysta z komunikacji miejskiej. Uważa to za rozwiązanie wygodne i tanie. Zwykle, według deklaracji, jeśli tego nie robią, to dlatego, że wszędzie mają blisko lub mają samochód. – Co ciekawe, aż 83 proc. pasażerów uważa, że wszyscy wokół nich kasują bilety i mniej więcej tyle samo rzeczywiście deklaruje, że zawsze jeździ z biletem. Dlaczego? Bo boją się kontroli, to najczęstsza odpowiedź – mówi Kornelia Hendżak z Krajowego Rejestru Długów.
KRD to ta instytucja, do której ostatecznie trafiają gapowicze dłużnicy. Rejestr przeprowadził więc badania, by dowiedzieć się kim są osoby, o których informacja tam się znajdzie. Zadał pytania pasażerom komunikacji, a potem w szczegółach wypytał tych, którzy deklarują, że czasem lub często w ogóle nie kupują biletów.
Okazuje się, ze statystyczny gapowicz to mężczyzna, w średnim wieku, z dużego miasta. Średni dług gapowicza w KRS to niecały tysiąc złotych (w sumie są tam uwzględnieni komunikacyjni dłużnicy na sumę 245 mln zł). W dodatku raczej pracujący albo przynajmniej mający źródło dochodu. Dlaczego gapowicze jeżdżą bez biletu? Liczą że im się uda (31 proc.), szkoda im pieniędzy (31 proc.) oraz twierdzą, że nie mają jak kupić biletu (29 proc.).
Co ciekawe, gapowicze zapytani, czy kiedykolwiek zapłacili karę w blisko połowie przypadków (43 proc.) twierdzą, że nigdy. Często płaci kary lewie 8 proc. gapowiczów. Z tego wynika, że ryzykowanie jazdy bez biletu wydaje się – z punktu widzenia gapowicza – sensowne.
– Kilka rzeczy może niepokoić. Po pierwsze, o ile zwykli pasażerowie poproszeni o określenie cech gapowiczów wskazywali na nich jako „nieuczciwych” i „ryzykantów”, to sami gapowicze często określają siebie jako „sprytnych” i „oszczędnych” – mówi Hendżak. – W dodatku, choć pasażerowie dostrzegają pewne niekorzystne efekty jazdy na gapę, np. ponad połowa wskazuje, że gdyby wszyscy kasowali bilety, te byłyby tańsze, to ledwie jedna czwarta widzi zależność między takim zachowaniem, a komfortem i wygodą podróży. A przecież to jest wzajemnie zależne.
Konferencja „Dystrybucja i kontrola biletów w transporcie publicznym” poświęcona jest nie tylko sposobom dystrybucji biletów – nie tylko tradycyjnym, ale też nowoczesnym, jak sprzedaż za pośrednictwem biletomatów czy telefonów – ale też dotyczy nowego spojrzenia na to, czym jest bilet, w jakiej formie służy pasażerom i przewoźnikom i czy jest w ogóle potrzebny.