Miejscami warszawskie metro – na co skarżą się pasażerowie – w coraz większym stopniu przypomina noclegownię dla bezdomnych. Przedstawiciele miasta nieoficjalnie przekonują, że to efekt ostrzejszych działań zarządców innych obiektów, w tym w gestii PKP SA. – Odpowiadamy w sposób pozytywny, ale nie wszyscy jednak chcą korzystać z pomocy miasta. Wykluczamy rozwiązania siłowe – mówi Rafał Trzaskowski, prezydent Warszawy. Nie trudno jednak nie odnieść wrażenia, że miasto znacznie poluzowało swoje podejście w tej kwestii.
Na coraz większej liczbie stacji metra można dostrzec bezdomnych. Oczywiście co do zasady nie wszyscy stanowią problem – skargi dotyczą tzw. uciążliwych bezdomnych. Zdarza się, że śpią na ławkach czy w pociągach. Czasem zapach jest do zniesienia. Dochodziło do przypadków zanieczyszczania stacji czy wstrzymywania ruchu z powodu odmówienia przez osobę bezdomną opuszczenia składu na stacji końcowej. Niestety, zdarzały się też i agresywne zachowania.
Miasto wyklucza rozwiązania siłowe– To trudny i złożony problem. Robimy co możemy. Odpowiadamy w sposób pozytywny. Prowadzimy szereg programów, współpracujemy z organizacjami pozarządowymi po to, by radzić sobie ze zjawiskiem osób w kryzysie bezdomności – mówi Rafał Trzaskowski, prezydent Warszawy.
Jego zastępcza, Michał Olszewski, wskazuje, że liczba osób bezdomnych w Warszawie nie wzrosła. – Istotą jest rozwiązanie systemowe, a nie przerzucanie problemu z jednego miejsca na drugie. Prowadzimy szereg inwestycji – zarówno obiekt przy Wenedów, jak czy Nieświeskiej mają służyć pomocy. Nie jesteśmy jednak w stanie pomóc ludziom, które nie chcą z takiej pomocy korzystać. Takim osobom dedykowane są projekty streetworkerskie, które są przez miasto dofinansowane – mówi Olszewski. – Nie wszyscy chcą korzystać z jakiejkolwiek pomocy miasta. Wykluczamy rozwiązania siłowe – podkreśla Rafał Trzaskowski.
Warszawa zarzuca innym ostrzejsze traktowanie i sama luzuje podejścieMiasto nieoficjalnie sugeruje, że wzrost liczby bezdomnych to efekt ostrzejszego postępowania zarządców czy ochrony innych obiektów, w tym na dworcach kolejowych. – Gdy ktoś postępuje w sposób ostrzejszy, to podrzuca ten kartofel na nasze kolana – mówi Rafał Trzaskowski.
Nie trudno jednak nie zauważyć, że w obiektach miejskich dokonały się odwrotne procesy. Widać to chociażby po wzroście liczby przypadków innych niepożądanych zjawisk w metrze – osób żebrzących czy zajmujących się obnośnym handlem. Poluzowanie standardów odbyło się na kilku poziomach. W przeszłości na każdej stacji byli wartownicy Służby Ochrony Metra (obecnie Straży Metra Warszawskiego), którzy wypraszali takie osoby ze stacji. Później jednak Metro Warszawskie, w ramach nowego planu ochrony,
zdjęło wartowników ze stacji i uznało, że ich zadaniem jest pilnowanie infrastruktury metra, a nie czuwanie nad bezpieczeństwem pasażerów. Te kwestie scedowano na inne służby – Straż Miejską czy Policję. Służby te niechętnie jednak w takich sprawach reagują – a nawet jeśli podejmą działania, to czas reakcji jest długi.
Uchylono przepisy. Miasto nie przyjęło nowych W maju 2018 r. – po skardze Rzecznika Praw Obywatelskich i wyroku Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego – z przepisów porządkowych wykreślono możliwość usuwania uciążliwych pasażerów z pojazdów („osoby zagrażające bezpieczeństwu, porządkowi lub narażające współpasażerów na dyskomfort podróży z powodu braku zachowania elementarnej higieny osobistej (brud i odór), mogą być wezwane przez obsługę pojazdu, pracowników nadzoru ruchu, obsługę metra, kontrolerów biletów lub Straż Miejską do zachowania spokoju lub opuszczenia pojazdu lub stacji metra”) . Zdaniem RPO zasada ta nie miała oparcia w przepisach wyższego rzędu i nie uwzględniała zasad współżycia społecznego, co może prowadzić do „naruszeń konstytucyjnie chronionej godności osoby ludzkiej, prawnej ochrony życia i innych przejawów niehumanitarnego traktowania”.
Miasto nie podjęło próby przyjęcia innego brzmienia przepisów ws. usuwania uciążliwych pasażerów z komunikacji. Przykładowo w Krakowie, zgodnie z przepisami przewozowymi kierowca, „ma prawo odmówić przewozu osób nietrzeźwych, mogących zabrudzić innych pasażerów i pojazd, palących tytoń, używających tzw. e-papierosów oraz środków odurzających, zachowujących się agresywnie, bądź stwarzających inne istotne zagrożenie dla pasażerów”. I nikt tych przepisów nie zakwestionował.
W Warszawie zaś nawet brak biletu nie jest w praktyce przesłanką do wezwania do opuszczenia stacji w przypadku bezdomnych – kontrolerzy biletów omijają takie osoby szerokim łukiem.