Remont linii średnicowej spowodował zmiany w kolejowym rozkładzie jazdy. Dzięki porozumieniu pomiędzy PKP Intercity a warszawskim ZTM-em pasażerowie mogą jeździć metrem na podstawie ważnego biletu kolejowego. Tylko jak wejść na peron, gdy bramka nie chce przepuścić takiego biletu?
Kilkadziesiąt pociągów dalekobieżnych (ponad 20%), krajowych i międzynarodowych, zostało przeniesionych z Warszawy Centralnej na Warszawę Gdańską. Aby ułatwić życie pasażerom, którzy muszą dla kontynuowania podróży przemieścić się z jednego dworca na drugi, władze kolejowe zawarły porozumienie ze stołecznym ZTM-em. Uzgodniono, że na podstawie ważnego biletu kolejowego na pociąg odjeżdżający lub przyjeżdżający z któregoś z tych dwóch dworców można bezpłatnie przejechać metrem na odcinku od stacji Dworzec Gdański do stacji Centrum. Zadbano też o informację. Gdy bilet kupowany jest w kasach obsługiwanych przez PKP InterCity podróżny o takiej możliwości dowie się już na tym etapie. Potem zwróci mu uwagę na takie udogodnienie konduktor, a na końcu wysiadając na Warszawie Gdańskiej usłyszy komunikat z megafonu.
Do tego momentu wszystko wygląda bardzo dobrze. Oto kolejowy przewoźnik łagodzi uciążliwe skutki remontu i w przejściowym okresie bierze na siebie koszty przejazdu metrem ułatwiając właściwe skomunikowanie. Jednak podróżni, którzy na poważnie potraktują tę propozycję nie są zadowoleni. Albowiem każdy kto korzystał z usług warszawskiego metra wie, że aby dostać się na peron trzeba przejść przez automatyczne bramki. A czytniki tych bramek w żaden sposób nie reagują na bilety kolejowe. W metrze nie ma personelu, który otwierałby wejście po sprawdzeniu biletu. Niewielu pasażerom odpowiada przeskakiwanie przez bramki. Trudno sobie wyobrazić w takiej sytuacji np. osoby starsze czy kobiety. Owszem są boczne przejścia obok bramek, ale podróżni nie jeżdżący na co dzień metrem nie wiedzą czy mogą z nich skorzystać, a często nie są świadomi ich istnienia. Zresztą sam nie zdałbym sobie sprawy, że występuje taki problem, gdybym nie został zaczepiony przy wejściu do metra przez dwoje zrozpaczonych starszych osób z pytaniem jak oni mają wejść na peron „bo na kolei powiedzieli nam, że możemy przejechać za darmo”.
I tak oto pasażerowie zamiast chwalić kolej za dobrą organizację i troskę o nich pomstują w żywe oczy, że „na tym PKP to się nie liczą z ludźmi”. I niestety mają rację. Bo tak już jest w publicznym transporcie zbiorowym, że jest to system, w którym wszystko musi grać od początku do końca. Wystarczy, że tylko jedno ogniwo pęknie i wszystko na nic. Ta drobna sprawa pokazuje, że w organizacji przewozów kolejowych patrzenie na proces przewozowy oczami pasażera ciągle jeszcze nie jest w pełni wdrożone. Bo przecież w tej konkretnej sytuacji wystarczy postawić na tych dwóch stacjach metra młodych ludzi odpowiednio oznakowanych, którzy za zgodą władz metra będą przepuszczać kolejowych podróżnych. Takie patrole stoją na peronach Warszawy Gdańskiej i udzielają informacji. Zwiększenie ich obsady nie powinno stanowić żadnego problemu. Jak już coś robimy to postarajmy się wczuć w pasażera i prześledzić jak on może skorzystać z oferowanej usługi. I lepiej nie oferować udogodnienia, które tak naprawdę żadnym udogodnieniem nie jest.
Czytaj też:
Czy nieszczelny system bramek biletowych w metrze jest potrzebny?