Po trójmiejskim systemie rowerów publicznych Mevo, nie udał się kolejny duży system rowerowy. W tym roku krakowianie nie skorzystają z rowerów Wavelo, choć jeszcze do niedawna wydawało się, że system może ruszyć.
Gdy w listopadzie napisaliśmy, że operator Wavelo – firma BikeU wypowiedziała umowę z miastem,
przedstawiciel firmy przekonywał nas, że nie oznacza to upadku systemu. Chodziło o konieczność renegocjacji warunków umowy, tak, by miasto mocniej finansowało system. – Nie porzucamy Wawelo i nie chcemy tego zrobić – tłumaczono.
Dziś już wiadomo, że w tym roku Wavelo nie będzie. Krakowskie media pod koniec ubiegłego miesiąca informowały, że sprzęt jest demontowany i zabierany. Ponoć jeszcze w lutym trwały zaawansowane rozmowy między BikeU a inną firmą, która miał przejąć system i na zasadach komercyjnych obsługiwać rowery, ale się nie udały. Miasto planuje dialog techniczny tak, by rowery wróciły na ulice wiosną przyszłego roku.
Zarówno Wavelo, jak i trójmiejskie Mevo, które z hukiem upadło w zeszłym roku, to systemy rowerowe działające na nietypowych, w porównaniu do innych miast, zasadach. Z niewielkim finansowaniem ze strony miasta, za to z dużą samodzielnością operatora, który jednocześnie miał czerpać gros zysków. W Trójmieście Nextbike nie poradził sobie z relokacją i ładowaniem rozległego systemu rowerów elektrycznych. W Krakowie okazało się, że rowery same się nie sfinansują, więc BikeU grożą straty.
Wavelo polegało bowiem na tym, że zyski z systemu, zarówno z wypożyczeń, jak i reklamowe, czerpał operator. Jednocześnie jednak, musiał na własną rękę utrzymywać system, a z miasta otrzymywał symboliczną złotówkę za każdy działający rower, czyli, w uproszczeniu, 1,5 tys. zł miesięcznie. W miesiącach zimowych system też działał ale tylko w wymiarze 500 rowerów.
Krakowski przykład pokazał, że taki model się nie utrzyma. W zeszłym tygodniu podczas konferencji dotyczącej nowego przetargu na warszawskie Veturilo (umowa z Nextbike’m kończy się w tym roku) urzędnicy Zarządu Dróg Miejskich dość szczegółowo opisali finansowe aspekty stołecznego roweru.
Wpłaty od użytkowników finansują całość mniej więcej w 30-40 proc. (jest to więc odsetek podobny jak w przypadku całej komunikacji miejskiej). Latem rowery właściwie wychodzą „na zero”, wiosną i jesienią już niekoniecznie. Zimą wypożyczeń jest na tyle mało, że finansowo system byłby nie do udźwignięcia. Dlatego w Warszawie nie zdecydowano się na przedłużenie sezonu, który trwa od marca do listopada.
W Warszawie od samego początku rowery miejskie funkcjonują w zupełnie innym modelu, odwrotnym niż w Krakowie. ZDM płaci operatorowi za obsługę systemu, ale wpływy od użytkowników trafiają do kasy miasta. Mijająca umowa z Nextbike’m opiewała średnio na ok. 11 mln zł rocznie. W nadchodzącym kontrakcie Warszawa planuje wydawać na liczący prawie 6,5 tys. rowerów system ok. 16 mln zł rocznie.