Od poniedziałku wjazd do centrum Londynu kosztuje wielu kierowców aż 24 funty. To łączna opłata za przekroczenie granicy stref. To jednorazowa opłata pobierana za cały dzień za wjazd do strefy płatnego wjazdu i uruchomionej właśnie Ultra Low Emission Zone (ULEZ), która póki co jest niewielka, ale za dwa lata zostanie powiększona kilkunastokrotnie.
Uruchomienie ULEZ to efekt zapowiadanych od kilku lat zmian, które mają ograniczyć zanieczyszczenie powietrza w brytyjskiej stolicy. Warto więc wyjaśnić krok po kroku za co się płaci jeżdżąc po Londynie.
Jeszcze w zeszłym tygodniu w mieście funkcjonowały trzy strefy, za które trzeba było płacić:
Strefa Płatnego Wjazdu (CCZ, Congeston Charge Zone) – utworzony w 2003 r. i obejmujący ścisłe centrum Londynu obszar, za wjazd do którego samochody płacą 11,5 funta dziennie. Ma na celu ograniczanie ruchu. System działa dzięki kamerom, które skanują tablice rejestracyjne. Obowiązuje w dni powszednie od 7. do 18.
Strefa Niskiej Emisji (LEZ, Low Emission Zone) – utworzona w 2008 r. na obszarze prawie całego Londynu (Greater London). Nie dotyczy aut osobowych. Za wjazd do miasta 200 funtów dziennie muszą zapłacić ciężarówki i autobusy, których silniki nie spełniają normy emisji spalin Euro 4, a opłata w wysokości 100 funtów dotyczy m.in. vanów i minibusów, które nie spełniają normy Euro 3.
T–Charge – utworzony w 2017 r. poprzednik ULEZ. Którego głównym celem było ograniczenie emisji spalin. Obowiązywał w centralnym Londynie (ten sam obszar co CCZ). 10 funtów opłaty dodatkowej musiały zapłacić pojazdy, w tym samochody osobowe, które nie spełniały odpowiedniej normy emisji spalin Euro 4. Opłatę, tak jak w przypadku CCZ, pobierano w godzinach 7.–18.
Od 8 kwietnia, czyli od poniedziałku wiele się zmieniło. T–Charge zostało zastąpione przez ULEZ. Oznacza to, że obecnie auta muszą zwracać uwagę wciąż na trzy strefy, ale inne:
Strefa Płatnego Wjazdu (CCZ) – bez zmian.
Strefa Niskiej Emisji (LEZ) – bez zmian.
Strefa Ultra Niskiej Emisji (ULEZ) – która zastąpiła T–Charge. Cel jest ten sam, również obowiązuje na obszarze centralnego Londynu i też polega na skanowaniu tablic, które potem system porównuje z centralną bazą danych pojazdów, ustalając czy spełniają normę emisji. Różnica polega na tym, że opłata wynosi 12,5 funta (dla aut osobowych) i dotyczy samochodów na benzynę nie spełniających normy Euro 4, a także samochodów z silnikiem diesla nie spełniających normy Euro 6 (czyli w uproszczeniu wszystkie benzynowe sprzed 2006 r. i wszystkie diesle sprzed 2016 r.). Ważna zmiana polega też na tym, że opłata obowiązuje 24 godziny na dobę i 7 dni w tygodniu.
Oznacza to, że do tej pory stare auta jeżdżące po centrum Londynu płaciły 21,5 funta (łączna opłata za CCZ i T–Charge) w dzień powszedni, mniej więcej w godzinach pracy. Teraz nie tylko stare, ale też całkiem nowe diesle, zapłacą zawsze gdy wjadą do centrum Londynu minimum 12,5 funta, a jeśli zrobią to w dzień powszedni w godzinach pracy – 24 funty (łączna opłata za CCZ i ULEZ).
ULEZ szybko się powiększy
Burmistrz Sadiq Khan tłumaczy, że efektem ma być poprawa jakości powietrza, z powodu której co roku umierają tysiące londyńczyków. Urzędnicy przewidują, że zmiany dotknęły ok. 40 tys. samochodów osobowych, ale też blisko 20 tys. vanów, 2 tys. ciężarówek i ok. 700 prywatnych autobusów (też płacą za wjazd do ULEZ, ale znacznie wyższe stawki, sięgające 100 funtów). Komentatorzy wskazują, że z racji bardzo wysokich stawek, w praktyce mamy do czynienia z „miękkim” zakazem wjazdu najbardziej trujących samochodów.
Z drugiej strony przyzwyczajenie się do ULEZ ma być łatwiejsze bo dotyczy to obszaru, w którym kierowcy już i tak płacą od wielu lat. Ale na krótko. W 2021 r. ULEZ ma być znacznie rozszerzone i oprzeć się na dwóch obwodnicach – północnej i południowej. Oznacza to kilkunastokrotne powiększenie strefy już za dwa lata.
ULEZ w obecnym kształcie (pomarańczowa) i planowana od października 2021 r. (żółta). Źródło: TfL
Zmiany w Londynie mają wielu zwolenników, głównie ze strony lekarzy i osób zaniepokojonych statystykami smogowymi. Budzą też jednak kontrowersje. Dziennikarz Oliver Barnes w komentarzu dla „The Independent” zwraca uwagę, że opłaty dotkną najbiedniejszych i zwiększą społeczne nierówności. Przekonuje, że kłopot będą miały nie osoby, które stać na mieszkanie w Londynie (mieszkańcy zresztą korzystają z tymczasowych zwolnień, podobne dotyczą np. osób niepełnosprawnych), ale biedniejsi, mieszkający na przedmieściach i dojeżdżający autem do pracy. „Jak ktoś zarabiający 10 funtów za godzinę, ma zaplanować dodatkowy wydatek w wysokości 12,5 funta dziennie, albo sprzedać auto, żeby kupić droższe, nowsze?” – pyta.
W Polsce strefy kulawe
Działania Londynu bardzo różnią się od pozorowanych działań w Polsce. Na początku 2018 r. uchwalono u nas ustawę o elektromobilności, która pozwoliła miastom na tworzenie tzw. Stref Czystego Transportu. Wjazd do nich aut innych niż elektryczne, gazowe i wodorowe, oraz aut mieszkańców miał, co do zasady kosztować ledwie 3 zł za godzinę (tak, wprowadzono opłaty godzinowe) i maksymalnie 30 zł dziennie.
Szybko ją zresztą znowelizowano, psując jeszcze bardziej – obniżono opłaty (do 2,5 i 25 zł) i ograniczono ich obowiązywanie do godzin 9.–17., przy czym poza tym czasem ewentualne strefy w praktyce… zamknięto dla aut.
W efekcie do dziś prawie żadne miasto w Polsce nie zdecydowało się na skorzystanie z tak wadliwego narzędzia. Jedynie Kraków postanowił skorzystać z przepisów, by znacznie ograniczyć ruch samochodowy na Kazimierzu, ale strefę zaprojektowaną przez urzędników skutecznie rozmontowali radni.