Nie tylko w Polsce zdarza się czasem kłopot z pojazdami szynowymi, których kierowcom kończy się zmiana. W Dublinie motorniczy odmówił wyjazdu na trasę, bo zgodnie z rozkładem wróciłby do zajezdni na minutę przed końcem zmiany. Nie został zwolniony, ale został ukarany.
Duże zainteresowanie wywołała piątkowa informacja o tym, że maszynista pociągu TLK „Podlasiak” ze Szczecina do Suwałk,
zatrzymał się w Tłuszczu i dalej nie pojechał, bo skończył zmianę. Zachwoał się zgodnie z przepisami, bo prowadzącemu pociąg, poza szczególnymi przypadkami, nie wolno pracować dłużej niż 12 godzin.
Pod pewnymi względami podobna sytuacja zdarzyła się w listopadzie zeszłego roku w Dublinie. W zeszłym tygodniu spór między motorniczym tramwaju LUAS (to kursująca w stolicy Irlandii lekka kolej miejska), a jego pracodawcą. Motorniczy twierdzi, że został zbyt surowo ukarany za odmowę wyjazdu na trasę, bo kończyła mu się zmiana. Choć za taką sytuację mógł zostać zwolniony, a otrzymał naganę.
Sytuacja miała miejsce 11 listopada. Motorniczy, który tego dnia pracował na zastępstwie, odmówił wyjazdu z zajezdni o 20.31, bo o godzinie 22.00 kończył zmianę, a według rozkładu jego tramwaj miałby wrócić do zajezdni o 21.59. Sugerował, że gdyby cokolwiek stało się na trasie, nie zdążyłby przed fajrantem. Podczas posiedzenia komisji podkreślono jednak, że poza „ogólną niewygodą” nie podał konkretnego powodu, dla którego tak właśnie postąpił.
W efekcie tramwaj nie wyjechał na trasę. Przedstawiciele przewoźnika przekonywali, że to poważne naruszenie warunków pracy, bo gdy motorniczy ma zmianę, to powinien ja przepracować w całości, a nie wybierać sobie okresy, gdy pracować już nie musi. Wskazywano, że gdy motorniczy postanowił, że nie jedzie, jego dyspozytor zaproponował mu, żeby ruszył na trasę pięć minut przed rozkładem. Nie przekonał go jednak.
Specjalna komisja, która zajmuje się rozstrzyganiem sporów na linii pracownik–pracodawca uznała, że, choć motorniczy mógł się obawiać, przekroczenia czasu pracy, pracodawca działał w granicach tego, na co pozwala mu prawo. Uznano, że kara, czyli nagana, jest sprawiedliwa, tym bardziej, że motorniczy, który jeździ od 2004 r., do tej pory był wzorowym pracownikiem.