„W skali kraju samochody odpowiadają za niewielką liczbę przekroczeń poziomu zanieczyszczeń. Jednak w największych miastach są głównymi trucicielami” – to jeden z wątków dyskusji, która odbyła się w środę w siedzibie Najwyższej Izby Kontroli. Okazją do debaty była publikacja raportu „Joint report on air quality” przygotowanego dzięki danym o smogu od państwowych instytucji kontrolerskich w 15 europejskich krajach.
Wspomniany raport koncentruje się na przeglądzie skuteczności działań rządów i samorządów państw europejskich w kwestii przeciwdziałania powstawaniu smogu i jego szkodliwym efektom. Danych dotyczących samego smogu jest w nim niewiele. Natomiast podczas środowej dyskusji w siedzibie NIK o charakterze smogu w Polsce i wpływie transportu drogowego na to zjawisko wskazywano dużo więcej konkretów. Relację z debaty
można prześledzić na stronie NIK.
– Samochody przyczyniają się do smogu w ok. 10 procentach. Tyle że to dane w skali kraju. Tymczasem w dużych miastach proporcje się odwracają. Według raportu NIK w Warszawie ruch samochodowy odpowiadał w 2011 r. za 63 proc. stężenia PM 10 – przypominała wiceprezes NIK Ewa Polkowska. Powyższe dane, często przytaczane w dyskusjach o smogu, pochodzą z raportu NIK sprzed kilku lat. Od tego czasu, na co zwracano w środę uwagę, samochodów w Polsce jest więcej.
Piece – kraj, auta – miasta
Powyższa informacja jest jednak szalenie istotna. W skali całej Polski za smog odpowiada przede wszystkim „niska emisja” czyli prywatne piece węglowe i kotłownie. Ten argument często pojawia się przy okazji umniejszania znaczenia transportu samochodowego. W dużych miastach jednak, to właśnie ten czynnik jest albo dużo bardziej istotny (Kraków), albo w ogóle kluczowy (Warszawa). Skala zależy od specyfiki aglomeracji.
Uczestnicy dyskusji zwracali uwagę na dwie główne przyczyny problemu. Po pierwsze powszechne przyzwolenie na trycie z rury wydechowej. „Według danych Emmision Analytics, aż 97 proc. silników wysokoprężnych emituje więcej rakotwórczych tlenków azotu niż wynoszą normy. Przy tym polski system dopuszczania samochodów do ruchu jest nieszczelny. Jak dotąd nie jest ścigane, coraz powszechniejsze wycinanie z pojazdów elementów służących ochronie środowiska, w tym m. in. filtrów cząstek stałych. Mimo że jest to karalne taką usługę oferują setki warsztatów a internet pełen jest wskazówek, jak taki filtr usunąć” – przekonują przedstawiciele NIK.
Przepisy więc są, ale nie są przestrzegane. Co więcej, są ostentacyjnie łamane. Dominuje „niedasizm” W czasie dyskusji przedstawiciel policji, inspektor Leszek Jankowski z KGP narzekał, że wykrycie manipulacji przy filtrach DPF (cząstek stałych), jest w praktyce niemożliwe, podczas kontroli drogowej. Konieczny jest do tego podnośnik lub kanał przeglądowy. Tymczasem z rur wydechowych pochodzą związki azotu, jeden z istotnych składników smogu. W skali Europy emisja NOx spada, w Polsce, nieznacznie, ale rośnie.
Ciężkie tornistry
Druga rzecz to uzależnienie od samochodu. – Kiedy pytam ludzi, dlaczego wybierają samochód, a nie transport publiczny, często słyszę odpowiedź, że jako rodzice muszą zawieźć dziecko do szkoły, bo jego plecak jest zbyt ciężki. Nawet tak nieoczywiste motywy sprawiają, że mamy w Polsce bardzo intensywny ruch samochodowy – zwracała uwagę Mariola Apanel, dyrektor Biura Przyrody i Klimatu w Urzędzie Miejskim we Wrocławiu.
Samorządowcy obecni na spotkaniu zwracali też uwagę, że obecne przepisy pozwalające na wprowadzenie stref czystego transportu są niewystarczające i nie sprzyjają ich tworzeniu. Chcieliby też wsparcia rządu dla idei podnoszenia opłat za parkowanie w miastach.