Globalna pandemia pokazała jak źle zarządzamy dostępną nam przestrzenią. W czasach, gdy konieczne jest zachowanie bezpiecznego dystansu, widać bezsens poświęcania jej na drogi i parkingi. Teraz bardziej niż kiedykolwiek potrzebujemy ułatwień dla pieszych i rowerzystów!
Pandemia COVID-19 zaczęła się w wielomilionowym mieście i rozlewała się na cały świat z kolejnych bardzo mocno zurbanizowanych obszarów i to właśnie największe miasta stają na pierwszej linii walki z nowym zagrożeniem. Ma to oczywiście swoje minusy, ale także i sporo plusów. To te zurbanizowane miasta dysponują bowiem największymi zasobami i najbardziej rozbudowanymi systemami opieki zdrowia, siłami porządkowymi czy logistyką zapewniającą ciągłość dostaw.
Obecnie w wielu światowych metropoliach życie zamarło, ale wcześniej czy później zacznie wracać do „normalności”. Ludzie będą wracać do pracy, zapełnią się szkoły i ulice. Tylko, czy miasto doby postwirusowej powinno działać tak jak wcześniej? Raczej nie. Zwłaszcza, że nie brakuje głosów mówiących, że to, co teraz jest sytuacją wyjątkową w najbliższych czasach
może być codziennością naszego świata.
Biura, szkoły, sklepy... czyli o budynkach
Zmiany z całą pewnością powinny dotknąć wszelkiej maści budynków. W końcu 90% naszego życia spędzamy w czterech ścianach. Zaczynając od mieszkań i domów, przez biura, szkoły i urzędy, po kawiarnie czy nawet restauracje. Obecnie może wydawać się, że takie miejsca ułatwiają rozprzestrzenianie się chorób, ale przy pewnych zmianach mogą pomóc w ich zwalczaniu. Skuteczne i przede wszystkim porządnie utrzymywane systemy wentylacji mogą poprawiać środowisko, w jakim pracujemy czy załatwiamy sprawy. Większość urzędów czy sklepów wprowadzi zapewne na większą skalę rozwiązania samoobsługowe czy ograniczy bezpośredni kontakt z obsługą.
W dłuższej perspektywie warto będzie rozważyć takie projektowanie budynków użyteczności publicznej, by zminimalizować ich zatłoczenie, ale tutaj zdecydowanie łatwiejsze do wprowadzenia wydają się rozwiązania ograniczające liczbę korzystających z nich osób – praca zdalna, jak wiele osób właśnie się przekonało, nie jest niemożliwa, a załatwianie spraw urzędowych przed ekranem komputera powinno być standardem.
Restauracje i sklepy zaczną coraz bardziej dbać o higienę i porządek. Bez tego stracą klientów. Jednak to nie te zmiany nas najbardziej interesują…
Ulice, chodniki i drogi rowerowe!To, co musi się zmienić, to sposób, w jaki korzystamy z dróg. W wielu miastach na całym świecie infrastruktura została zbudowana z myślą o samochodach. To, czego teraz potrzebujemy, to jednak szerokie i przez to mniej zatłoczone chodniki oraz sprawniejszy system dróg rowerowych. Zmiany te były postulowane przez wiele organizacji już wcześniej jako element walki z zanieczyszczeniem powietrza, czy zwiększenia efektywności systemów transportowych, ale teraz nabierają nowego znaczenia.
Mamy już zresztą kilka bardzo interesujących przykładów szybkich działań podjętych w tym zakresie. W Nowym Jorku niemal od razu zaobserwowano zwiększenie zainteresowania
rowerem jako środkiem transportu. Zamknięto także niektóre ulice, tylko po to, by ludzie mogli
bezpiecznie spacerować.
W Berlinie zdecydowano się na wyznaczenie szerszych dróg rowerowych kosztem ulic. Bogota, która od lat regularnie zamyka ulice dla samochodów, zdecydowała się na stworzenie całego
tymczasowego systemu dróg dla rowerów. Kolejnym krokiem powinno być pozostawienie tych rozwiązań na stałe.
Rower może tutaj, podobnie jak hulajnogi czy nawet skutery, być jednym z najlepszych środków transportu. Podróżowanie rowerem,
najlepiej po mało zanieczyszczonym mieście, ma bowiem same plusy. Aktywność buduje odporność, rower zajmuje zdecydowanie mniej miejsca niż samochód i nie pogarsza jakości powietrza, którym oddychamy, a do tego może pomóc zmniejszyć tłok w komunikacji miejskiej. Inne urządzenia z napędem elektrycznym mogą pełnić podobną funkcję, ale muszą być ściśle zintegrowane z systemem transportu publicznego.
Brytyjczycy już zwrócili uwagę na to, że korzystanie z roweru ma także bardzo pozytywne długoterminowe skutki.
Osoby zażywające ruchu rzadziej chorują na choroby układu krążenia czy cukrzycę, a to często schorzenie współwystępujące u osób umierających na COVID-19.
To właśnie dlatego poszczególne miasta, jak
Warszawa, czy
Unia Metropolii Polskich apelują o wykreślenie z obecnych przepisów zakazu korzystania z rowerów publicznych, które przy minimalnym wysiłku ze strony użytkownika nie stanowią żadnego zagrożenia.
Samochód nikogo nie uratuje
Samochód może dawać złudne poczucie bezpieczeństwa. Wynika to z opisywanych i znanych nawet z Polski przypadków zakażania kolejnych osób przez pasażerów autobusów. Wuhan, w którym wszystko się zaczęło, jako pierwsze podjęło decyzję o zatrzymaniu swojego systemu metra. W wielu europejskich miastach ograniczono liczbę kursów ze względu na malejący popyt, ale nawet w Warszawie czy Trójmieście założenia co do skali zmian rewidowano w oparciu o zapotrzebowanie i konieczność zapewnienia odstępu pomiędzy pasażerami w pojeździe.
W przyszłości organizatorzy transportu publicznego będą musieli zapewne nauczyć się wprowadzać rozwiązania pozwalające na szybkie sprawdzanie stanu zdrowia pasażerów (rozwiązania znamy już z dużych lotnisk), stale dezynfekować pojazdy i przystanki, czy wymuszać na podróżnych korzystanie z masek. Te niedogodności będą i tak mniej uciążliwe a korzystanie z transportu publicznego będzie powodowało mniejsze zagrożenie dla mieszkańców niż tłok na chodnikach czy brak rowerowej alternatywy powodowany preferowaniem samochodu.