Od roku transport publiczny we francuskiej Dunkierce jest bezpłatny. Efekty przerosły oczekiwania, autobusy w godzinach szczytu są pełne, a część pasażerów, jak sama deklaruje, sprzedaje samochody. To, szeroko dyskutowany we Francji, sukces mera Patrice'a Vergriete'a. Ale sprowadzanie wszystkiego tylko do rezygnacji z biletów byłoby uproszczeniem.
Dunkierka to blisko stutysięczne miasto na samej północy Francji, znane głównie z ewakuacji wojsk brytyjskich podczas II Wojny Światowej. Od roku jest też znane z tego, że jest największym miastem w Europie z całkowicie darmową komunikacją. Po estońskim Tallinie też jeździ się na stałe bez biletów, ale pod warunkiem, że jest się mieszkańcem miasta i ma stosowną kartę miejską. W Dunkierce nie ma ograniczeń. Po prostu nie ma biletów.
Rok temu weszła w życie reforma komunikacji autorstwa lewicowego mera Patrice'a Vergrieta'a. Darmową komunikację zapowiedział już w 2014 r., gdy po raz pierwszy wygrał wybory. Ale dopiero po czterech latach udało się ją sensownie przygotować. Na tyle sensownie, że statystyki z Dunkierki dziwią samych urzędników, a miasto jest regularnie wizytowane przez francuskich urzędników z innych miast.
Auta na sprzedaż?
Dunkierka nie ma sieci tramwajowej, kolei aglomeracyjnej, a tym bardziej metra. Ma za to sieć autobusów. Jeszcze kilka lat temu było ich około stu i jeździły puste. Spośród wszystkich podróży w mieście (łącznie z pieszymi), autobusami wykonywano tylko 5-6 proc. z nich. Ok. 65 proc. przypadało na samochody.
W ciągu ostatniego roku frekwencja w autobusach podskoczyła od 65 proc. (w tygodniu) do 125 proc. (w weekendy). W godzinach szczytu pojazdy są pełne. Badania przeprowadzone wiosną (zebrano ok. 2 tys. ankiet) i opublikowane w całości we wrześniu wskazują, że połowa z pasażerów to de facto nowi, regularni pasażerowie, którzy wcześniej korzystali z autobusów sporadycznie lub wcale. Z kolei 48 proc. z nich deklaruje, że regularnie korzysta z autobusów zamiast samochodu.
Maxime Hure, ekspert ds. transportu z Uniwersytetu Perpignan i szef think-tanku VIGS, który przeprowadził badania w Dunkierce, szacuje na podstawie ankiet, że ok. 10 proc. nowych pasażerów zdecydowało się sprzedać lub powstrzymało się przed kupieniem auta z powodu autobusów.
Pamiętajmy, że statystyki autobusowe startowały z bardzo niskiego poziomu. Dunkierka to wciąż miasto z dużą liczbą podróży samochodowych. Ale i tak robią ogromne wrażenie, bo zmiana jest zauważalna.
Nowe linie. Autobusy co 10 minut
Jak to się stało? Zrezygnowano z biletów, które poprzednio kosztowały średnio 1,4 euro. Ale przy okazji kompletnie przemodelowano sieć autobusową. Kupiono nowe autobusy (dziś flota liczy 168 pojazdów) i wyznaczono 17 linii, z czego pięć głównych – nazywanych Chrono – kursuje od 7. do 19. co 10 minut, a w pozostałych godzinach takt jest nieco rzadszy. Reszta linii ma charakter dowozowy do linii Chrono, ale obsługuje też okoliczne miejscowości, w sumie w zasięgu sieci jest ok. 200 tys. osób.
"Moje auto się zestarzało, wymagało szeregu napraw, więc dałem sobie z tym spokój, pomyślałem, że zobaczę jak zadziałają nowe autobusy. W efekcie już go nie potrzebuję. Wszystkie sprawy załatwiam dzięki autobusowi lub na piechotę" – miał powiedzieć ankieterom Philippe, emeryt. Jego ankietę zacytowało Radio France24. Inni mieszkańcy, przepytywani przez francuskie i zagraniczne media równie często wskazywali na korzyści finansowe, co na prostotę obecnego systemu i brak konieczności szukania kiosku, czy wyrabiania karty. Przy 10-minutowym takcie użytkownik w zasadzie przestaje też być uzależniony od rozkładu jazdy. Zapewne dzięki temu pasażerowie, do tej pory okazjonalni, stali się regularnymi.
Finansowo całe przedsięwzięcie się "spina". Transport publiczny w Dunkierce kosztuje niecałe 50 mln euro rocznie. Wcześniej, ponieważ pasażerów było mało, wpływy z biletów stanowiły raptem 10 proc. budżetu komunikacji miejskiej (dla porównania w Paryżu to 28 proc., w Warszawie mniej więcej jedna trzecia), ok. 60 proc. pochodziło ze specjalnego podatku od przedsiębiorstw finansującego transport we Francji, a 30 proc. dokładało miasto. Mer Vergriete przyznawał, że taką sytuację potraktował nie jak problem, a jak szansę. Rezygnacja z biletów nie była bowiem zbyt dotkliwa.
Kto może się wzorować
Co z tego wynika dla polskich miast? Bardzo dużo. Mniej może dla Warszawy czy innych dużych aglomeracji, gdzie transport publiczny to bardziej skomplikowana sieć, przewożąca więcej pasażerów, obsługująca znacznie większy, zróżnicowany obszar i wymagająca innych środków transportu. Pamiętajmy, że dunkierski transport jest nieskomplikowany, składający się wyłącznie z autobusów, nieporównywalny z warszawskim, gdzie komunikacja kosztuje rocznie ponad 3 mld zł. A za te pieniądze stolica polski może się dziś pochwalić znacznie lepszymi statystykami transportu publicznego niż Dunkierka.
Ale dla miast porównywalnych z nią wielkością to istotny wzór. Przy czym muszą pamiętać, że proste zniesienie opłat może dać niewielki efekt, jeśli oferta transportowa pozostanie na niskim poziomie.
– Bezpłatny transport publiczny to temat pełen stereotypów i przekłamań. Jednym z nich jest twierdzenie, że jeśli coś jest darmowe to nie ma wartości – mówił Vergriete w zeszłym roku w rozmowie z "Guardianem". Dodawał, że poza korzyścią dla środowiska, związaną z zastępowaniem samochodów autobusami, takie działanie ma też wymiar społeczny. Zorganizowanie przystępnej komunikacji publicznej to lepszy sposób na redystrybucję zasobów, niż np. obniżenie lokalnych podatków i opłat.
Z kolei Vanessa Delevoye, wydawczyni lokalnego magazynu "Urbis", w rozmowie z France24 wskazuje na uniezależnienie od auta w dwóch znaczeniach: zarówno pojedynczych mieszkańców Dunkierki, jak i samego miasta, które jak prawie każde po obu stronach Atlantyku cierpi z powodu zatłoczenia autami.
– Jesteśmy pragmatyczni – zaznacza Vergriete, który przyznawał, że zdaje sobie sprawę, że darmowy transport nie jest uniwersalnym rozwiązaniem dla każdego miasta. Ale u niego zadziałał. – Przeanalizowaliśmy plusy i minusy i uznaliśmy, że te dodatkowe 7 mln euro rocznie, które trzeba było znaleźć, to dobrze wydane pieniądze.