– Kiedyś samochód był symbolem wolności. Dziś to pożerająca paliwo, pieniądze i często ludzkie życia proteza, która przeciętnemu Amerykaninowi jest po prostu niezbędna do codziennego funkcjonowania – mówi amerykański urbanista i projektant Jeff Speck, gość konferencji TED City 2.0, która odbyła się we wrześniu zeszłego roku w Nowym Jorku.
– Nie wiem czy wiecie, ale w Portland jest najwięcej dachowych bagażników samochodowych na głowę mieszkańca w całych Stanach Zjednoczonych. Mają też najwięcej niezależnych księgarni per capita i najwięcej klubów ze striptizem per capita. Te pozornie niezwiązane ze sobą sprawy prowadzą do istotnego wniosku. Mieszkańcy Portland spędzają na rekreacji – w najróżniejszych formach – najwięcej czasu spośród wszystkich Amerykanów – stwierdził podczas wykładu Speck, który wyjaśnił, że jest tak, bo portlandczycy nie tracą czasu w samochodach. – Z badań też wynika, że mieszkańcy Oregonu piją najwięcej alkoholu. To nie musi być nic złego, a na pewno pozytywne w tym wypadku jest to, że rzadziej niż inni jeżdżą samochodami – zażartował.
Amerykanin opowiedział o miastach przyjaznych pieszym („walkable cities”) podczas kilkunastominutowego przemówienia (
możecie je obejrzeć, a także przeczytać tutaj). Tego rodzaju wystąpienia stały się już kilkanaście lat temu znakiem firmowym konferencji pod znakiem TED (Technology, Entertainment and Design) organizowanych przez organizację non–profit Sapling Foundation. Zapraszani są na nie politycy, naukowcy, ludzie kultury, którzy otrzymują kwadrans i scenę na opowiedzenie zgromadzonym w jak najciekawszy sposób o nurtującym ich problemie. W ramach TED występowali m.in. Bill Gates, Naomi Klein, Bill Clinton, czy Richard Dawkins.
Kilka miesięcy temu opisaliśmy w naszym serwisie wystąpienie byłego burmistrza Bogoty Enrique Penalosy, który stworzył w stolicy Kolumbii system BRT.
Portland dla pieszych, młodych, wykształconychSpeck opowiedział o tym jak miasta przyjazne pieszym nie tylko są wygodne, ale się po prostu opłacają. – W latach 70–tych przeciętna amerykańska rodzina wydawała 1/10 dochodów na transport. Od tamtego czasu podwoiliśmy liczbę dróg w USA i teraz 1/5 dochodów przeznaczana jest na transport – tłumaczył. – Wyjątkiem jest Portland, które już w latach 70–tych zamiast rozbudowywać miejskie autostrady, postanowiło budować wąskie drogi, inwestować w transport publiczny i w miasto przyjazne pieszym. Dziś portlandczycy jeżdżą samochodami 20 proc. rzadziej niż reszta kraju. W porównaniu z połową lat 90–tych przeciętny mieszkaniec tego miasta codziennie jeździ samochodem 4 mile mniej i spędza w nim 11 minut mniej. Zaoszczędzony czas, paliwo, etc. według ekonomisty Joe Cortrighta przekładają się na 3,5–procentowy wzrost dochodu całego regionu – stwierdził.
Jeff Speck, źródło: ted.comEfekt według urbanisty jest nie tylko taki, że Portland jest bogatszym miastem, bo mniej ograniczonym przez koszty posiadania samochodu, ale korzysta ze swojej atrakcyjności. Wiele innych miast amerykańskich w ostatnich latach skupiało się na przyciąganiu do siebie wielkiego biznesu, np. tworzeniu warunków dla rozwoju parków technologicznych. Tymczasem Portland przyciąga… ludzi. Według Specka młodzi, wykształceni Amerykanie, a od nich zależy rozwój, przede wszystkim szukają miejsca do wygodnego życia, potem szukają pracy. Portland jest więc dobrym przykładem na to, że to się opłaca.
Ameryka otyła z powodu kryzysu urbanistycznego?Speck wskazał jednak dwa kolejne powody, dla których miasta przyjazne pieszym się opłacają – zdrowotne i środowiskowe. Ciekawe są zwłaszcza te pierwsze.
– Dziś jedna trzecia Amerykanów jest otyła, tyle samo ma nadwagę. 25 młodych mężczyzn i 40 proc. kobiet z powodu nadwagi nie nadaje się do tego by służyć w wojsku. Jedna trzecia dzieci urodzonych po 2000 r. ma, albo zachoruje na cukrzycę. Rośnie nam pierwsze pokolenie obywateli, w którym przewidywana długość życia jest krótsza, niż średnia długość życia ich rodziców – zaznaczył. – Jestem przekonany, że głównym powodem tego stanu rzeczy jest kryzys w projektowaniu miast. W wielu miejscach Ameryki przestrzeń jest tak zaprojektowana, że spacer jest po prostu bezsensowny – dodał.
Speck tłumaczył, że oczywistością są dziś badania, które wskazują na związek między aktywnością fizyczną i otyłością. Ale W San Diego przeprowadzono badanie wskazujące na zależność między otyłością, miejscem zamieszkania. Korzystając z Walk Score, czyli aplikacji, która – w największym skrócie – mierzy ile spraw mieszkańcy danego adresu mogą załatwić na piechotę (czyli jak bardzo niepotrzebny jest im samochód), wyznaczyli dzielnice przyjazne i nieprzyjazne pieszym. W tych pierwszych ryzyko otyłości wyniosło 35 proc., w tych drugich 60 proc.
– Równie duże znaczenie ma zagrożenie jakie powodują samochody. Średnio w USA rocznie ginie pod kołami 12 osób na każde 100 tys. ludzi. W Wielkiej Brytanii ginie siedem, w Japonii – cztery. Ale na przykład w Nowym Jorku, Portland, czy San Francisco rocznie giną trzy osoby na 100 tys. mieszkańców. Powiecie, że miasta są bezpieczniejsze bo jeździ się mniej? Nic bardziej mylnego. W Tulsie ten wskaźnik wynosi 14, w Orlando – 20. Nie chodzi o to czy mieszkasz w mieście, czy na przedmieściu, ale jak twoje miasto jest zaprojektowane – przekonywał urbanista.
Mniej benzyny = lepsze życie?– W uznanym rankingu Mercer Survey, który szereguje miasta pod kątem jakości życia, najwyżej spośród amerykańskich miast jest Honolulu, a tuż za nim są Seattle i Boston. Wszystkie trzy są miastami przyjaznymi pieszym. Miasta, w których jeździ się samochodem – np. Dallas, Phoenix, czy Atlanta – w ogóle nie znalazły się w zestawieniu. Kto radzi sobie lepiej niż my? Np. miasta w Kanadzie takie jak Vancouver, w których – uwaga – zużywa się o połowę mniej paliwa niż w USA. Prowadzą takie europejskie miasta jak Dusseldorf czy Wiedeń gdzie – znów uwaga – zużywa się o połowę mniej paliwa niż u nas. Chyba widzicie tę prostą zależność? – zapytał na koniec Speck.
– Ameryka zanieczyszcza środowisko i jednocześnie traci czas, pieniądze i zdrowie dlatego, że siedzi w samochodach pędzących po autostradzie. Rozwiązanie obu problemów jest jedno. Trzeba nasze miasta uczynić bardziej „walkable” – radzi. – To trudne, ale się da. Udało się w wielu miejscach na świecie i w kilku w USA. Mogę to skomentować słowami Winstona Churchila: „Na Amerykanów można liczyć, można się spodziewać, ze zrobią to co należy. Rzecz jasna gdy wyczerpią już wszystkie inne możliwości”.