W Gliwicach tamtejszy ZDM szacuje, że w okolicach szkół ruch samochodowy spadł od poniedziałku o 10–30 proc. W Warszawie ZDM informuje, że sytuacja na drogach jest niecodzienna i część podróży po prostu się nie odbywa. Choć brak konkretnych danych, urzędnicy wskazują, że strajk nauczycieli ułatwił poruszanie się po mieście.
– Całe miasto nieco zwolniło – przyznaje w rozmowie z gliwicką „Gazetą Wyborczą” rzeczniczka tamtejszego Zarządu Dróg Miejskich. Jednocześnie szacuje, że ruch samochodowy w okolicach szkół zmniejszył się o od 10 do 30 proc. Sytuacja przypomina nieco ferie lub wakacje, choć wtedy wielu rodziców z dziećmi po prostu wyjeżdża z miasta. Teraz w nim są, ale jeżdżą mniej.
Warszawski ZDM już w poniedziałek poinformował, że np. pomiary ruchu realizowane w tym tygodniu mogą być niemiarodajne i nie mogą być podstawą do decyzji o organizacji ruchu. Ponieważ nie ma lekcji, wielu rodziców nie odwozi swoich dzieci do szkoły, tylko jadą od razu do pracy. Niektórzy w ogóle nie jadą do pracy, bo muszą zapewnić dziecku opiekę.
Mniejszy ruch na ulicach zauważa też, w redakcyjnym komentarzu częstochowski oddział „Gazety Wyborczej”. Tu akurat obserwacja jest o tyle ciekawa, że niedawno miasto zaoferowało dzieciom ze szkół podstawowych i gimnazjów darmowe przejazdy komunikacją miejską, właśnie w celu ograniczenia ruchu samochodowego na ulicach. Rodzice, mając taką ulgę, mieli korzystać z transportu publicznego, a nie z własnego samochodu. Zauważalny spadek ruchu ma miejsce jednak dopiero, gdy szkoły nie działają.
Darmowe przejazdy transportem publicznym dla uczniów to jednak pomysł nie tylko częstochowski. W ciągu ostatnich kilku lat, w różnej formie, taki bonus wprowadzono w Warszawie, we Wrocławiu, w Poznaniu, w Krakowie, w Białymstoku czy w Szczecinie. Wszędzie właśnie w celu zachęcenia rodziców młodszych dzieci do przywożenia ich na lekcje w inny sposób niż samochodem. W Warszawie statystyki są interpretowane tak, że rozwiązanie zadziałało. W ciągu pierwszego roku szkolnego, czyli do jesieni 2018 r., wydano ponad 150 tys. nowych biletów długookresowych, wzrosła też sprzedaż biletów jednorazowych. Finansowo stolica na tym rozwiązaniu nie straciła, zyskała nowych pasażerów, choć statystyk wskazujących na bezpośrednie przełożenie liczby wydanych kart ucznia na mniej samochodów pod szkołami nie ma.
A kłopot z zatarasowanymi rano uliczkami przyszkolnymi, które okupują auta rodziców, odwożących dzieci do szkoły, jest wyraźny w każdym mieście. To nie tylko niewygodne, ale też niebezpieczne dla dzieci, które są małe i zza samochodu po prostu ich nie widać. Na razie próby uregulowania tego zjawiska podejmowane są w innych miastach europejskich, np. w Wiedniu czy w Monachium. W Polsce temat zakazu wjazdu na uliczki przyszkolne pojawił się jakiś czas temu, ale szybko ucichł.