Miejski Zarząd Dróg w Kielcach nie chce wyznaczać kontrapasów ani śluz rowerowych. Swoją decyzję argumentuje brakiem odpowiednich przepisów oraz koniecznością wzięcia bezpośredniej odpowiedzialności za tego rodzaju rozwiązania.
Od kilku lat jednym z najbardziej widocznych rowerowych trendów polskich miast jest wprowadzanie udogodnień w postaci śluz rowerowych oraz dopuszczania ruchu rowerowego pod prąd na ulicach jednokierunkowych. W minionym roku w Lublinie w przeciągu niecałych dwóch tygodni wyznaczono kilkanaście pasów rowerowych o łącznej długości ponad 17 km, zaś w Radomiu dopuszczono ruch rowerów pod prąd na wszystkich 52 ulicach jednokierunkowych w obrębie miejscowości. Pokaźna liczba ulic z kontraruchem znajduje się również w Gdańsku (łącznie 26 km).
To nic nowegoPasy rowerowe, kontrapasy i śluzy to udogodnienia, które pojawiły się już w zdecydowanej większości ośrodków wojewódzkich. Tych, które bazują wyłącznie na wydzielonych drogach rowerowych, zostało jedynie kilka. Wśród nich przez jakiś czas pozostaną Kielce. Tamtejszy zarząd dróg nie zgadza się na wytyczenie w mieście ani śluz, ani kontrapasów.
Kieleccy urzędnicy odpowiedzialni za infrastrukturę drogową argumentują swoje obawy koniecznością wzięcia odpowiedzialności za wszelkie zdarzenia, jakie mogłyby wydarzyć się na nowych ułatwieniach. Wszystko z powodu braku udopowiednich unormowań w dwóch rozporządzeniach: w sprawie znaków i sygnałów drogowych oraz w sprawie szczegółowych warunków technicznych dla znaków i sygnałów drogowych oraz urządzeń bezpieczeństwa ruchu drogowego i warunków ich umieszczania na drogach ( „Czerwonej Książeczce”). To właśnie te dokumenty znajdują się w ostatniej fazie nowelizacji, która ma uregulować m.in. kwestię innych niż wydzielone drogi rowerowe udogodnień dla cyklistów.
Urzędnicze wymówki?Czy zarządcy dróg chcący kontraruchu i pasów rowerowych rzeczywiście muszą czekać na ukończenie prac nad wspomnianymi wyżej aktami wykonawczymi? Na przykładzie innych miast widać, iż nie ma takiej konieczności. Nowelizacja Prawa o Ruchu Drogowym z kwietnia 2011 roku dopuściła stosowanie zarówno śluz, jak i dopuszczania ruchu rowerów pod prąd. Można je wyznaczać za pomocą odpowiednich kombinacji znaków poziomych, które funkcjonują w Polsce od dawna. Wiele miast, polegając na wiedzy swoich oficerów rowerowych bądź organizacji pozarządowych, zdecydowało się na ten krok. Wyszło im to na dobre – dzięki nowym udogodnieniom cyklistom jeździ się łatwiej, a w statystykach wypadków próżno doszukiwać się większej liczby zdarzeń spowodowanej decyzjami o nieczekaniu na finalizację prac nad rozporządzeniami i wdrożeniu nowych rozwiązań na własną rękę.
O hipotetycznych sytuacjach, w których zarządcy dróg zasłaniają się brakiem zapisów w rozporządzeniach, wspominaliśmy kilka miesięcy temu w tekście „
Rowerzysta na lewoskręcie, czyli po co nam śluzy”. Podkreślona została wówczas konieczność jak najszybszego ukończenia prac nad rozporządzeniami. Omawiany przykład Kielc stanowi niezbity dowód tego, że brak ujednoliconych przepisami wytycznych odnośnie wyznaczania pasów i śluz może zostać użyty jako „ochrona” przed postulatami rowerzystów.
Wprowadzeniu zmian w rozporządzeniu w sprawie znaków i sygnałów drogowych oraz „Czerwonej Książeczce” nie sprzyjają trwające od kilku miesięcy ministerialne przetasowania. Miejmy nadzieję, że sprawa nie utknie ponownie w martwym punkcie. Nowelizacja jest konieczna, bowiem brak odpowiednich zapisów połączony z urzędniczymi obawami spowalnia upowszechnianie dobrych praktyk w zakresie organizowania ruchu rowerów i samochodów.