Legnicki ratusz właśnie opracowuje szczegóły pilotażowego wprowadzenia płatnego wjazdu do centrum miasta. Dziś takie rozwiązania – z powodzeniem stosowane na zachodzie Europy – to szara strefa jeśli chodzi o przepisy, a przede wszystkim źródło niepokoju polityków o ewentualną furię kierowców, którą może to wywołać. Z drugiej strony w zatłoczonych polskich miastach takie obszary to być może konieczność.
– Jeśli pilotaż wypadnie pozytywnie, chcemy zasugerować zmianę w przepisach prawa – mówi w rozmowie z TVN 24 Tomasz Pereta, legnicki inżynier ruchu. O pomyśle
wspominał już na niedawnym Kongresie Transportu Publicznego. Pilotaż miałby się odbyć w przyszłym roku. Jeszcze nie wiadomo jak w szczegółach miałaby wyglądać strefa płatnego wjazdu, ale urzędnicy rozważają tylko takie rozwiązania, które nie wpłyną na płynność ruchu, czyli np. karty chipowe lub, tak jak w Londynie, system kamer, rozmieszczonych na drogach wjazdowych do centrum, które skanowałyby tablice rejestracyjne, co jest podstawą opłat ze strony właścicieli samochodów.
Po co Legnicy takie rozwiązanie? Bo strefa płatnego parkowania, jako narzędzie kontrolowania ruchu samochodowego w mieście, nie zdaje egzaminu. Miasto jest zawalone samochodami. Kierowcy często parkują poza wyznaczonymi miejscami parkingowymi, uciekając w ten sposób przed opłatą parkingową. A i tak nie jest ona wygórowana, bo w Legnicy płaci się 2 zł za pierwszą godzinę (0,5 zł za pół godziny).
Pereta sugeruje, że wprowadzenie opłaty za wjazd do centrum rozwiązałoby problem parkingowy, bo takie narzędzie z zasady zmniejsza ruch samochodowy i powoduje, że część kierowców przesiada się do transportu publicznego. W efekcie zmniejsza też korki na ulicach i upłynnia ruch. Taki był, zaobserwowany już w pierwszych kilku miesiącach, efekt pilotażowego wprowadzenia podobnej strefy w Sztokholmie. W efekcie strefę wprowadzono potem na stałe.
W Londynie to działaLondyńska „Congestion Charge Zone”, najbardziej znana tego rodzaju strefa na świecie, działa już od kilkunastu lat. Każdy kierowca płaci 11,5 funta za wjazd do centrum miasta w dni powszednie do 7. rano do 18. po południu. Przed tygodniem, z inicjatywy burmistrza Sadiqa Khana,
wprowadzono tam dodatkową opłatę ekologiczną, która obejmuje najbardziej zatruwające powietrze auta. W praktyce oznacza to, że auta starsze niż dziesięcioletnie, płacą za wjazd do centrum Londynu ponad 20 funtów.
W Polsce przepisy nie znają pojęcia „strefy ograniczonego wjazdu”, która pozwalałaby na segregację samochodów ze względu na jakość spalin lub wiek. Kierowcy przy jakichkolwiek zapowiedziach podobnych przepisów, czemu zresztą trudno się dziwić, krzyczą o niesprawiedliwym sięganiu do kieszeni „biednych Polaków”, których nie stać na drogie, nowoczesne auta jeżdżące np. w Niemczech. Podobne argumenty wysuwane są przy okazji ewentualnych stref płatnego wjazdu. A politycy się tych głosów boją. Pod koniec ubiegłej kadencji politycy PO szybko wycofali się z własnego pomysłu w tej sprawie. Niedługo później projekt Nowoczesnej został odrzucony w pierwszym czytaniu przez posłów PIS i Kukiza.
Teraz jednak coś się ruszyło. W Ministerstwie Rozwoju
powstają przepisy podnoszące opłaty za parkowanie w miastach. Wydaje się, że rządowi urzędnicy dostrzegają też zalety regulacji wjazdu samochodów do konkretnych obszarów miast. Takie pomysły
pojawiły się m.in. w rządowym planie „Czyste Powietrze”, który ma pomóc w walce ze smogiem.
Legnica niewarta strefy?Póki co pomysł napotyka na klasyczne w takich sytuacjach trudności.
Reporter TVN 24 przepytał napotkanych w Legnicy kierowców i usłyszał krytyczne uwagi: „Płacimy za wszystko, a miejsca nie ma”, „Myślę, że nie powinno być płatnego wjazdu do miasta Legnicy, tym bardziej, że nie jest to jakieś spektakularnie wielkie miasto”. Plany ratusza skrytykował też radny Jarosław Rabczenko, prawdopodobny kandydat na prezydenta miasta w nadchodzących wyborach (dziś to stanowisko zajmuję Tadeusz Krzakowski, związany z SLD).
– Nie ma wyjścia. Będziemy musieli iść drogą miast zachodniej Europy, czyli najpierw podnosić opłaty za parkowanie a potem ograniczać wjazd do centrum – tłumaczy Adrian Furgalski, wiceprezes ZDG TOR.
Z raportu przygotowanego przez tę firmę doradczą wynika, że przy polskiej średniej 564 samochody na tysiąc mieszkańców (przekraczającej średnią unijną) w miastach ten współczynnik sięga często 800 aut/1000 mieszkańców.