Hiszpańska minister środowiska Teresa Ribera zapowiedziała skierowanie do Kortezów, w ciągu kilku miesięcy, projektu ustawy o strefach czystego transportu w centrach miast. Projekt istotnie różni się jednak od podobnych regulacji wprowadzanych w innych krajach, m.in. w Polsce. Dla miast powyżej 50 tys. mieszkańców wprowadzenie takiej strefy byłoby bowiem obowiązkowe.
W zeszłym tygodniu hiszpański rząd zadeklarował – jak określają to media – „stan pogotowia klimatycznego”. Wspomniany projekt ma być w Hiszpanii jednym z elementów programu walki z kryzysem klimatycznym. Jak informuje Reuters, Ribera ogólnie określiła, że jego główną ideą jest zobowiązanie miast, które mają minimum 50 tys. mieszkańców, do tworzenia stref czystego transportu (low-emission zones, LEZ).
Chodzi o strefy w centrach miast, w których w istotny sposób ograniczono by ruch najbardziej trujących powietrze aut. To rozwiązanie stosowane w wielu europejskich aglomeracjach, również w Madrycie i
w Barcelonie (gdzie strefa obejmuje prawie całe miasto). Część samochodów – kryteria dotyczą zwykle wieku pojazdu lub normy emisji spalin – ma zakaz wjazdu do takiej strefy. Na stałe lub o określonych porach dnia, czy tygodnia.
Stosowna ustawa pozwalająca na tworzenie takich stref od dwóch lat obowiązuje w Polsce. Miasta z niej jednak nie próbują korzystać (wyjątkiem jest Kraków), zwracając uwagę na jej niewielką elastyczność.
Hiszpania byłaby jednak pierwszym krajem, w którym miasta zyskałyby nie możliwość, a nałożono by na nie obowiązek stworzenia takich stref.
Temat budzi emocje. W zeszłym roku nowe, prawicowe władze Madrytu postanowiły
zawiesić działanie strefy Madrid Central. Był to pierwszy przypadek w Europie, gdy władze dużego miasta zamiast strefę wprowadzić, de facto ją likwidowały. Efektem były demonstracje mieszkańców, a decyzja o zawieszeniu strefy została potem cofnięta przez sąd.
Teraz też prawicowi politycy protestują. Choć lewicowy rząd (koalicja socjalistów i Podemos) może zebrać w parlamencie większość dla projektu, to politycy populistycznej partii Vox grzmią, że to pomysł uderzający w „ciężko pracujących, płacących podatki Hiszpanów”.
Rząd hiszpański deklaruje, że do 2050 r. kraj osiągnie „neutralność klimatyczną”. Bardziej ambitny cel stawia sobie Barcelona, która do 2030 r. planuje ograniczyć emisję gazów cieplarnianych o połowę.