Od kilku lat w stolicy Peru trwa reforma transportu publicznego. W efekcie z 31 tys. pojazdów zapewniających komunikację w mieście, zwykle prywatnych, w niewielkim stopniu kontrolowanych przez władze, ma zostać połowa. W ciągu dwóch najbliższych lat do Limy trafi 5 tys. nowych autobusów.
Opanowanie całego systemu transportu w mieście, które według różnych szacunków zamieszkuje od 7,5 do 9 mln ludzi, na pierwszy rzut oka wydaje się niewykonalne. Ale lokalne władze już w 2011 r. rozpoczęły reformę, której głównym punktem jest stopniowe usunięcie z ulic minibusów nazywanych
combis, coasters, lub
colectivos, czyli podstawy tamtejszego transportu, zastąpienie ich autobusami, a ostatecznie oparcie całego systemu komunikacji na linii metra i działającym w Limie BRT. Za trzy lata 60 proc. linii autobusowych ma się z nimi krzyżować. W sumie po Limie ma jeździć 16,5 tys. pojazdów zapewniających transport publiczny.
Kasjer–oszust, w dodatku niegrzecznyTo założenia. Rzeczywistość na razie nie wygląda tak wesoło. W ostatnich latach znacznie ograniczono wydawanie nowych licencji dla
combis, co jest głównym środkiem zmniejszającym ich liczbę, ale trzymają się mocno. Nie zawsze jeżdżą legalnie, ale na razie alternatywy dla nich nie ma.
Rosa Espinoza mieszka na południowym przedmieściu, a pracuje w centrum. O 6.30 wsiada do pierwszego minibusa, o 7. przesiada się do drugiego. W sumie jej podróż do pracy trwa półtorej godziny. Zwykle w tłoku.
Obsługę każdego minibusa stanowi kierowca i kasjer. Ten drugi podróżuje zwykle w półotwartych drzwiach, pobierając opłaty i wykrzykując trasę, cel i ceny biletów na każdym przystanku. – Najgorsze w przypadku
combis jest to, że rywalizują o pasażera. To oznacza, że czasem przyspieszają mijając przystanki, a czasem jadą bardzo wolno. Kasjerzy niespecjalnie trzymają się cen biletów. Biorą tyle, ile sobie wymyślą. Nie muszę dodawać, że są raczej niegrzeczni – żali się Espinoza w rozmowie z serwisem infosurhoy.com.
Metro na przedmieściuLimenos (jak określają siebie mieszkańcy stolicy) są jednak w większości skazani na minibusy. Metro w Limie, przez dwie dekady było głównie… tematem żartów. W połowie lat 80–tych ruszyła budowa linii liczącej 21 km i 16 stacji łączącej południe miasta z centrum. W 1990 r. hucznie ją otwarto, choć zbudowano zaledwie 7 stacji południowego odcinka. Dalszą konstrukcję storpedował kryzys i oskarżenia o łapówki przy wartym 226 mln dol. kontrakcie współfinansowanym przez włoski rząd.
Przerwana budowa metra w Limie, fot. Aucahuasi, lic. CC 3.0Przez dwie dekady działało więc niecałe pół linii, w dodatku poza centrum, w tych rejonach miasta, które są słabiej zaludnione i poza miejscami gdzie koncentrował się biznes i przemysł. Linię dokończono dopiero w drugiej połowie ubiegłej dekady, gdy prezydentem kraju został ponownie Alan Garcia (sprawował ten urząd w latach 1985–90 oraz 2006–11). Metro, otwarte w całości w 2011 r., uzupełniło uruchomioną rok wcześniej linię BRT o nazwie El Metropolitano, wzorowaną na Transmillenio z Bogoty, łączącą północ miasta z południem.
Autobusy zamiast combisW styczniu tego roku 16 firm transportowych wygrało przetargi na obsługę pięciu korytarzy transportowych pokrywających się z głównymi arteriami miasta. Zaczną działalność w czerwcu. Firmy, w myśl warunków przetargowych mają korzystać z nowoczesnych, przyjaznych środowisku autobusów. Według szacunków w ciągu najbliższych dwóch lat na ulice Limy wyjedzie 5 tys. nowych autobusów, których łączną wartość ocenia się na miliard dolarów, a na zmianach skorzysta pięć milionów limenos.
– Mniej więcej 40 proc. osób dojeżdżających do pracy skorzysta z autobusów – ocenia prezydent Limy Susana Villaran. – Liczymy na spadek liczby wypadków drogowych o 75 proc., ale główną zmianą będzie stopniowe znikanie
combis z ulic.
Luis Quispe Sandia z pozarządowej organizacji Luz Ambar (zajmuje się transportem publicznym i bezpieczeństwem na drodze) chwali zmiany. Dotychczasowy system określa słowami „nieformalny, niebezpieczny i zanieczyszczający środowisko”. – Nowy system ma rozwijać transport w mieście w sposób zrównoważony, z naciskiem na pieszych i komunikację publiczną – tłumaczy.
– Cel to skrócenie podróży w granicach metropolii do jednej godziny. Autobusy będą jeździły zgodnie z rozkładem, co sprawi, że będą bezpieczniejsze i bardziej komfortowe. Oczekiwania są duże, ale pierwsze efekty będziemy mogli ocenić dopiero pod koniec roku.