Minister infrastruktury Andrzej Adamczyk przedstawił w piątek długo wyczekiwane przepisy dotyczące urządzeń transportu osobistego (UTO), w tym e-hulajnóg, które w przyszłym tygodniu trafią pod obrady rządu. Uznano że UTO, z kilkoma różnicami, powinny korzystać z praw i obowiązków rowerów. Jeśli miejskie samorządy liczyły na jakiekolwiek przepisy, które pomogą im ogarnąć hulajszeringi, będą zawiedzione.
– Powiecie państwo, że te przepisy są liberalne. Ale nie chodziło nam o to, by „zabić” ten sposób poruszanie się po mieście – mówił w piątek wiceminister Rafał Weber, który przyznał, że przygotowując przepisy musiał przejechać się e-hulajnogą kilka razy i sprawiło mu to dużą przyjemność.
Ustawa przygotowana w ministerstwie to nowelizacja przepisów w Prawie o ruchu drogowym i ustawie o elektromobilności. Przede wszystkim wprowadza definicję UTO, czyli pojazdu napędzanego silnikiem elektrycznym, dla jednej osoby poruszającej się na nim, o konkretnych wymiarach maksymalnych (szerokość – 0,9 m, długość – 1,25 m, masa – 20 kg). UTO mają mieć konstrukcyjne ograniczenie prędkości do 25 km/h.
Miejscem do poruszania się UTO, czyli w dzisiejszych okolicznościach przede wszystkim e-hulajnóg, mają być drogi i pasy rowerowe. Jeśli nie ma infrastruktury rowerowej, to można wjechać na jezdnię, ale tylko tam, gdzie ograniczenie prędkości na niej wynosi 30 km/h. W ostateczności, jeśli nie ma drogi rowerowej, a po jezdni można jeździć szybciej, UTO może wjechać na chodnik. – Ma się jednak poruszać powoli, uważnie, z dostosowaniem jazdy do warunków – zastrzegł minister Adamczyk. W tym przypadku UTO różnią się od rowerów, które, zgodnie z przepisami, jeśli nie mają drogi rowerowej, powinny jechać po jezdni.
Z e-hulajnóg i innych UTO nie będą mogły korzystać dzieci do 10. roku życia. Starsze muszą mieć kartę rowerową (to, jak przekonuje minister, dopasowanie przepisów dotyczących poruszania się na rowerze). UTO są jednoosobowe, więc nie można przewozić nim kogoś, ani nikogo ciągnąć. Stosowne rozporządzenie ma uregulować obowiązek wyposażenia UTO w hamulec i oświetlenie. Korzystanie z nich nie będzie wymagało kasku, tak, jak nie ma takiego wymogu na rowerze.
Ograniczenie dla urządzenia, nie dla zachowania
Ministerialni urzędnicy dali do zrozumienia, że w projekcie nie zapisano żadnych kar za nieprzepisowe korzystanie z UTO. Minister Adamczyk dopytywany o to odsyłał do istniejących już przepisów o ruchu drogowym, które przewidują, że kto sprowadzi zagrożenie w ruchu drogowym, podlega karze. Dopytywany o sytuację, w której hulajnogi nie będą miały konstrukcyjnego ograniczenia prędkości, zaznaczył, że w przygotowanych przepisach jest na to sankcja. – Każde naruszenie tych przepisów pozwala nałożyć karę w wysokości od 500 do 10 000 zł – zapowiedział, odpowiadając na pytanie o taką właśnie sytuację.
Warto bowiem zwrócić uwagę, że w myśl przygotowanych przepisów, nie ma ograniczenia w prędkości poruszania się po drogach e-hulajnóg. Jest tylko wymóg, by urządzenie fabrycznie nie mogło się rozpędzić bardziej niż 25 km/h.
Wiceminister Weber, dopytywany dlaczego nie wpisano w przepisy ograniczenia prędkości na chodniku, a jedynie oględnie nakazano im bezpieczną jazdę, z rozbrajającą szczerością przyznał, że nie da się w praktyce skontrolować, czy hulajnoga jedzie 16 czy 18 km/h.
Miasta zostają z przepisami
W przepisach zabraknie konkretnych narzędzi dla miast, o które m.in. postulowało kilka dni temu stowarzyszenie Miasto Jest Nasze, np. możliwości licencjonowania hulajszeringów lub wyłączania konkretnych obszarów z ich działalności. Minister Adamczyk przyznał, że w jego opinii już dziś istnieją przepisy, które to umożliwiają i uznanie UTO za pojazdy, rozwiązuje sprawę. Przytoczył przepis, który ustala opłatę za usunięcie porzuconego pojazdu na 100 zł, a opłatę za jego przechowywanie na 15 zł dziennie.
Propozycja ministerstwa precyzuje więc czym są e-hulajnogi i inne UTO i gdzie, zgodnie z prawem, powinny się poruszać. Nie daje jednak żadnych podstaw, by sądzić, że praktyka ich użytkowania będzie inna niż dotychczas.