Od soboty 29 lutego w Luksemburgu nie płaci się za bilet w prawie żadnym środku transportu publicznego. Kraj chce walczyć z korkami i zatłoczeniem na ulicach. Nie wiadomo jednak czy ten krok przyniesie zamierzony efekt.
Od soboty bilety nie są potrzebne w autobusach, tramwajach i pociągach w całym kraju. Wyjątkiem są wagony pierwszej klasy w pociągach dalekobieżnych i niektóre autobusy nocne. Kraj nie jest może wielki – wciśnięte między Francję, Belgię a Niemcy księstwo liczy nieco ponad 600 tys. mieszkańców – ale to wspólnota porównywalna, jeśli chodzi o liczbę ludności, do estońskiego Tallinna. Przy okazji to jedno z najbogatszych państw Europy, a w dodatku jedno z najbardziej zakorkowanych.
Bezpłatny transport
obiecał pod koniec 2018 roku nowy premier Xavier Bettel. Odpowiedzialnym za przeprowadzenie projektu jest, pochodzący z partii Zielonych, minister ds. mobilności Francois Bausch. Efektem ma być wzrost liczby pasażerów, powiązany ze spadkiem zatłoczenia na ulicach.
Odsetek aut na tysiąc mieszkańców przekracza w Luksemburgu 700, więc jest większy niż w Polsce i jest jednym z najwyższych w Unii Europejskiej. Co prawda 32 proc. pracowników dojeżdża do pracy autobusami, a kolejne 19 proc. transportem szynowym, ale podstawowym środkiem transportu komuterów jest auto (47 proc.). W czynnościach niezwiązanych z pracą samochód to środek transportu w 72 proc. przejazdów.
Dla Luksemburga zmiana nie będzie dużym obciążeniem, nie tylko dlatego że PKB per capita sięga tam 107 tys. dol, co stawia Luksemburg na trzecim miejscu na świecie (po Katarze i Makau, a przed Singapurem), ale też dlatego że transport publiczny był tam stosunkowo tani. Standardowy bilet miejski kosztował 2 euro, a dobowy – dwukrotność tej sumy. Bilety roczne często były współfinansowane przez pracodawców, również dla 200 tys. obcokrajowców, którzy codziennie przejeżdżają granicę w drodze do pracy. W efekcie, przez brak biletów, w przekraczającym 500 mln euro budżecie transportowym księstwa powstanie dziura licząca raptem 41 mln euro, którą z łatwością zasypie się z budżetu centralnego. Tyle że dla pasażerów różnica będzie niewielka.
Profesor Markus Hesse, urbanista z Uniwersytetu w Luksemburgu, zwraca uwagę w rozmowie z BBC, że to niejedyny powód, dla którego do rozwiązania problemu wymyślono niewłaściwe narzędzie. Do wysokich zarobków dochodzą tam bowiem... relatywnie niskie ceny paliwa. Na tyle niskie, że przez granicę odbywa się "turystyka paliwowa", a obywatele krajów ościennych tankują w Luksemburgu. W takich warunkach mało jest powodów, by rezygnować z auta. Nawet liczne inwestycje transportowe, m.in. ciągnąca się od lat
rozbudowa sieci tramwajowej w mieście o tej samej nazwie, będącym stolicą Luksemburga, mogą być według Hessego kłopotem, bo zachęceni do transportu publicznego nowi pasażerowie, trafią na rozkopaną budowę i liczne wyłączenia linii.
Władze Luksemburga wierzą jednak, że ten krok pomoże zrealizować ambitne plany. W ciągu najbliższych 5 lat liczba pasażerów komunikacji ma wzrosnąć o 20 proc. Pomogą w tym zakończone już wtedy inwestycje miejskie i 4 mld euro przeznaczone na rozbudowę sieci kolejowej w latach 2018-27.