Rok 1939. W USA odbywa się Wystawa Światowa, na której jedną z największych atrakcji jest Futurama, czyli przygotowana przez General Motors makieta prezentująca wizję miasta roku 1960. Wiele pokazanych na niej rozwiązań stanie się rzeczywistością i przekleństwem Stanów Zjednoczonych.
Tekst po raz pierwszy został opublikowany 20 września 2016 r.
Wizja nowego świata
Stany Zjednoczone w roku 1939 jeszcze nie przypominają państwa, które dzisiaj znamy. Pamięć o latach Wielkiego Kryzysu jest ciągle żywa, a znaczna część kraju pozostaje biedna i odcięta od zmian zachodzących w miastach na wschodnim wybrzeżu. Oznaki ożywienia gospodarczego są jednak coraz bardziej widoczne. Największe koncerny przemysłowe z coraz większym optymizmem patrzą w przyszłość. Wśród nich jest i General Motors, które od lat przekonuje amerykanów, że to samochód powinien stać się podstawowym środkiem transportu.
Ma Wystawie Światowej General Motors pokazuje makietę prezentującej wizję miasta roku 1960. Do jej przygotowania zatrudniony zostaje Norman Bel Geddes w owym czasie już rozpoznawalny w świecie projektant, który kilka lat wcześniej stworzył podobny model dla firmy Shell. Geddes nie daje się jednak ponieść szalonym wizjom i koncepcjom. Stara się oprzeć na wypracowanych już rozwiązaniach i technologiach, ale skala z jaką je stosuje jest ogromna. Wszystkiego jest większe, wszystkiego jest więcej. Najwięcej jest zaś samochodów.
Autostrady Wielopasmowe drogi szybkiego ruchu stworzone tylko i wyłącznie z myślą o przemieszczaniu się samochodami nie były czymś oryginalnym. Zarówno w USA jak i w Europie budowane je już od lat 30. Nie myślano jeszcze o wielopoziomowych i bezkolizyjnych rozjazdach oplatających całe miasta – a tak właśnie wyglądać miał wjazd do miasta przyszłości Geddesa.
Niestety ta wizja w ciągu następnych dziesięcioleci przerodziła się w rzeczywistość. Po objęciu urzędu prezydenta przez Dwighta Eisenhowera rozpoczęto zakrojoną na szeroką skalę budowę Systemu Autostrad Międzystanowych. Miały służyć poprawie bezpieczeństwa i zapewnić sprawny transport na wypadek wojny, ale przyczyniły się głównie do napędzenia popytu na samochody.
Futurama. Fot. Alfred Eisenstaed dla magazynu Life
W odróżnieniu od sieci kolejowej drogi powstawały i były utrzymywane za pieniądze z budżetu federalnego. O lepszym prezencie producenci samochodów nie mogli marzyć – odtąd państwo z podatku ich klientów utrzymywało infrastrukturę transportową i zarazem promowało transport kołowy. Samochód stawał się niezbędny. Gdy w roku 1991 oficjalnie kończono budowę autostrad już nikt nie wyobrażał sobie USA bez samochodów.
Nowe dominantyNa początku XX wieku w architekturze miast ciągle dominowały obiekty sakralne i użyteczności publicznej. W całym niemal zachodnim świecie, jak przed setkami laty, ciągle normą było to, że najwyższym budynkiem jest katedra czy kościół. Wznoszono już wprawdzie wspaniałe budynki administracji rządowej, teatry i galerie czy dworce kolejowe, ale w Europie ciągle nie pięto się w górę.
Nowy Jork czy Chicago miały już wtedy swoje wieżowce. Nad tym pierwszym od 8 lat górował Empire State Buliding, ale niewielu spodziewało się takiej kariery drapaczy chmur, których w Futuramie nie brakowało i które już w kilkanaście lat po wojnie na stałe wpisały się w krajobraz wszystkich dużych amerykańskich miast. Wraz z nimi narodził się Central Business Districts, w których siedziby lokowały wszystkie największe przedsiębiorstwa.
Futurama i mniej udana wizja lotniska. Fot. Alfred Eisenstaed dla magazynu Life
Pod same wieże, tak jak to pokazano w Futuramie, starano się i w wielu miejscach dociągnięto autostrady. Wielkie projekty drogowe wbijały się i niszczyły zastaną tkankę miejską. Tam gdzie kiedyś stała regularna, pierzejowa zabudowa pojawiały się wielopasmowe drogi i wielopoziomowe skrzyżowania. O miejscach parkingowych pod budynkami jednak nie zawsze pamiętano, co w skrajnych przypadkach prowadziło do powstania śródmieścia z drapaczami chmur poprzedzielanych parkingami – przestrzennego koszmaru, w który trudno uwierzyć.
Rzeczywistość skrzeczyTwórcy Futuramy nie zastanawiali się nad konsekwencjami zlokalizowania większości biur i urzędów w samym centrum miasta. W ich wizji niemal każdy dojeżdżał do pracy w śródmieściu z położonego na obrzeżach domku z ogrodem. Rozlane na wielkich połaciach przedmieścia nie miały być obsługiwane transportem publicznym. Ich mieszkańcy zostali uzależnieni od samochodu.
Dlaczego taka wizja w praktyce się nie sprawdziła? Odpowiedź daje nam sama Futurama. Na całej makiecie zlokalizowano ok. 0,5 mld domów jednorodzinnych i tylko 50 tys. samochodów, a więc jeden na dziesięć gospodarstw domowych. To liczba, która już wtedy powinna się wydawać zdecydowanie zaniżona. W praktyce bardzo szybko się okazało, że niemal każdy domownik potrzebuje własnego pojazdu, a dwa czy trzy auta stojące przed każdym domem to coś normalnego. To oczywiście liczba która zapcha każdą nawet wielopasmową autostradę. Na samej Futuramie korków jednak nie było.
Futuramę oglądało się z góry – poziomem chodnika nikt się nie przejmował, a tam było najgorzej. Twórcy nie przejmowali się tym, co miało się dziać pod podniesionymi chodnikami czy drogami. Teraz wiem, że nie ma tam nic ciekawego do oglądania, a w większości wypadków można tam znaleźć ubitą ziemię lub miejsca parkingowe.
Futurama w praktyce. Fot po lewej Fot. Austrini, Creative Commons Attribution 2. Fot. po prawej By Atlantacitizen at the English language Wikipedia, CC BY-SA 3.0
Taka piękna katastrofaFuturama w znacznym stopniu stała się rzeczywistością. Stany Zjednoczone oplotła sieć autostrad a w miastach zaroiło się od wieżowców i wielopasmowych dróg. Jednak nie było tak sielankowo jak na makiecie. Samochody stanęły w gigantycznych korkach. Przestrzenie wokół autostradowych wiaduktów i estakad szybko się degradowały. Nowe rozwiązania transportowe sprzyjały separowaniu grup społecznych.
Miasto dla takiej liczby mieszkańców jak to z Futuramy można było zbudować inaczej. Bez rozmachu i gigantomanii, w bardziej ludzkich proporcjach i lepszym rozkładem funkcjonalnym oraz z większą rolą transportu publicznego. Taka wizja nie miała jednak swoich adwokatów.
Ludzie uwierzyli General Motors. Uwierzyli w pędzące po niemal pustych autostradach samochody i codzienne miłe przejażdżki z domów na przedmieściach do biur w pnącym się ku niebu centrum miasta. Samochód stał się częścią amerykańskiej kultury i stylu życia. Teraz wiemy, że to był ogromny błąd, za który amerykańskie miasta słono zapłacą.